Rozdział 29

1.5K 229 103
                                    


DZIEŃ 17 APOKALIPSY

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

DZIEŃ 17 APOKALIPSY

19:54 

                   Ten dzień minął Victorowi i Scarlettowi, niczym z bicza strzelił. Zostali oni szczegółowo oprowadzeni po całych, ogromnych ogrodach, które posiadało państwo Lewis, a także całym wnętrzu niedoszłego hotelu, który wyglądem przypominał starą, średniowieczną willę. Wnętrze udekorowane było w klasycznym i charakterystycznym dla monarchistów stylu wymieszanym z nutką wystroju barokowego. Przeważały odcienie brązu, dębu i ciemnej zieleni, która od lat kojarzyła się z rodziną królewską. Wszystkie pomieszczenia dolnego piętra obnosiły się drogimi dywanami, ogromnymi i pewnie niesamowicie ciężkimi żyrandolami oraz dozgonną czystością. To wszystko kumulowało się na wyobrażenie wielkiego, starodawnego pałacu, gdzie mieszkała jedynie księżniczka i jej dwunastu rycerzy. A szczególnie, kiedy patrzyło się na pokój na żądanie Victora przydzielony im razem, gdzie rozprzestrzeniało się na środku ogromne łoże małżeńskie, nieporównywalne do wygody ostatnich podłóg w opuszczonych budynkach, na których spali.

Jednak cały ten ogromny budynek był czymś niemożliwym i nienamacalnym dla dwójki mężczyzn, którzy dzisiaj się tutaj pojawili. Obaj mieli wrażenie, jakby cofnęli się w rozwoju co najmniej do lat kamienia łupanego, gdzie działające światło, ciepła woda w kranie i pachnące ubrania były czymś nowym, strasznym i obcym. Przez ostatnie dni ich najważniejszym zmartwieniem było to, czy przeżyją do następnego dnia, a nie tłuste włosy, podarte ubranie czy brak odpowiedniej ilości snu.

Teraz wszystkie ugody mieli wysunięte jak na tacy, co było czymś zupełnie nowym.

Dodatkowo po całym dniu zdążyli poznać tajniki posiadania przez państwo Lewis dostępu do normalnych, ludzkich potrzeb. Mowa tu o pasących się może pół kilometra za posiadłością zwierzętach hodowlanych ze starej, opuszczonej farmy czy panelach słonecznych, które zapewniały im prąd. W tym miejscu naprawdę wydawało się, jakby apokalipsa nigdy nie zatarła swojego śladu.

Teraz kiedy późny wieczór objął cały kraj, w tym niewielkie miasteczko nieopodal Delaney, cała uwaga domowników skupiała się na jednym pomieszczeniu, a mianowicie dość ogromnej jadalni, gdzie pośrodku malował się długi, dębowy stół zastawiony jedynie malutkim, srebrnym świecznikiem. Na jego samym krańcu siedział wygodnie książę, prostując skrzywione i bolące od ciągłej wędrówki plecy. Długie, blond, mokre po zażytej kąpieli włosy opadały na jego ramiona pokryte ciepłą, fioletowawą koszulą do snu, podarowaną oczywiście przez Camerona. Przy jego nodze przymilony do księcia siedział Hatsukoi, przeżuwający wcześniej dany przez szatynkę kawałek mięsa, a po jego prawej przysiadł Victor podobnie ubrany, w do połowy mokrych, roztrzepanych włosach. Rozstawił on podane mu przez Mię z kuchni pięć talerzyków z zestawem sztućców. Scarlett zerknął w jego stronę, następnie ku pani domu, krzątającej się po kuchni. Powoli uchylił się w stronę ucha szatyna, pokładając swoją dłoń na jego chudym ramieniu.

LYCORIS RADIATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz