l o v

134 6 2
                                    

Ursa zamknęła cicho drzwi, wzdychając ciężko. To był potworny dzień. Odpięła szybko guzik marynarki, po czym ściągnęła wierzchnie odzienie i rzuciła je na pufę, która stała w przedpokoju. Równie szybko pozbyła się butów, które były bardzo niewygodne, jednak eleganckie. Potrzebowała dzisiaj być elegancka. Bycie szefem jednej ze znanych, wpływowych firm miało swoje plusy, jednak dzisiaj Ursa dostrzegała jedynie minusy.

Od progu powitał ją cudowny zapach pieczeni i aromat świeżych ziół. Uśmiechnęła się delikatnie, zastanawiając się, co pysznego przyrządził dzisiaj jej mąż. Ostatnimi czasy wracał do domu o wiele wcześniej niż ona i zajmował się gotowaniem.

– Wróciłaś – powiedział, pojawiając się nagle w progu przedpokoju. Ursa posłała mu delikatny uśmiech w odpowiedzi. W oczy od razu rzuciły mu się niedbale ściągnięte buty i marynarka. Kobieta była perfekcjonistką, a ich dom czasami przypominał bardziej muzeum niż mieszkalny kąt. Alrich był natomiast jej zupełnym przeciwieństwem. Jako artysta nazywał swój bałagan „artystycznym nieładem" i zaplanowanym działaniem.

– Ciężki dzień?

– Bywało lepiej. Następnym razem, kiedy przyjmę praktykantów powiedz mi, że to zły pomysł – odparła, podchodząc do niego. Alrich parsknął, ale skinął głową, składając niemą obietnicę. Pocałował ją krótko w policzek i chwycił za dłoń, by następnie poprowadzić w kierunku części mieszkalnej.

– Przeczuwałem, że będziesz zmęczona dlatego mam dla ciebie pewną propozycję, kochanie – powiedział z nutą tajemniczości. Poprowadził ją do salonu, w którym już palił się kominek, a ciszę przerywało trzaskanie drewna. Ursa uwielbiała spędzać wieczory w tym naturalnym cieple, owinięta kocem i opiekuńczymi ramionami jej męża. Uśmiechnęła się i spojrzała na niego.

– Co powiesz na kąpiel?

– Od kiedy czytasz w moich myślach? – zaśmiała się, pozwalając się poprowadzić do łazienki.

Alrich był romantykiem. Odkąd się poznali zaskakiwał ją ciekawymi pomysłami, o których sama nawet by nie pomyślała. Ona była realistką, on marzycielem – uzupełniali się doskonale.

Poznała go w najgorszym dniu jej życia, a on odmienił cały jej świat na lepsze, sprawił, że wyłoniła się z ciemności. W pewnym stopniu.



– Kiedy patrzysz na ten obraz, co widzisz? – zapytał nieznajomy, podchodząc do niej od tyłu. Ursa wzdrygnęła się, lecz nadal wpatrywała się w dzieło sztuki. Zmrużyła oczy, jakby próbowała odkryć coś nowego, zauważyć coś, czego nie widział nikt inny.

– To, czego brakuje w dzisiejszym świecie – odpowiedziała po chwili milczenia. Alrich zrównał się w nią i sam przyjrzał się obrazowi, nawet jeśli było to jego najbardziej znane dzieło. Krytycy uwielbiali kolorystykę, którą zastosował, kompozycję oraz znaczenie, które każdy mógł odnaleźć na własny sposób.

– Co takiego?

– Równowaga.

Powiedziała to całkowicie poważnie, pogrążona w przyglądaniu się. Alrich uśmiechnął się i zgodził z nią. Zaintrygowała go, przyciągnęła swoją interpretacją. Była pierwszą osobą, która dostrzegła to, co dla niego wydawało się oczywiste.

Ludzie widzieli bazgroły na płótnie.

Krytycy piękne kolory.

Ursa Wren dostrzegła równowagę, której brakowało w jej własnym świecie.



– Czuję się jak nowonarodzona – powiedziała Ursa, pojawiając się chwilę później w kuchni. Alrich uśmiechnął się na jej komentarz. Od razu zauważył, że założyła swój ulubiony dres, co robiła stosunkowo rzadko, wiedząc jak wiele to znaczy.

– Przygotowałem dla ciebie coś specjalnego, kochanie.

Ursa była elegancka. Choć nie zawsze. Alrich znał ją z zupełnie innej strony i prawdę mówiąc, ta inna strona podobała mu się o wiele bardziej. Pierwszy raz widział ją taką, gdy dzieci były małe. Może nigdy nie była idealną matką, ale jaka matka była idealna? Była dobra, potrafiła zająć się ich dziećmi, bawić się i śmiać.

Popełnili mnóstwo błędów, stracili wiele lat na rozłąkę z córką, która ostatecznie wróciła i, która im wybaczyła. Ursa czasami o tym wspominała, obarczając się całą winą. Mogła być perfekcyjna, elegancka, punktualna, ale nigdy nie była idealna.

Alrich kochał jej nie idealność.



Ursa zaklęła, opadając na łóżko, trzymają w dłoni jeden z testów ciążowych. Alrich spojrzał na nią, siedząc obok po turecku i przyglądając się jej ze spokojem.

– Jestem w ciąży – powiedziała, jakby to była najnormalniejsza wiadomość. Była zdenerwowana, rozdygotana, zła... Alrich nie potrafił określić. W jej oczach zalśniły łzy, jednak nie spodziewał się, by były to łzy radości. – Jestem w ciąży.

Wstała gwałtowanie, mając ochotę krzyczeć.

– Ursa – zaczął Alrich.

– Nie mogę być teraz w ciąży – przerwała mu.

Była jednym z najlepszych żołnierzy jakich miał jej oddział. Za pół roku miała wyjechać na front razem z Bo-Katan, jej najlepszą przyjaciółką. Dziecko zdecydowanie skreśliło wszystkie te plany.

– Przepraszam – wyszeptała nagle. – Ja nie... nie powinnam-

– Hej, rozumiem, to twoje całe życie, Ursa – powiedział cicho. – To też moje życie, dlatego przemyślmy to jeszcze, dobrze? – zapytał. Skinęła głową.

Nie potrafiła zabić dziecka, ani go oddać. Nie potrafiła go nie kochać.

Odeszła ze służby tydzień później, wybierając zupełnie nieznane życie, nie mniej niesamowite czy ryzykowne. Brakowało jej przyjaciół z wojska, brakowało jej Bo-Katan i za każdym razem, gdy przyjaciółka wyjeżdżała na misję, Ursa nie mogła spać, martwiła się i modliła o szczęśliwy powrót. Zarówno ona, jak i Alrich znali prawdziwy strach.

Znali też nadzieję.

Nadzieja zacieśniała więzi, współgrała z miłością.



Po kolacji przeglądali stare zdjęcia – najpierw te ze ślubu i wesela, następnie z dzieciństwa dzieci, aż po te aktualne. Ursa leżała w ramionach męża, opierając się o jego tors, a on przewracał kolejne kartki albumu. Mieli tak wiele wspomnień razem, tak wiele spędzonych wspólnie chwil. Mieli tak niewyobrażalne szczęście, że mogli się spotkać ponad dwadzieścia pięć lat temu.

Kobieta uśmiechnęła się, po czym przymknęła oczy, naciągając koc na ramiona. Alrich pocałował ją w czubek głowy, po czym odłożył album na bok i otulił ukochaną ramionami.

– Dziękuję, Alrich, za całe życie z tobą – wyszeptała, zanim zapadła w spokojny sen.

– Nie masz za co, kochanie. Cała przyjemność po mojej stronie – odszepnął i również zamknął oczy, choć jeszcze długo wsłuchiwał się w bicie jej serca, najpiękniejszy dźwięk na świecie.


Part 5/6

of

Valentine's definition of love

I'll show you the stars || star warsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz