Rozdział trzydziesty pierwszy

1.4K 104 41
                                    




— Ej, Malfoy!

Naburmuszony głos Gryfona rozniósł się echem po korytarzu i zaraz po tym dookoła nagle zrobiło się trochę ciszej. Ludzie zaczęli szeptać między sobą, dyskretnie odwracając głowy. A raczej starali się to robić dyskretnie, bo nie wychodziło im to najlepiej. Pansy odwróciła się w jego stronę jako pierwsza, unosząc idealnie pomalowaną brew. Harry zagryzł policzki, przyciskając książkę mocniej do piersi. Wiedział, że niepotrzebnie robił widowisko, ale nie uśmiechało mu się spotykać z nim gdzieś na uboczu tylko po to, żeby oddać mu jego własność.

— Czego chcesz Potter?

— Mógłbyś lepiej pilnować swoich rzeczy — rzucił, wyciągając przed siebie trzymaną książkę. Kiedy blondyn wciąż jej od niego nie wziął, przycisnął ją mocno do jego klatki i puścił. Chłopak złapał ją, ale spojrzał na niego wściekle. — Snape kazał ci to oddać. Nie denerwuj się tak, Merlinie.

Wywrócił oczami i odwrócił się na pięcie, by odejść.

— Pieprzony pupilek.

Harry stanął w miejscu, słysząc za sobą dosyć głośny komentarz blondyna i towarzyszący mu rechot Zabiniego. Odwrócił się gwałtownie i złapał starszego chłopaka za kołnierz, sprowadzając go nieco niżej, a na korytarzu zapadła grobowa cisza. Wszyscy zamarli w bezruchu, obserwując ich. Niepewni, czy dojdzie do następnej bójki, czy może tym razem wszystko rozejdzie się po kościach.

— Oddałem ci coś, co jest twoje, a równie dobrze mogłem wrzucić to do kominka i o tym zapomnieć, więc może jak raz nie zachowywałbyś się jak kawał chuja, tylko podziękował?

— Nie mam zamiaru za nic ci dziękować.

Harry posłał mu złośliwy uśmiech, kiwając głową z udawanym zrozumieniem.

— No tak, przecież masz zbyt wygórowane ego, by się na to zdobyć.

— Poczucie własnej wartości, Potter — również złapał go za kołnierz, z furią w oczach. —To różnica.

— Poczucie własnej wartości, a patrzenie na wszystkich z góry to też różnica, a ty jej nie widzisz. Ego padło ci już na wzrok?

— Odszczekaj to.

— Woof, woof, bark — włączył się Zabini, ale Pansy posłała mu pobłażliwe spojrzenie i trzepnęła w tył głowy, zanim Harry zdążył to skomentować.

— Dlaczego się z tobą zadaję? — spytała retorycznie, podczas gdy Draco i Potter wciąż mierzyli się wściekłymi spojrzeniami, trzymając drugiego za kołnierz koszuli tak mocno, że pobielały im knykcie. — Wystarczy robienia scen, dajcie sobie po razie i tyle.

— A już myślałam, że chociaż raz powiesz coś mądrego — Hermiona znalazła się przy nich w kilka sekund, kiedy tylko z drugiego końca korytarza zauważyła cztery znajome postacie. — Znowu dostaniecie szlaban, uspokójcie się.

— Za to ty jak zwykle mądrzysz się za troje — odparowała jej Ślizgonka, a szatynka otworzyła usta z zamiarem odgryzienia się, ale zrezygnowała. Nie powinna się zniżać do ich poziomu.

Dziewczyny złapały Harry'ego i Draco za ramiona i odciągnęły ich od siebie, ale nie stawiali zbytniego oporu.

— Chodźmy, Draco. Nie warto marnować czasu.

— Tutaj się akurat zgodzę. Chodź, Harry.

Chłopcy posłali sobie ostatnie wrogie spojrzenia, kiedy obejrzeli się na siebie przez ramię.

Home | Drarry fanfictionWhere stories live. Discover now