XLII

1K 71 0
                                    

- Czas już wstawać, chłopcy. - szepnęła pani Weasley, lekko potrząsając Harrym.

- Z tego co mi wiadomo to nie jestem chłopcem. - mruknęła Aurora, unosząc nieznacznie głowę, by móc spojrzeć na zaskoczoną Molly.

- Aurora? Co ty tutaj robisz? - zapytała zszokowana kobieta, obserwując leżącą niedaleko bliźniaków dziewczynę. - Powinnaś spać w pokoju Ginny.

- Taki był plan, ale dzień po moim przyjeździe Bill i Charlie przenieśli moje łóżko do ich tymczasowego pokoju. - odpowiedziała, podnosząc się do pozycji siedzącej. - Oczywiście bez mojej zgody! - dodała szybko, gdy zauważyła wzrok pani domu.

- No dobrze... więc co robisz w tym pokoju? - zapytała, podchodząc do Rona.

- Pani najstarsi synowie wyrzucili mnie ze swojego, gdy dowiedzieli się, o której godzinie mam wstać, by udać się na mistrzostwa.

- Ja już sobie z nimi porozmawiam. - fuknęła Molly i potrząsnęła Fredem.

- Co, już czas? - zapytał zaspany bliźniak, patrząc nieprzytomnie na swoją rodzicielkę.

Aurora wygramoliła się jak najszybciej z łóżka i po zabraniu wcześniej przygotowanych ubrań, udała się do łazienki. Gdy wróciła do pokoju każdy był już ubrany, więc wszyscy razem zeszli do kuchni, ziewając i przeciągając się.

- No i co wy na to? - zapytał ich pan Weasley, wskazując na swój ubiór, który składał się ze swetra z golfem i trochę na niego za dużych, bardzo starych dżinsów z grubym skórzanym paskiem. - Mamy tam być incognito... Harry, czy wyglądam jak mugol?

- Tak. - odrzekł Potter, uśmiechając się. - Wspaniale.

- Gdzie jest Bill, Charlie i Pe-eee-ercy? - zapytał George, któremu nie udało się stłumić potężnego ziewnięcia.

- Przecież oni się teleportują, prawda? - powiedziała pani Weasley, stawiając na stole wielki garnek, z którego zaczęła nalewać owsiankę do misek. - Mogą trochę dłużej poleżeć.

- Zazdroszczę. - mruknęła Aurora, zabierając się za swoją porcję.

- No tak, oni się wylegują. - burknął Fred, przysuwając sobie miskę owsianki. - Dlaczego my też nie możemy się teleportować?

- Bo jesteście za młodzi i nie zdaliście egzaminu. - warknęła pani Weasley. - Co jest z tymi dziewczynkami? - zapytała i wypadła z kuchni, by zacząć wspinać się po schodach do pokoju Hermiony oraz Ginny.

- To trzeba zdać egzamin, żeby się teleportować? - zapytał Harry.

- O, tak. - odrzekł pan Weasley, wsuwając bilety na mistrzostwa do tylnej kieszeni spodni. - Departament Transportu Magicznego musiał właśnie ukarać parę osób za teleportowanie się bez licencji. Teleportacja wcale nie jest łatwa, a jak nie zrobi się tego we właściwy sposób, może dojść do przykrych komplikacji. Ci, o których mówię, rozszczepili się.

- Idealny temat do rozmowy przy posiłku. - stwierdziła Aurora z niesmakiem.

- Rozszczepili się? - powtórzył Potter.

- Tak, zdeportowali się tylko w połowie. - powiedział mężczyzna, wlewając sobie do owsianki sporą porcję syropu. - No i oczywiście ugrzęźli. Nie mogli się ruszyć ani wte, anie wewte. Musieli czekać na Czarodziejskie Pogotowie Ratunkowe, żeby ich z powrotem poskładało do kupy. Było mnóstwo papierkowej roboty, nie mówiąc już o mugolach, którzy natknęli się na części ich ciał...

- I co, nic im się nie stało?

- Och nie. - stwierdził rzeczowo pan Weasley. - Ale musieli zapłacić wysoką grzywnę i nie sądzę, by znowu próbowali się teleportować w takim pośpiechu. Z teleportacją nie ma żartów. Wielu dorosłych czarodziejów w ogóle jej nie stosuje. Wolą miotły... Są wolniejsze, ale bezpieczniejsze.

- Ale Bill, Charlie i Percy potrafią?

- Charlie musiał dwa razy zdawać egzamin. - powiedziała rozbawiona Aurora.

- Za pierwszym razem oblał. - oznajmił Fred. - Aportował się pięć mil na południe od wyznaczonego miejsca i w dodatku na głowie jakiejś starszej pani robiącej sobie spokojnie zakupy... Pamiętacie?

- Tak, pamiętamy, ale za drugim razem zdał. - odpowiedziała pani Weasley, wkraczając do kuchni wśród ogólnych chichotów.

- Percy zdał dopiero dwa tygodnie temu. - wyjaśnił Harry'emu George. - Od tego czasu teleportuje się z sypialni do kuchni, żeby pokazać, że potrafi.

- Dlaczego musimy zrywać się tak wcześnie? - jęknęła Ginny, która właśnie pojawiła się w pomieszczeniu i trąc oczy usiadła na swoim miejscu przy stole.

- Mamy kawałek do przejścia. - odrzekł pan Weasley.

- Do przejścia? - zdziwił się Harry. - Idziemy pieszo na mistrzostwa świata?

- Nie, nie, to całe mile stąd. - odpowiedział mężczyzna, uśmiechając się. - Ale kawałek trzeba przejść. To właśnie sprawia zwykle dużą trudność wielu czarodziejom: jak się gdzieś zgromadzić, żeby nie ściągnąć na siebie uwagi mugoli. Musimy być bardzo ostrożni, kiedy podróżujemy, a co dopiero przy takich wielkich zgromadzeniach, jak mistrzostwa świata w quidditchu...

- George! - krzyknęła ostro Molly, przez co wszyscy podskoczyli.

- Co? - zapytał bliźniak niewinnym tonem, który niestety nikogo nie zwiódł.

- Co masz w kieszeni?

- Nic!

- Nie kłam mi w żywe oczy!

Pani Weasley wycelowała różdżkę w kieszeń George'a i powiedziała:

- Accio!

Z kieszeni wystrzeliło kilkanaście, małych kolorowych kostek. George chciał je złapać, ale nie zdążył i wszystkie wyładowały na wyciągniętej dłoni kobiety.

- Miałeś je zniszczyć! - fuknęła ze złością, pokazując garść gigantojęzycznych toffi. - Kazaliśmy ci pozbyć się tego świństwa! Wywrócić mi zaraz kieszenie na lewą stronę, cała trójka!

Aurora z bliźniakami próbowała przeszmuglować z domu tyle toffi, ile im się uda, a pani Weasley odnalazła wszystkie dopiero dzięki zaklęciu przywołującemu.

- Accio! Accio! Accio! - wykrzykiwała, a toffi wyskakiwało z najróżniejszych dziwnych miejsc, w tym spod koszulki Aurory i podszewki kurtki George'a oraz zza podwiniętych nogawek dżinsów Freda.

- Wynalezienie ich kosztowało nas sześć miesięcy pracy! - zawołał starszy bliźniak do matki, kiedy wyrzucała cukierki.

- Wspaniały sposób na zmarnotrawienie sześciu miesięcy! - wrzasnęła. - Trudno się dziwić, że wasza dwójka zaliczyła tak mało SUMów!

Atmosfera nieco zgęstniała, a pani Weasley wciąż była nachmurzona, kiedy całowała męża w policzek na pożegnanie. Zepsuty humor kobiety nie równał się z emocjami towarzyszącymi bliźniakom, którzy szybko zarzucili plecaki i wyszli z kuchni bez słowa.

- No, to bawcie się dobrze. - powiedziała Molly. - I zachowujcie się jak należy! - zawołała w stronę bliźniaków, którzy nawet się nie obejrzeli ani nie odpowiedzieli. - Billa, Charliego i Percy'ego wyślę gdzieś koło południa. - dodała, zwracając się do pana Weasleya, kiedy on, Harry, Ron, Hermiona i Ginny ruszyli przez ciemny trawnik za goniąca za Fredem oraz George'em Aurorą.

We used to dance in the rain | Cedrik DiggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz