Rozdział 21

423 24 2
                                    

- Zabiorę ją do domu.- Stwierdził zielonooki, kiedy już o własnych siłach, mogłam swobodnie stać obok niego. Ten mimo wszystko podtrzymywał mnie asekuracyjnie w pasie.

- Przypilnuj, żeby zjadła coś porządnego.- Odparł Deaton, uśmiechając się.- I niech nie przemęcza się za bardzo, przez następnych kilka dni.- Dodał, co już mnie zirytowało.

- Ona stoi obok i was słyszy. I nie potrzebuje niańki.- Rzuciłam. Na dowód swoich słów chciałam odwrócić się i wyjść z gabinetu weterynarza, ale gdy tylko wyswobodziłam się z uścisku alfy, i postawiłam kilka kroków, Derek znów musiał mnie złapać, gdyż straciłam równowagę.

Krew wilkołaka, faktycznie mi pomogła, jeśli chodzi o odzyskanie sił i proces gojenia ran. Nie mniej, w stanie, w jakim byłam, powinnam była przyjąć jej nieco więcej. Nie chciałam jednak narażać niepotrzebnie przyjaciela.

- No właśnie widać.- Mruknął pod nosem ciemnowłosy, po czy wziął mnie na ręce i bez trudu, nic sobie nie robiąc z moich oporów i narzekań, zaniósł do swojego Camaro.- Wsiądziesz sama, czy mam ci pomóc?- Zapytał, otwierając drzwi, jednak wciąż, drugą ręką pomagając mi utrzymać równowagę.

Udając wielce obrażoną, wsiadłam do samochodu, a właściciel pojazdu, chwilę później. Mruknął coś o pasach, ale kiedy nic nie odpowiedziałam, prychnął pod nosem i ruszył z parkingu. Po drodze kilkukrotnie próbował nawiązać ze mną rozmowę, ale zbyt pogrążona byłam we własnych myślach.

Wciąż miałam w głowie smak i zapach krwi Dereka, i nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to była najlepsza krew, jaką kiedykolwiek piłam. Próbowałam zganiać go na fakt, że od kilku tygodni nie porzywiałam się, w dodatku byłam mocno osłabiona i dużo własnej krwi też straciłam, ale coś mówiło mi, że powód tego był zupełnie inny, ale nie chciałam przyjąć tego do wiadomości.

***

- Będziesz mnie tak ignorować przez cały czas?- Z zamyśleń wyrwał mnie głos widocznie ziryrowanego Dereka. Nie dziwię się, od kilkudziesięciu minut kompletnie już nie reagowałam na jakiekolwiek bodźce z jego strony. W międzyczasie zauważyłam, że ponownie, z kilku możliwych dróg do mojego domu wybrał tę najdłuższą, a w dodatku jechał nadzwyczaj przepisowo.

- Dlaczego to zrobiłeś?- Zadałam pytanie, jakie od dłuższego czasu chodziło mi po głowie.

- Ugryzłem cię? Nie wiem. Nie wiele tam widziałem, poza tym...- Zaczął mówić nie patrząc na mnie. W jego głosie słyszałam skruchę i coś na kształt poczucia winy. I choć na prawdę chciałam usłyszeć co dalej, bardziej ciekawił mnie inny aspekt dzisiejszego wieczoru, dlatego przerwałam mu.

- Nie o tym mówię. Dlaczego nakarmiłeś mnie swoją krwią? Nie zrozum mnie źle, jestem wdzięczna, za pomoc, ale Deaton powiedział ci, jakie jest ryzyko. Dlaczego postanowiłeś je podjąć?- Bardzo ostrożnie dobierałam słowa.

- Słyszałaś o czym rozmawialiśmy?- Zapytał zdziwiony.

- Przez sen. I wierz mi, bardzo chciałam się obudzić.- Odpowiedziałam, po czym zasugerowała powrót do tematu.-  Powiesz mi co się cię pokusiło, żeby tak ryzykować.

- Martwiłem się o ciebie.- Rzucił, wzruszając ramionami.

- Ale... Mogłam cię zabić.- Powiedziałam, przy okazji sama sobie uświadamiając, jak wielkim niebezpieczeństwem dla niego byłam.

- Nie zrobiłaś tego.- Stwierdził, a w jego głosie usłyszałam chichot, na co spiorunowałam go wzrokiem. Alfa, zauważają co to westchnął ciężko.- Słuchaj. Sam wpakowałem cię w kłopoty. Na prawdę nie wiem, czemu i jak to wytłumaczyć, ale jesteś dla mnie na prawdę bardzo ważna, i nie chcę cię stracić. Gdybym miał podjąć tę decyzję jeszcze, zrobiłbym to samo. Wierz mi, nie namyślałem się długo.

- Dziękuję. Ale nie rób tego więcej.

- Nie mogę obiecać.- Ponownie beztrosko wzruszył ramionami.
Wciąż czasami nie mogłam uwierzyć, jak bardzo jego zachowanie " w towarzystwie" różniło się od tego, kiedy byliśmy sami. Można było pomyśleć, że obok mnie siedzi zupełnie inna osoba.
Spojrzałam na niego, zaskoczona tym co powiedział.
- Słyszałaś lekarza, masz zjeść coś porządnego. I nie mam zamiaru pozwolić ci na takie głodówki więcej.

- Będziesz mnie pilnował?

- A żebyś wiedziała.- Po tych słowach zaśmialiśmy się oboje.

-Boże, jak ja uwielbiam tego człowieka.- Pomyślałam.

Pomimo przeszkód II: Nowi wrogowieWhere stories live. Discover now