7. Łatwiej będzie to napisać

547 31 31
                                    


Wstałam z łóżka godzinę później, kiedy Damiano już spał. Miałam wrażenie, że jeszcze trochę i oszaleję od wszystkich emocji, które towarzyszyły mi od wczoraj. Myślałam o tym, co wydarzyło się rano. To nie mógł być sen. Nadal czułam, że miałam go w sobie.  Naprawdę kochałam się z Damiano. Dotykał mnie tak, jak dawno nie dotykał mnie nikt inny. Pomyślałam, że ostatni raz uprawiałam seks wieki temu.  A dobry seks... z facetem... moja pamięć chyba nie sięgała tak daleko. Do tej pory tylko moja była wiedziała, jak w momencie doprowadzić mnie do szaleństwa. Koleś, z którym kiedyś przespałam się po imprezie, też był całkiem niezły w te klocki. Ale pomiędzy byciem niezłym, a tym, co wydarzyło się dziś, rozciągała się ogromna przepaść.

Głośno wypuściłam powietrze. W każdej innej sytuacji powtarzałabym zapewne, że to zbyt piękne, by było prawdziwe.

 Ale teraz... teraz dochodziła kwestia Morettich. 

Moja sytuacja była tragiczna. Nie miałam pieniędzy. Nie miałam nawet swoich rzeczy. Musiałam wrócić do Polski, gdzie czekał na mnie niewielki pokój w wynajętym mieszkaniu, kiepska praca i opłaty. Co ze studiami? Miały być przepustką do lepszego życia, a obecnie nie miałam szans, żeby na nie wrócić. Nie było mnie stać na edukację w trybie stacjonarnym. Nawet jeżeli mój biologiczny ojciec poczuwał się do odpowiedzialności utrzymywania mnie, nie zamierzałam wysępić od niego ani złotówki. Byłam na to zbyt dumna. Z drugiej strony... co mi pozostawało? W najgorszym wypadku mogłam u niego zamieszkać. Nie odmówiłby mi pomocy. Zostałabym tam, dopóki nie stanę na nogi... dopóki nie znajdę sensownej pracy... na co nie miałam szans z wilczym biletem wystawionym przez Morettich. Mój Boże, byłam w naprawdę głębokiej dupie. 

Wypaliłam papierosa przy uchylonym oknie i nastawiłam kawę. Nie byłam głodna. Żołądek miałam tak ściśnięty, że mogłam zapomnieć o jedzeniu. 

Poczułam wibrację telefonu. Widząc numer koordynatorki, wzięłam głęboki oddech.

— Halo?

— Cześć, Olga. — Głos kobiety był lodowaty. — Veronica Moretti przekazała mi, że twoje rzeczy będą czekały przed domem. Masz je odebrać i nie wchodzić do środka, bo, pozwolę sobie zacytować, odprowadzą cię karabinierzy. 

— Ale...

— Bądź u nich o jedenastej. Masz gdzie spać?

— Nie udawaj, że cię to obchodzi.

— Daruj sobie. Miałaś więcej szczęścia niż rozumu. Pani Moretti znalazła wszystkie fanty pod twoim materacem. Tylko dlatego ominie cię sprawa karna.

— Jakie znowu fanty?!

— Olga, przestań robić z siebie niewinną lilię, bo naprawdę nie mam na to siły. Wiesz, jaki mamy tu teraz burdel?! Ukradłaś biżuterię za prawie cztery tysiące euro i...

— Co?! Biżuterię?! Wiesz, mam już tego dość. Niech oni zgłoszą sprawę do karabinierów i udowodnią mi winę. Mówię poważnie. 

W chwili gdy wypowiedziałam te słowa po plecach przeszedł mi zimny dreszcz. Przecież oni nie mogli iść na policję. Nie mogli. Bo szkatułka pani Moretti była usiana moimi odciskami palców, z czego ta wiedźma doskonale zdawała sobie sprawę. Codziennie wybierała sobie biżuterię. Codziennie zapinałam łańcuszki na jej obwisłej szyi. Zbierało mi się na wymioty.

— Ona to zaplanowała — szepnęłam.

— Co? Olga, słyszysz, co mówisz? 

— Posłuchaj mnie! Nie raczyliście mnie uprzedzić, że to miejscowi wariaci. Być może są zamieszani w śmierć swojego syna. Tu wszyscy o tym mówią, wszyscy o wszystkim wiedzą! Od dwóch dni sama się tym interesuję. Dowiedzieli się i dlatego wymyślili tę bajeczkę o kradzieżach. Poza tym, znasz mnie chyba. Nigdy nie miałaś na mnie żadnych skarg. Pamiętasz Wiedeń i Saskie? Ona prawie nie kontaktowała, a jej córka niczym się nie przejmowała! Mogłam wynieść połowę tamtego domu i nikt by tego nie zauważył! A w Oslo u Niklasa i Ingrid? Cholera, oni spali na pieniądzach! Nigdy w życiu nikogo nie okradłam. Ludzie wystawiali mi laurki! Sama mi mówiłaś, że jestem w tym dobra! — Głos zaczynał mi się łamać. — Dobrze wiesz, że tego nie zrobiłam, prawda?

Ostanie wakacje || 18+ || Damiano David ffWhere stories live. Discover now