Rozdział 36

248 15 1
                                    

- Cholera. - przełknęłam.

- Udawaj że nie słyszysz. - powiedział i ostatni raz mnie pocałował.

Pomógł mi wstać i rzucił mi szlafrok. Ubrałam się i wyszłam do dziewczynki. Siedziała na łóżku cała rozpłakana. Zaraz usiadłam obok niej, a ona się przytuliła do mojego brzucha.

- Gdzie...b-byłaś... - łkała dziewczynka.

- W pokoju obok, z kotkiem. - powiedziałam głaszcząc ją po plecach.

- Ja nie chce spać sama... - powiedziała.

Wstałam i wzięłam ją na rączki. Poszłam z nią do sypialni gdzie nie było blondyna. Był w łazience i podejrzewałam co robi. Położyłam ją na kanapie i obstawiłam poduszkami by nie spadła. Podłożyłam jej poduszki pod głowę i okryłam pierzyną.

W tym czasie blondyn wyszedł z łazienki. Gdy to zobaczył to się załamał. Podszedł do mnie i oparł swoją głowę o moją. Oparłam się plecami o tors chłopaka.

- Idziemy spać. - powiedział zrezygnowany.

Zaśmiałam się cicho i poszłam rzucić się na łóżko. Adrien położył się obok mnie. Po chwili przypomniałam sobie o soczewkach i poszłam je zdjąć. Gdy byłam w łazience zadzwonił telefon.

Adrien podszedł do mnie z telefonem i zamknął drzwi od łazienki. Numer zastrzeżony. Oboje dobrze wiedzieliśmy co to znaczy.

Odebrałam i zrobiłam na głośno mówiący. Nikt się nie odzywał. Trwaliśmy w tej ciszy. Ta rozmowa się nagrywała więc mogłam spokojnie czekać. W pewnym momencie złym głosem Czarna Maska powiedział:

- Nie przywitasz się?! Przecież już się znamy...

- Ale nie lubimy. - stwierdziłam spokojnie.

- To od teraz się lubimy.

- No chyba nie. - powiedziałam i wywróciłam oczami. - Czego chcesz?

- Ostatnio mnie posłuchałaś... Możesz sobie czegoś zażyczyć.

Spojrzałam na mojego ukochanego i chwilę pomyślałam. Chciałam zadać pytanie które przybliży mnie do poznania jego tożsamości. Musiałam to rozegrać w sposób godny szachisty.

- Obstawiam że cię znam. Inaczej byś tyle o mnie nie wiedział. A więc życzę sobie byś pokazał mi swoją posturę.

- Wybierz coś innego. Takie coś może być w następnym poziomie.

Cicho westchnęłam. Adrien cicho przyglądał się naszej rozmowie. Nic nie podpowiadał więc muszę sama to rozegrać. Skupiłam się i zadałam pytanie.

- Nie zaprzeczyłeś że się znamy. Kazałeś mi zadać coś innego więc wystraszyłeś się że cię poznam. Więc powiedz mi jak bardzo cie znam. Jest 5 kategorii: rodzina, przyjaciel, kolega, znajomy i nieznajomy.

- Znajomy. A teraz moja kolej naszej gry. Kolejne zadanie. Pod twoją opieką jest dziecko. Jej matka jest u mnie. Ukryłem ją bez jedzenia i wody dziś o 20.00. Żeby ją znaleźć masz jedną wskazówkę. Ty uwielbiasz to miejsce.

- Co za to będę miała?

- Możesz zobaczyć moją posturę.

Rozłączył się. Spojrzałam na moje odbicie w lustrze i na moje kocie soczewki. Skupiłam się a Adrien położył mi rękę na plecach.

- Czyżby to nie było to pole z końmi przy lesie? - zapytał zamyślony.

- Ejjj, to może być to...

- Co z małą? - zapytał wychodząc z łazienki i ubierając się. Też się przebrałam i zaczęłam budzić Sarę.

- Zawieziemy ją do mojej mamy.

~~~

Kiwnąłem głową. Mari zadzwoniła do swojej mamy. Słyszałem jak mówi by założyła kocie soczewki. Ja obudziłem delikatnie Sarę. Na w pół śpiącą dziewczynce założyłem spodenki i bluzę.

- Sara, pojedziemy do mamy Kocicy dobrze? Ona nazywa się stara kotka. Jedziemy po twoją mamę. - powiedziałem i wziąłem ją na ręce.

Poszliśmy z Mari do auta. Wsiadłem za kółko a Mari z dziewczynką usiadła z tyłu. Tłumaczyła jej o Sabine. Gdy dojechaliśmy otworzyła nam Sabine w niebieskich soczewkach kota. Oddaliśmy jej dziecko i pojechaliśmy na polane.

Mieliśmy tylko po jednym pistolecie schowanym tak żeby nikt nie widział. Było dość ciemno więc trzeba było uważać. Założyliśmy kocie maski i poszliśmy szukać ofiary. Gdy dojechaliśmy koni nie było. Przy jednym z drzew na końcu polany była przywiązana jakąś kobieta.

Pobiegliśmy do niej. Mari zaczęła ją rozwiązywać a ja ją kryłem. Mówiła do niej spokojnie tak że nawet ja byłem spokojniejszy. Widziałem kobietę która strach zmieniła w spokój drugiej kobiety. Była niesamowita.

- Ja mam córeczkę... Tylko ona... Mi została a jeżeli... On... Ją wziął to ja chce umrzeć... - mówiła łkając.

- Ja ją mam. - powiedziała Marinette i się uśmiechnęła.

- Ale ty jesteś chyba... Ko - kocicą...

- Jestem ale nic jej nie zrobiłam. Jest u mojej znajomej. Jest cała i zdrowa i za panią tęskni.

Zaprowadziliśmy ją do auta, a przy nim ktoś stał. Szerokie barki wysoki w miarę dobrze zbudowany...z naciskiem na "w miarę". Nie za wysoki. Około sto osiemdziesiąt centymetrów. Lekko przygarbiony z kominiarką na głowie.

Stał tyłem do nas. Osłoniłem  kobietę sobą a Mari ułożyła rękę tak, że do jej broni było zaledwie kilka centymetrów. Po chwili nieznajomy odezwał się niskim głosem, ale innym niż w słuchawce.

- Masz nagrodę. A teraz kolejna rzecz...

- Kurwa stop! - wydarła się stanowczo Mari. - Najpierw ja! Na bankiecie zrobiłam co chciałeś a ty i tak kogoś zraniłeś! Złamanie zasad!

Czarna Maska wyciągnął broń i zaczął iść w stronę Mari. Ona zaczęła iść w jego stronę i 2 metry przed nim wyciągnęła broń celując w jego głowę. Dobra posunięcie, może mu się bliżej przyjrzeć i go zdezorientuje.

- Lubie Cię Marinette. Masz rację. Masz jedno pytanie w zamian.

- Nie, teraz gra na moich zasadach. - powiedziała dziewczyna przykładając mu broń do głowy. - Kiedy nie spełnię jednego życzenia nic nie możesz nikomu zrobić.

Zgodził się i strzelając w jakieś zwierzę które nam się przyglądało uciekł. Mari pobiegła w stronę strzału. Ja osobiście nic nie widziałem, ale gdy się przyjrzałem zauważyłem coś ciemniejszego niż reszta.

- Mistral! - wydarła się Mari a ja odruchowo do niej pobiegłem.

Mama Sary pobiegła za nami a ja zobaczyłem leżącego i krwawiącego konia. Pobiegłem po apteczkę.

~~~

Dlaczego na to pozwoliłam?! Padłam na kolana przy koniu i zaczęłam go uspokajać. Zaczęłam dotykać miejsce wokół rany. Adrien przyniósł apteczkę a ja wyciągnęłam duży kawałek gazy.

Przyłożyłam do rany a koń zaczął głośno rżeć. Potem znów go uspokoiłam i jednocześnie odkażałam ranę. Dzięki pomocy Adriena który poświecił mi latarką wyjęłam pocisk i zaszyłam ranę.

Pomogłam koniu wstać i przeszłam się z nim. Po chwili namysłu stwierdziłam że muszę z nim zostać. Pogłaskałam Mistrala po głowie między oczami. Po chwili położyłam głowę ne jego łbie.

Zamknęłam oczy Mistral zrobił to samo. Nie zostawię go tu. Nie wybaczę sobie jeżeli coś mu się stanie. Słyszałam że pojedyncze konie ze stada podchodzą do nas. Słyszałam że Adrien uspokaja kobietę, która twierdzi że to dzikie konie i mogą nas zabić.

Odeszłam krok od Mistrala i westchnęłam. Spojrzałam na telefon która godzina. Czwarta nad ranem, niedługo piąta. Znów włożyłam telefon do tylniej kieszeni.

Spojrzałam na blondyna który czegoś się domyślał.

- Zajmij się panią a ja zostaje. - powiedziałam do mojego ukochanego.

- Nie. - odpowiedział krótko.

Przyjmiesz mnie do mafii, Marinette? /miraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz