Epilog

1K 39 8
                                    

Dzięki magi ogród Malfoy Manor był wstanie pomieścić pięćset krzeseł, dla gości, na czas ceremonii, oraz ołtarz, zrobiony z srebrnego łuku ozdobionego białymi liliami i różami.

Z markotną miną stał na wyznaczonym dla niego miejscu, z urzędnikiem i Zabinim, będącym tuż przy jego boku.

Do ceremonii zostało już kilka minut. Wszyscy goście dotarli na miejsce. W pierwszym rzędzie mógł dostrzec swojego ojca, Lunę, państwo Nott Junior oraz swoich przyszłych teściów. W dalszych ławka dostrzegł kilka znajomych twarzy ze szkoły, głównie z jego domu, choć było kilka wyjątków w postaci jak panny Patil czy też Olivera Wooda, dawnego Gryfona. Większości osób nie kojarzył, ale jakoś nie był szczególnie tym zaskoczony. Spodziewał się, że matka zaprosi dużo wpływowych ludzi, nawet takich, których sama nie znała.

Miał wrażenie, że Lucjusz nie jest zadowolony. Co on prawda wiedział, że jest mistrzem jeśli chodzi o skrywanie uczuć, ale przez parę sekund wydawały mi się, że widział u ojca coś na kształt współczucia. Jednak nie mógł długo na niego patrzeć. Po części, ślub był jego winą.

Westchnął ciężko, kiedy zaczęli grać marsza weselnego.

Na końcu czerwonego dywanu, który był jedyną ozdoba w tak mocnym kolorze, pojawiła się Panna Młoda.

Jej suknia miała delikatny tren, który delikatnie falował z każdym jej krokiem. Górna część, wykonana z koronki ozdobionej małymi diamencikami, opinała ciasno jej tułów. Delikatna kwiecista koronka delikatnie opinała jeszcze jej ramiona, robiąc za krótkie rękawki. Dolna części sukni, wykonana z delikatnej satyny, swobodnie opadała ku ziemi. Całość dopełniał grub welon, który zasłaniał cała twarz kobiety, tak że nie było widać jej wizerunku.

Na skromny bukiet lilii nawet nie zwrócił uwagi.

Całość prezentowała się dobrze, musiał to przyzna, nawet zabiło mu szybciej serce. Szybko jednak przyszło opamiętanie. To nie była jego Aurora. Nie miał czym się ekscytować.

Moment, nim stanęła u jego boku, ciągną mu się wiecznie. Miał wrażenie, że nigdy to nie nastąpi.

Świadomość, że zaraz pogrąży się na całe życie, przyćmiła jego spostrzegawczość. Nawet na tyle, że nie dostrzegł promiennego uśmiechu Anastazji, która dumnie kroczyła za Panną Młodą, by ostatecznie zatrzymać się za Tracey, której twarz nic nie pokazywała.

Z tego wszystkiego nie zwrócił uwagi na słowa swoje przysięgi małżeńskiej. Bezmyślnie powiedział tak, starając się myśleć o wszystkim innym, tylko nie obecnej chwili.

Przez ogród przeszły szmery zaskoczenia. Zajęty swoimi myślami nawet tego nie dostrzegł.

- Ja, Aurora biorę ciebie...

Zmarszczył brwi. Aurora? Miał wrażenie, że się przesłyszał. Dlaczego ta wiedźma pomyliła swoje imię?

Podniósł swoje spojrzenie, wcześniej utkwione w ich złączonych dłoniach, na swoją przyszłą małżonkę, ukrytą za welonem.

Uważnie obserwował towarzyszkę, nie przekładając większej uwagi do jej przysięgi. Liczył na cud, jakieś wyjaśnienie dlaczego podała złe imię. Nic takiego jednak nie nastąpiło.

- Możesz pocałować Pannę Młodą. - Podsumował urzędnik.

Przełknąć ślinie. Drżącymi rękami chwycił za koniec welonu, by odsłonić twarz wybranki.

Na "sali" zapanowała kompletna cisza. Zebranie goście wstrzymali oddech, wyczekiwaniu na ujawnię oblicza kobiety. Wszyscy dobrze słyszeli imię pojadę przez kobietę, chociaż urzędnik wypowiedział je poprawnie. Mieli nadzieję, że to błąd, jakieś nieporozumienie.

Ślub Malfoya i Greengrass miał połączyć dwa, stare rody. Miało być to wydarzenie roku. Dla większości zebranych ludzi na ceremonii był to tylko interes. Chodziło o pokazanie światu swojej pozycji, być może nawiązaniu nowych, korzystnych znajomości.

Głupkowaty uśmiech pojawił się na jego twarz. Wszędzie rozpoznałby te dołeczki w policzkach, delikatne usta, zielone oczy z tą nie znikającą iskrą radości, grzywkę w mysim kolorze, delikatnie zasłaniająca jej czoło.

Niewiele myśląc przywarł do jej ust.

Choć był pewien, że miała mu za złe zerwanie związku, bez wahania oddała pocałunek.

- Cholera. - Zaklął Zabini, z uśmiechem, podziwiając, szczęście przyjaciela.

- Jak? - Wyszeptał, zaskoczony, Lucjusz, wstając z krzesła.

Część gości zaczęła bić brawo, reszta oburzona zaczęła między sobą krzyczeć. Takiego obrotu sprawy nikt się nie brał pod uwagę. Oburzona arystokracja zaczęła się między sobą przepychać, nie szczędząc obraźliwych epitetów. Zamiana Astorii na jakąś mugolaczkę była dla nich niczym największe bluźnierstwo. Nikt nie spodziewał się czegoś podobnego po kimś takim jak Malfoyowie. Oszustwo jakie zostało dokonane, przez podanie błędnych danych na zaproszeniach, było niczym siarczysty policzek.

Zajęta sobą para nawet nie spostrzegła jak spora część gości niemal biła się o możliwość szybkiego opuszczenia posiadłości Malfoyów.

Ślubu nie będzie / Draco MalfoyOnde histórias criam vida. Descubra agora