Rozdział 68

880 123 14
                                    


DZIEŃ 86 APOKALIPSY

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

DZIEŃ 86 APOKALIPSY

23:41

              Godziny przesiewały się niczym piasek między placami Victora, którymi nerwowo stukał o blat stołu w pałacowej jadalni. Drugą dłoń trzymał przy ustach, muskał opuszkami swoją dolną wargę, co chwilę jedynie nerwowo zagryzając palce na niezbyt zadbanych paznokciach. Tkwił w pomieszczeniu jedynie z Scarlettem. Siedział on na swoim tronie, rozwalony niczym na fotelu przed telewizorem grającym nudną komedię z lat osiemdziesiątych. Podpierał głowę na nadgarstku, ze znudzeniem wyrysowanym w oczach stukając w pozłacany podłokietnik. Naprzeciwko Victora siedział Leon oraz jego prawa ręka, sierżant Noe. Obaj najmniej poturbowani z całego sztabu wojskowego, teraz zajmowali się głównie ciepłym posiłkiem podanym im przez panią Clark. Jedynie na skroni samego Leona zaznaczał się niewielki, przesiąknięty nieznacznie krwią plaster, jednak takie obrażenia były niczym.

Byli poturbowani do tego stopnia, że Victor już nie wątpił, że mogli oszukać ich w kwestii tego, co spotkało ich po wylądowaniu w Genesis. Nie mogły to być wojska skonspirowane przez republikanów, zważając na to, że na stan przed epidemiologiczny, w ich kraju nie stacjonowały żadne wojska zza dalekiego oceanu. To budowało zaufanie, nieważne, jak okrutnie by to brzmiało, Victor ufał im tylko pod znakiem tego, jak wycieńczeni i pokaleczeni byli. Obiecali im pomoc medyczną, jednak nie dało się ukryć, że sprawa kraju, lgnącego konfliktu z republikanami była siłą niewartą zwłoki, ponieważ każda, kolejna godzina oczekiwań w pocie wymyślenia planu była cenna.

A teraz znaleźli klucz do nowych drzwi, które utorowali im Francuzi.

Leon pokręcił nieznacznie głową na boki, wciskając między usta ostatni skrawek mięsa. Odsunął powoli od siebie talerz, podnosząc spojrzenie na księcia i pułkownika.

— Żebym dobrze zrozumiał. Kraj jest podzielony na dwa ustroje, które walczą o władzę absolutną. Jedna ze stron konfliktu wynalazła narkotyk z jakiegoś trującego kwiatka i krwi arystokracji, ale coś im nie wyszło i wywołali apokalipsę, podczas której próbowali was jeszcze zabić? A wy próbujecie dowieść, że przyczynili się do rzucenia kraju w gruzy? — zapytał jakby niepewnie Leon, uciekając spojrzeniem to na spokojnie upijającego ciepłą herbatę księcia, to na spiętego i zestresowanego Victora, który wpierw westchnął nieznacznie pod nosem, drapiąc się po karku.

— Tak, dokładnie tak — szepnął, zerkając na niego z trudem. Momentalnie zacisnął swoje palce na trzymanej pod stołem, delikatnej dłoni księcia, który nawet nie pisnął na nagły, zapewne rozlegający go ból. — To może brzmieć niewiarygodnie, ale to prawda. Szczerość moich słów mogę podkreślić samym faktem, że od młodości byłem wychowywany w duchu republikańskich wartości. Zmieniłem wyznanie, porzucając wojsko tylko przez to, do czego doprowadził rząd republikański.

Leon pokiwał prędko głową, zerkając nieznacznie na sierżanta obok. Momentalnie ich twarz owiała się niepokojem i powagą. Jakby dopiero teraz zaczęli brać całą sprawę na poważnie.

LYCORIS RADIATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz