6 🂡 zemsta to pierwszy stopień do piekła

565 67 63
                                    

!!! TW: arachnofobia
(pod koniec 2 części)


                 Gdy następnego dnia po wywiadzie w telewizji Charlie wczesnym porankiem opuścił swój pokój hotelowy, kierując się do prywatnej, oddzielonej loży w restauracji na śniadanie, wyglądał, jakby cały wieczór nadrabiał młodzieńcze zaległ...

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

                 Gdy następnego dnia po wywiadzie w telewizji Charlie wczesnym porankiem opuścił swój pokój hotelowy, kierując się do prywatnej, oddzielonej loży w restauracji na śniadanie, wyglądał, jakby cały wieczór nadrabiał młodzieńcze zaległości i upił się ponad całe swoje dorosłe życie. Co zresztą dalekie od prawdy nie było, ponieważ jego twarz zalana była zmęczeniem. Z żył niczym para ulatniał się powolnymi krokami alkohol, a wory ciągnęły się pod oczami na długość liczoną w sporych centymetrach. Kruczoczarne kosmyki teraz stanowiły największe tornado, chowając w sobie jakieś kłaczki z hotelowej poduszki czy wszystko inne, co śmiało przykleić się do Charliego w trakcie snu. Mężczyzna powolnym krokiem przekraczał długość luksusowego hotelu w towarzystwie jednego z ochroniarzy, kierując ku restauracji.

— Wyglądasz jak trup. — Usłyszał zaraz po wejściu do prywatnej loży, zupełnie tak, jakby wcale o tym nie wiedział i nie spojrzał od rana ani razu w lusterko. A spojrzał i wystraszył się samego siebie.

Mimo to ciekawskie spojrzenie Vivienne obierającej jajko i Milesa dmuchającego na kawę nie odstępowały go nawet na minutę. Czarnowłosy nie wydawał się tym zbytnio przejmować, zamiast tego przysiadł pewnie na wolnym miejscu, rozglądając się z głodem wymalowanym w oczach za daniem, na które akurat miałby ochotę. Sięgnął po postawioną mu przez kelnerkę herbatę, upijając jej ostrożny łyk, nawet nie zwracając uwagi na znienawidzoną gorzkość naparu.

Powód aktualnego stanu Charliego, a można było określić jednym nazwiskiem.

Vincent Lawrence.

Wczorajszy wywiad w telewizji był najgorszym, jaki w całym życiu przeżył, a akurat w wystąpieniach na żywo nie miał sobie równych. Po mocnej wymianie zdań z Vincentem jedyne, na co miał ochotę, to opuścić studio, nim resztki jego honoru zostaną mu odebrane przez tego podstępnego mężczyznę. Vincent zatkał mu usta, przyłożył palec wskazujący do warg, rozsiewając w powietrzu czar milczenia, którego on, jako nędzny człowiek nie potrafił złamać. Momentalnie jego myśli zaatakowała głucha pustka odbijająca sobą echem jedynie donośne, zapętlające się słowa blondyna.

Nawet nie chciał wspominać wczorajszego dnia, ponieważ momentalnie jego ciało zanosiły dreszcze zażenowania.

Pozostałą dwójka patrzyła na niego posępnie. Charlie umknął w ich stronę, mierząc rudzielca, jak i brunetkę niepewnym, gubiącym spojrzeniem.

— No co?

— Ale od ciebie wali. Myłeś się w ogóle? — rzuciła Vivienne.

Czarnowłosy skrzywił się, zaraz prostując swoje obolałe i zgarbione plecy. Powoli oparł swój łokieć na blacie stołu. Wolną dłonią ze zmęczeniem przetarł swoją twarz i oczy, rozcierając przy tym ich piekielne poszczypywanie.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz