8 🂡 niewinny królik również potrafi się mścić

507 67 48
                                    


            Zachmurzone słońce przebijało się przez nieznacznie przyciemnione szyby firmowego samochodu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

            Zachmurzone słońce przebijało się przez nieznacznie przyciemnione szyby firmowego samochodu. Na tylnym siedzeniu obitym czerwonym, wręcz krwistym materiałem rozmywała się chuda, swobodna sylwetka blondyna. Ramiona mężczyzny krzyżowały się na ciemnej, lekko prześwitującej koszuli, natomiast ciekawskie, tygrysie spojrzenie zaczepiało się na obrazie tętniącego życiem Detroit, którego ulicami przemykał powolnym, monotonnym szlakiem spowodowanym popołudniowymi korkami. Znudzony blondyn powoli zasięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, wyciągając listek tabletek. Wycisnął leniwie dwie pigułki na rękę, połykając bez wody. Zaraz odtrącił jasne kosmyki sprzed swoich oczu, kopiąc kolanem siedzisko pasażera tuż przed nim, na którym siedział Florence.

— Ile jeszcze mam na liście?

— Zaliczyłeś wszystkie, najważniejsze miasta. Teraz będziemy w Detroit, no to zostanie ci jeszcze Waszyngton na koniec. Potem już tylko wywiady do telewizji, prawybory a po nich będziesz mógł już legalnie wyzywać się sam na sam z Wilsonem. Albo kimś innym, z kim możliwie przejdziemy do pełnych wyborów — odpowiedział, niczym wyuczony robot Florence, sunąc palcem po świecącym mu prosto w twarz ekranie telefonu. Różowiutki koniuszek języka skubnął nieśmiało górną wargę mężczyzny, który pokiwał jeszcze głową, upewniając się, że niczego nie przeoczył, po czym zablokował urządzenie, wrzucając je ponownie do swojej torby. Mimo to odwrócił się jeszcze w stronę blondyna, posyłając mu delikatny uśmiech. — Spisałeś się świetnie. Tylko błagam. — Tu przerwał, składając dłonie, jak do modlitwy. — Przestań dawać te porównania do mafii.

Blondyn na te słowa momentalnie skrzywił się, robiąc z ust delikatny, nadąsany dzióbek. Nie miał innych porównań. Żył w mafii odkąd pamiętał, do szkoły chodził tylko kilka miesięcy, nie zaznał nastoletniej miłości, nie miał normalnej pracy, a życia zaznał tylko tego, kreowanego pod imperialnym kątem. W czasie, gdy jego rówieśnicy ustatkowali się, brali ślub, kredyt na samochód i kupowali dom, on wyjeżdżał z Szanghaju urżnąć gardło człowiekowi, który śmiał pisnąć złe słówko na jego szefa. Gdy ludzie w jego wieku poznawali miłości swojego życia, on sypiał z różnymi kobietami i mężczyznami, nie znając nawet rzeczywistego, realnego odczucia słowa „miłość". Nie wiedział, z jakimi problemami zmagali się Amerykanie, mówił jedynie słowa nakreślone mu na kartce przez Florence, jednak jego kwestie mu pisane były smętne, bez wyrazu i nieciekawe, wyglądające bardziej, jak wierszyk dla pięciolatka do wyrecytowania, a nie przemowa kandydata na prezydenta.

Dlatego też teraz jedynie odwrócił się niczym obrażone, niedocenione dziecko w stronę przyciemnionej szyby samochodu. Z wyczuciem obserwował mijane przez nich wysokie, pokaźne budynki rozmieszczone w centrum, ale również zaznaczający się już ślad parku, w którym miał dać swój kolejny wiec. Do rozmowy wplątał się Marshall, kopiąc nieznacznie w ramię zdegustowanego tym ruchem Florence.

— Mnie się podobają jego porównania, podobnie jak ludziom. Społeczność mówi, że to niecodzienne i ciekawe — burknął, sprawiając, że czarnowłosy wywrócił ciężko oczami, strzepując ze swojego ramienia brud.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz