13 🂡 sieć rodzinna pod presją mafii?

275 27 12
                                    



            Zdyszany polityk przebiegał przez zbitą masę ludzi stojącą niefortunnie na korytarzu biurowca partii

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

            Zdyszany polityk przebiegał przez zbitą masę ludzi stojącą niefortunnie na korytarzu biurowca partii. Był cholernie spóźniony. Od ostatnich godzin żył z głową w chmurach. Czuł się jak w amoku, jakby ktoś ukradkiem wbił mu strzykawkę z rozluźniającym narkotykiem. Zestresowany Charlie wpadł na hall, a na końcu mieścił się jego gabinet. Po drodze jeszcze zerknął na zegarek jedynie uświadamiający, że jest spóźniony dobre dwadzieścia minut.

Nie było jeszcze tak źle. Odkąd wyszedł ze spotkania z Vincentem, czuł się, jakby ktoś dosłownie go otumanił. Wszystko gubił, o wszystkim zapominał, tracił wątek w trakcie mówienia albo zamierał na środku pomieszczenia, niczym Sim bez wyznaczonego zadania. Zawsze w takich momentach myśli wracały do adwokata, do jego postawy prostej jak od linijki. Miodowych kosmyków czy tego zadziornego, wzbudzającego dreszcze uśmieszku. Nie miał pojęcia, co się stało, że ten facet tak na niego wpłynął, jednak nie dało się ukryć, że przez ich spotkanie zapomniał wysłać Milesowi ważnych dokumentów, trzy razy prawie posolił herbatę oraz próbował kluczami od domu odpalić samochód.

Jednym słowem: było źle.

A stanowczo powinien zapomnieć o Vincencie, ponieważ jeżeli dalej tak pójdzie, na swoim wywiadzie do porannych wiadomości zacznie nadawać o przeciwniku wyborczym, a nie o sobie samym. Odetchnął głęboko, przymknął uspokajająco powieki, na koniec poprawiając jeszcze gładki krawat, skręcając do biura. Przez szklane drzwi mógł już dostrzec rozstawioną ekipę telewizyjną, dlatego jeszcze zanim dostrzegli jego, zdzielił się zapobiegawczo z otwartej dłoni prosto w polik, aby jawnie wybić z umysłu Vincenta Lawrence'a tworzącego jeden wielki mętlik. Z tym pozytywnym, dziarskim nastawieniem wkroczył do środka, od razu zbierając spojrzenia wszystkich zebranych.

— Dzień dobry! Przepraszam za spóźnienie, kroki były — oznajmił z szeroki, pogodnym uśmiechem, mimo że kłamał żywo w oczy.

Korków nie było, chyba że liczyła się poranna kolejka do łazienki, którą na pół godziny zajęła Ruby, uznając, że jej bad hair day ostatnio zbyt często się powtarza.

Charlie przeleciał spojrzeniem po całym pokoju. Na niewielkiej kanapie siedziała wątła, czekoladowłosa reporterka z oznaczoną logiem telewizji teczuszką. Podniosła się od razu z miejsca na jego widok, poprawiając spódniczkę. Pośród kamer, gdzieś w okolicach biurka, stała Vivienne oraz Miles. Oboje z nietęgimi, zupełnie niezadowolonymi minami. Charlie na ten widok uśmiechnął się niezdarnie.

— Zabiję cię. — Wyczytał z ruchu ust Vivienne.

— Wiem, przepraszam — odpowiedział równie bezgłośnie, zaraz kierując firmowy, wyuczony uśmieszek w stronę prezenterki wysuwającej w jego stronę dłoń.

— Nie ma problemu, panie Wilson! Miło mi, Amanda Elis — przedstawiła się miło, a Charlie od razu uścisnął jej dłoń, kłaniając się dyskretnie.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz