23

647 68 16
                                    

Marinette uparła się, że zajmie się kasą, kiedy on będzie zajmował się wypiekami. Za nic nie mógł jej przekonać, że sam się wszystkim zajmie. Oczywiście był jej niezmiernie wdzięczny, bo inaczej musiałby się chyba rozdwoić. 

Korzystając z chwili przerwy, zaparzył herbatę i usiedli, żeby się jej w spokoju napić. 

— Powinniśmy iść na jakieś zakupy. — zaczął rozmowę. — Nie mamy ani łóżeczek, ani wózka. Tylko śpioszki, które sama szyłaś.

— Masz rację. — przytaknęła. — A nie chcę, żebyś sam wszystko wybierał.

— Po południowym ruchu powinien nam się skończyć towar, a nie chcę nic dorabiać, żeby piec wytrzymał jeszcze te kilka dni, więc zamkniemy wcześniej i pójdziemy coś wybrać.

Tamtego dnia było wyjątkowo gorąco, co niekorzystnie wpływało na samopoczucie ciężarnej Marinette.

— Zaraz tu umrę! — marudziła. 

Adrien szybko znalazł miejsce do siedzenia w cieniu.

— Zaraz wrócę. — cmoknął ją w czoło. — Przyniosę coś zimnego do picia.

Siedząc, wachlowała się dłonią, by chociaż w minimalnym stopniu się schłodzić. Nigdy nie przepadała za upałami, a będąc w ciąży, nie znosi takiej pogody jeszcze bardziej. Żeby zabić trochę czas, oglądała zdjęcia wózków i przy okazji ceny, żeby zorientować się, czy stać ich na coś większego dla bliźniaków. Ceny były kosmiczne, jak na ich możliwości, ale przez ostatnie miesiące coś zaoszczędziła, szyjąc sukienki i inne ubrania dla koleżanek na różne okazje.

Podniosła wzrok, kiedy usłyszała donośny, złośliwy śmiech, spostrzegając ostatnią osobę, jaką chciała zobaczyć.

— Patrz, Sabrina! Piekarzówna w ciąży! — zakpiła. — Pewnie rozłożyła nogi przed tym, co nosi ubrania ze śmietnika! — rechotała.

— Nie noszę już ubrań marki Gabriel. — odparł Adrien, który stanął za plecami Chloé.

— Adrieniusiek! — pisnęła, chcąc mu się rzucić na szyję. Ten jednak zrobił szybki unik.

— Proszę, kochanie. — wręczył ciemnowłosej kubek z zimnym napojem.

— Spełniasz moje marzenia. — pocałowała go, po czym z satysfakcją spojrzała na czerwoną twarz blondynki. — Chodźmy, kochanie, póki sklep jeszcze otwarty.

— Oby tylko obeszło się bez Akumy. — mruknął.

— To Chloé, Akuma to pewniak. — przypomniała. 

Szli powoli, trzymając się za ręce. Tak w zasadzie, to Marinette ledwo szła na nogach, dlatego musiała się podtrzymywać. Nie tracąc czasu, wybrali dostępny w sklepie model wózka.

— Po łóżeczka sam pojadę jutro. — zagadał. — Tylko musisz mi pokazać, jakie mam kupić.

— Tej wyprawy już bym nie przetrwała. — zachichotała. — A jeszcze dziś na siedemnastą mam umówioną wizytę u ginekologa.

— Dlaczego mi nie powiedziałaś? — zdziwił się. 

— Tyle się działo. — machnęła ręką. — Akumy, patrole… nauka, praca… mało czasu we dwoje. — wyliczała. — A teraz idę pod prysznic.

— Poczekaj, idę z tobą! — zawołał, jak się odwróciła.

— Żartujesz? Nie zmieścimy się we dwoje. — zaśmiała się.

W tym czasie, kiedy Marinette była w łazience, Adrien postanowił zająć się rozpisaniem tego, co będzie potrzebne na wypieki urodzinowe, na które dostali zlecenie. Siedział nad kartką papieru, zapisując ją starannym pismem, kiedy usłyszał jakieś dziwne odgłosy i płacz z łazienki. Dopadł do drzwi i wchodząc bez pukania, zastał ją siedzącą na rogu wanny. Była owinięta ręcznikiem, a w dłoniach trzymała zwinięte ubranie. Twierdziła, że sobie poradzi, ale po kilku porażkach się poddała i poprosiła o pomoc w ubraniu.

U lekarza bardzo się stresował. Mimo tego, że to była zwykła wizyta kontrolna, gdzieś z tyłu głowy siedziała mu myśl, że jednak coś może być nie tak. Cały czas trzymał Marinette za rękę i patrzył w niewielki monitor urządzenia. Wszystkie słowa mężczyzny dochodziły do niego jak zza szyby.

— A to ciekawe… — mruknął w zamyśleniu pan doktor.

— Co? Co jest ciekawe? — ożywił się. — Coś nie tak z chłopcami?

— Tak w zasadzie, to tak, ale tylko z jednym. — przejechał głowicą urządzenia po brzuchu. Oboje aż zbledli, a Marinette mocno ścisnęła dłoń Adriena. — Podczas ostatniego badania powiedziałem państwu, że spodziewacie się dwóch chłopców. To będzie chłopiec i dziewczynka. Gratuluję.

W domu nie mogli posiąść się ze szczęścia. Marinette od razu zabrała się za szycie śpioszków dla dziewczynki. Adrien nie chciał jej przeszkadzać w szale projektowania i tworzenia, więc po cichu wycofał się w kąt za parawan, gdzie zajął się swoim sprzętem fotograficznym.

— Pomyślałem, że kiedy urodzisz, powinniśmy zrobić sobie jakąś sesję ślubną. — zagadał.

— A wiesz, to jest dobry pomysł! — zgodziła się.

Bardzo mi miło, że jest tu jeszcze ktoś, kto czeka na nowe rozdziały. Dziękuję!

Powrót do przeszłości ||Miraculous||Where stories live. Discover now