Trzydziesty trzeci

1.9K 113 359
                                    

Hej, hej!

Miało być troszkę wcześniej, ale spotkały mnie różne perypetie niestety... chociaż w dalszym ciągu półtorej tygodnia i tak chyba wypada lepiej niż dwumiesięczna przerwa XD

Powtarzam się, znowu i znowu, ale bardzo dziękuje wszystkim, którzy czytają. Jesteście cudowni, każdy komentarz czytam i doceniam, naprawdę i chcę, żebyście po prostu wiedzieli, jak bardzo jestem wdzięczna za takich czytelników. 

Bużka i miłego!

Nigdy nie sądziłem, że zawód może jednocześnie smakować nadzieją.

Przeraźliwie głucha cisza zaległa w słuchawce.

Ciągnęła się i ciągnęła, trwając tak długo, że tylko ściskający mnie za rękę Nash był nicią łącząca mnie ze światem. Może przestałem oddychać w chwili, gdy wyplułem z siebie cały ten kiepski monolog, może jeszcze na długo przed nim, a może dopiero w momencie, gdy przestałem słyszeć jego oddech.

Nie pierwszy raz tego wieczoru żołądek osunął mi się do stóp.

Cisza jednak nadal trwała. Nieskończona pułapka zastawiona na moje wystraszone serce, które waliło tak, że czułem je w gardle i w uszach. Miałem wrażenie, że on też je słyszał.

Otwierałem usta. Zamykałem je. Otwierałem i zamykałem. Tyle razy, aż poczułem suchość w gardle. Musiałem wyglądać naprawdę głupio, przeraźliwie, kurewsko głupio, bo w oczach Nasha malowało się coś dziwnego, płonącego i zimnego zarazem.

Poczułem, jak nogi mi drżą, kolana trzeszczą, jakby nie mogły mnie dłużej utrzymać na sztywnych mięśniach. A może nadal nie oddychałem. Może bałem się, że gdy tylko wezmę oddech, przypomnę mu o swojej obecności, może lepiej było stać i udawać, że tak naprawdę mnie nie ma.

Nash szczypnął mnie mocniej.

Nogi drżały mi tak przeraźliwie, że prawie się osunąłem.

Wskazówki zegara drapały tarczę.

Tik. Tak. Tik.

Tak.

Cisza została przerwana.

Ledwie głośniejsze od szeptu zdanie zatrzymało moje mięśnie, rozluźniło płuca, uspokoiło obijające się o kości serce.

A potem.

Potem wszystko na powrót wróciło.

I tak po raz pierwszy poczułem zawód łączący się z nadzieją.

„Muszę to przemyśleć" — odpowiedź, która równie łatwo mnie połamała, jak i poskładała.

Wzięła mnie we władanie, przejęła każdą z myśli, a ja, choć próbowałem z całych sił, nie byłem w stanie się odciąć. Po prostu topiłem się i wynurzałem; wynurzałem i topiłem. Aż granice się nie zatarły, aż nie wiedziałem, co czuję — który ze smaków ścieka z mojej piersi.

Może żaden z nich? Może tylko jeden? A może tylko połączone mogły sprawić zarówno ból i ulgę, zatopić się w ciele — pozostawić mnie przy władaniu i je odebrać. Może przez ten cały czas zawód smakował nadzieją, a nadzieja zawodem. Może miały ten sam cierpki smak.

Dni mieszały się z nocą, noc z dniem, światło księżyca z promieniami słońca.

Czekałem, czekałem i czekałem — zastanawiając się, czy czekanie nie zostało stworzone na wzór kary.

Czy można kogoś ukarać pozwalając mu czekać na coś, co nigdy może nie nadejść?

Pustka utkana z cierni — gdy jednocześnie czujesz i nie czujesz. Nabierasz oddech i nie możesz go wypuścić. Wypuszczasz i nie możesz go ponownie nabrać. Żyjesz, jednocześnie nie żyjąc.

Uczelniane sprawy  || SASUNARUWhere stories live. Discover now