Rozdział 43: Uniesienie

389 47 2
                                    

Phecda pozwoliła dziurze w ziemi się zasklepić i dopiero wtedy opuściła rękę w dół. Moja ukochana upadła na kolana nad miejscem, w którym przed chwilą stopiła ciało swojego największego wroga. Zaczęła płakać. Podeszłam do niej szybko i przytuliłam ją od tyłu. Nie wiedziałam, co dziewczyna czuła w tamtym momencie, ale przypuszczałam, że odebranie komuś życia nie wzbudzało w niej pozytywnych emocji. Nie była w końcu potworem, nie zabijała dla przyjemności.

- Phecdo, już dobrze - mówiłam spokojnym głosem, chociaż po moich policzkach również popłynęły łzy. - Musiałaś to zrobić dla swojego rodu. Nie było innej możliwości.

- Zmienię się po tym - wyszeptała dziewczyna, wtulając się we mnie. - Nie będę już taka sama.

Miała rację. Zabójstwo, nawet najbardziej nieuniknione i moralnie usprawiedliwione, na zawsze pozostawia ślad na tym, kto się go dopuszcza.

- Ale ja nadal będę cię kochać. To się nigdy nie zmieni - zapewniłam, podnosząc jej pochyloną głowę nieco w górę.

Phecda spojrzała na mnie i bardzo delikatnie uśmiechnęła się przez łzy.

- Kocham cię, Klaro - powiedziała cicho, a moje serce natychmiast zabiło mocniej. - Teraz już to wiem. Jesteś miłością mojego...

Zamknęłam jej cudowne usta pocałunkiem. Wiedziałam to wszystko. Czułam względem niej dokładnie to samo.

Phecda oderwała się ode mnie po chwili i wstała, wyciągając rękę w moim kierunku.

- Chodź - szepnęła z błyskiem w oku.

Chwyciłam jej delikatną dłoń bez wahania. Poszłabym za nią nawet na koniec świata.

Gdy już stanęłam na nogi, Phecda objęła moją twarz rękoma i zaczęła całować mnie bez opamiętania. Dopiero wtedy całkowicie dotarło do mnie, że walka wreszcie dobiegła końca. Wielkie niebezpieczeństwo minęło, Eltanin nie żyła. Phecda była wolna i nic jej nie zagrażało. Mogła ze mną zostać już na zawsze.

- Kocham cię - powiedziała z wielkim entuzjazmem, odrywając się ode mnie na moment. Jej oczy błyszczały jak najbardziej drogocenne diamenty tego świata. Zaśmiałam się ze szczęścia.

- Ja ciebie też - odparłam.

Moja ukochana znowu zaczęła mnie całować. Oddawałam wszystkie jej pocałunki z przejęciem, czując ogromną radość, że znowu byłyśmy razem. Już nic nam nie zagrażało. Przebijające przez korony drzew promienie słońca oświetlały bladą skórę Phecdy, wiatr lekko trącał jej delikatne skrzydła, a na cudownej twarzy dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech. Zaczęłam płakać, ponieważ nigdy nie czułam większego szczęścia niż w tamtym momencie. Wszystkie obawy i problemy przestały istnieć. Jej obecność była jedynym, czego potrzebowałam.

Phecda w pewnym momencie zaczęła świecić na biało, tak jak podczas bitwy. Poczułam jej cudowne ciepło i mocno bijące serce. Zbliżyłam się do niej jeszcze bardziej; chciałam już zawsze trzymać ją przy sobie i nigdy nie wypuścić.

Dziewczyna w pewnej chwili zniżyła się nieco, chwyciła mnie za uda od zewnętrznej strony i podrzuciła do góry.

- Nie tutaj... - szepnęłam, ale nie zeskoczyłam z powrotem na ziemię. Wręcz przeciwnie, objęłam Phecdę mocno nogami i schyliłam lekko głowę, by móc dalej ją całować. Biały blask dziewczyny cały czas stawał się jaśniejszy. Wreszcie poczułam, że zaczęła unosić się razem ze mną do góry. Wróżka podnosiła nas coraz wyżej i wyżej, aż wreszcie znalazłyśmy się na poziomie koron najwyższych drzew w lesie. Z tej perspektywy siedzący na brzegu Adam wydawał się śmiesznie mały. Popatrzyłam na niego przez chwilę i po jego zachowaniu domyśliłam się, że był smutny. Siedział koło jeziora i bez celu wrzucał do niego szyszki. Zrobiło mi się go szkoda. Nie rozumiałam, jak się czuł, ale domyślałam się, że oglądanie swojej ukochanej osoby całującej kogoś innego musiało być dla niego przykrym doświadczeniem.

Ja natomiast byłam w siódmym niebie - Phecda całowała mnie bez wytchnienia, cały czas połyskując pięknym, białym światłem. Nie puszczałam jej ani na moment, bo bałam się, że spadnę. Przestrzeń powietrzna mimo wszystko nie była dla mnie bezpieczna. Ufałam jednak Phecdzie i wierzyłam, że dziewczyna nie pozwoli, by stało mi się coś złego.

Słońce kolejny raz wysunęło się na chwilę zza gęstych, szarych chmur i rzuciło swoje promienie na nasze splecione razem ciała. Zaczęłam się bać, że to wszystko było tylko pięknym snem, z którego lada chwila się obudzę.

Dostrzegłam w pewnym momencie maleńkie, białe punkciki, odznaczające się wyraźnie na ciemnym tle drzew. Był już początek grudnia. Najwyższa pora, żeby wreszcie spadł śnieg.

- Wróćmy na dół, kochanie, chcę ci coś pokazać - szepnęłam do Phecdy.

Wylądowałyśmy na tym samym brzegu jeziora, przy którym siedział zasmucony Adam. Starałam się nie myśleć o tym, że cierpi i ma złamane serce. Wreszcie skupiłam się na sobie - swoich potrzebach i uczuciach, przestałam przejmować się problemami innych. Podeszłam do brzegu jeziora najbliżej jak się dało i wysunęłam otwartą dłoń do przodu. Phecda zrobiła to samo.

- Co to jest, Klaro? - zapytała, kiedy kilka białych płatków spadło na jej rękę.

- To śnieg, Phecdo - odpowiedziałam, myśląc akurat o tym, że jest on tak samo piękny i delikatny jak moja dziewczyna.

Tamta chwila była bardzo wyjątkowa. Wróżka uśmiechała się szeroko, łapiąc maleńkie śnieżynki w swoje blade dłonie. Pierwszy raz w życiu widziała śnieg i wydawała się nim niezwykle zafascynowana. Chwyciłam swoją ukochaną za rękę i zaczęłam łapać drobniutkie płatki razem z nią. Stałyśmy nad brzegiem jeziora czując niewinną, wszechogarniającą radość, podobnie jak małe dzieci. Śnieg spadał na nasze ciepłe palce i szybko się na nich roztapiał. Phecda spojrzała na chwilę w niebo, a gdy obróciła się z powrotem do mnie, jej beżowe rzęsy zatrzepotały, strzepując kilka śnieżynek na policzki dziewczyny. Po raz kolejny ją pocałowałam.

Nagle usłyszałyśmy za plecami trzask łamanej gałęzi. Obróciłyśmy się i ujrzałyśmy... kolejną wróżkę.

Miała taki sam kolor skóry i włosów jak Phecda, ale była wyższa i lepiej zbudowana. Okrągłe, świecące punkciki na jej czole układały się w nieregularne wzorki nad brwiami wróżki. Skrzydła dziewczyny były niewielkie, lecz pięknie połyskiwały w promieniach słońca.

O ile mnie bardzo zdziwiło pojawienie się jeszcze jednej wróżki, o tyle Phecda bardzo ucieszyła się na jej widok. Podbiegła do dziewczyny i z radością rzuciła się jej w objęcia. Obydwie po paru sekundach zaświeciły na żółto. Kolor radości.

- Jeśli znowu będzie trzeba ratować świat, to ja się wycofuję - zażartował Adam, podchodząc do mnie od tyłu. Uśmiechnęłam się. Rzeczywiście powinniśmy trochę odpocząć od walki, wszyscy na to zasługiwaliśmy.

Na naszych oczach zaczęła właśnie rozgrywać się najdziwniejsza rozmowa, jakiej kiedykolwiek byliśmy świadkami: dwie wróżki stanęły naprzeciwko siebie i tylko wymieniały przez parę minut spojrzenia, przybierając różne wyrazy twarzy. Wiedziałam, że czytały sobie w myślach. Dla nich to było całkowicie normalne, z naszej perspektywy wyglądało jednak dość zabawnie.

- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa, Klaro - powiedział Adam. Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami. Nadal nie byłam do końca pewna, czy mogę mu ufać. - Naprawdę. Wyglądacie razem bardzo pięknie. Przepraszam, że byłem tak negatywnie nastawiony. Bardzo mi wstyd za to, co zrobiłem i żałuję tego każdego dnia. Może kiedyś będziesz w stanie mi wybaczyć. Jestem dumny, że znalazłaś miłość.

Przytuliłam się do Adama, a ten objął mnie ramieniem i poklepał po plecach. Był smutny, jednak mówił całkowicie szczerze, poznałam to po jego spojrzeniu i tonie głosu. Wypowiedziane przez niego słowa bardzo wiele dla mnie znaczyły.

- Więc chcesz być nadal moim przyjacielem? - zapytałam z uśmiechem.

- Nigdy nie przestanę nim być - oświadczył chłopak.

Obróciłam się w stronę Phecdy, która odsunęła się od swojej koleżanki i podeszła ze spuszczoną głową w naszym kierunku. Wydawała się zmartwiona.

- Co się stało? - zapytał Adam.

- Chodźcie - powiedziała i ruszyła do lasu śladem drugiej wróżki. Popatrzyliśmy na siebie przez moment i bez słowa ruszyliśmy za nią.

Jesteś moją bajką 🧚 (lgbt)Where stories live. Discover now