5 Rozdział zbryzgany krwią

580 41 2
                                    


Harry spał zmęczony całą nocą, gdy nagle w jego pokoju hotelowym pojawił się w płomieniach feniks. Potter musiał dwa razy przetrzeć oczy by się rozbudzić i uwierzyć w to co widzi. W końcu nie często przy twoim łóżku pojawiają się legendarne ogniste ptaki. Co ciekawe nietypowe stworzenie trzymało w dziobie list. Zielonooki ziewnął zasłaniając usta dłonią po czym wystawił do Feniksa rękę. Ten podał mu przesyłkę po czym zamachał skrzydłami i zniknął. Harry patrzył jeszcze przez kilka sekund w miejsce gdzie przed chwilą był ptak po czym przeniósł wzrok na otrzymany list. Przełamał czerwoną pieczęć po czym rozwinął pergamin zaciekawiony. Przeczytał pobieżnie treść listu. Hmm... Dumbledore chce się spotkać, to dobrze... Ale chce się spotkać w dzień, to już źle... Będzie musiał złożyć mu niezapowiedzianą wizytę jak tylko się ściemni. Jako obcy co prawda nie wejdzie do Hogwartu tak po prostu, nie wie gdzie dokładnie znajduje się wielki zamek, o gabinecie dyrektora nie wspominając. Będzie musiał znaleźć sobie przewodnika, a dokładniej myślał o dwóch rudowłosych już mu znanych bliźniakach. Z tą myślą przekręcił się na drugi bok, przykrył szczelniej kołdrą po czym wrócił do snu. Jak on nie lubił być budzony w środku dnia...

Gdy obudził się ponownie promienie słońca już chowały się za horyzont i po chwili Harry mógł bez przeszkód otworzyć okno i zaczerpnąć wieczornego powietrza. Dzisiejszej nocy czekała go ciężka rozmowa, nie powinien z nią zwlekać. W końcu gdyby się przedłużyła do rana, nie byłby w stanie wrócić do hotelu. Zamknął więc oczy i odpuszczając sobie tej nocy spacer wyszedł z pokoju i zbiegł do hotelowego lobby, a na ulicy złapał taksówkę w stronę Dziurawego Kotła. Co prawda mógł się teleportować, zniknąć w czarnej mgle, jak to wampiry mają w naturze, ale istniało ryzyko bycia wykrytym. Zbyt wiele osób go szukało by pozwolił sobie na tak beztroskie aportacje. Gdy już był na ulicy Pokątnej ruszył zdecydowanym krokiem w stronę Magicznych Dowcipów Weasley'ów. Pchnął drewniane drzwi i wszedł do sklepu rozglądając się za właścicielami. Nie zajęło to długo gdy usłyszał dźwięk schodzenia po schodach i dwa dyskutujące ze sobą już znane głosy. Odwrócił się w ich kierunku zadowolony.

- Cieszę się, że znowu mogę was widzieć. - uśmiechnął się i im pomachał infantylnie.

- To ty! Czy... Ty naprawdę to Harry Potter? - jak tylko go zobaczyli ich oczy się rozszerzyły. Zielonooki zauważył też zmianę w ich zachowaniu od ostatniego razu, mieli w sobie jakby do niego trochę więcej respektu, czy tam szacunku. Nie przegadywali się również w ten zabawny sposób. Potter nie umiał stwierdzić czy jest zadowolony z tych zmian.

- We własnej osobie. Gazety jednak czasem nie kłamią jak widzicie... - zaśmiał się i puścił im oczko. - To może też się przedstawcie skoro już wiecie jak ja się nazywam...

  - Ach tak! Jasne! - delikatnie się zaczerwienili - Ja jestem Fred... - przedstawił się chłopak na lewo w czerwono-niebieskiej muszce i skłonił teatralnie.

- A ja jestem George... - przedstawił się drugi z braci również kłaniając z rozbawieniem. Ten miał niebiesko-czerwoną muszkę. Cała reszta ich stroju była identyczna i Harry był pewny, że rozróżnianie rudych bliźniaków będzie nie lada wyzwaniem...

- Miło was poznać... To tak oficjalnie - odkaszlnął i również się im teatralnie skłonił - Jestem Harry, Harry Potter... - po tym wszyscy się zaśmiali.

- Nie jesteś taki zły nawet... - stwierdził George

- Nooo... Pierwsze wrażenie miałeś gorsze... - dodał drugi z braci.

- Było, aż tak źle? - uniósł brew czarnowłosy.

- TAK! - wykrzyczeli chórem.

- Harry, mówiłeś takie rzeczy i pytałeś o Dumbledora i o Zakon... - wytłumaczył Fred.

ISTOTA KRWI Where stories live. Discover now