Rozdział 17

418 25 18
                                    

Miesiąc później Danielle i Percy wprowadzili się do większego mieszkania i Danielle znalazła pracę w Ministerwie Magii. Na razie zastępowała Scarlett Weasley w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, a potem miały ze sobą współpracować. Dzięki wcześniejszej pracy w Magicznym Kongresie Stanów Zjednoczonych Ameryki miała trochę wyższe stanowisko, więcej zarabiała i dostała własne biura, które mogła przyozdobić tak jak tylko chciała. 

Na koniec czerwca skończyli dekorować własne mieszkanie i wszystko wyglądała tak jak sobie to wymarzyli. Mieli dość sporą kuchnię w kolorach czerni i różu (Percy na początku stawiał opory co do koloru, ale w końcu się zgodził), salon z wielką rogową kanapą jakby rodzice Danielle przyjechali na kilka dni, blondynka namówiła Percy'ego na telewizor. Dość małą łazienkę, biuro gdzie oboje mogli swobodnie pracować i ich sypialnię. Percy spodziewał się wielkiej kłótni o sypialnię, miał tyle książek, że ledwo się zmieściły w dwóch regałach, które postawili w salonie, w końcu udało się je wszystkie pomieścić. Mieli na to zupełnie inne wizje, Percy nie chciał przesadzać, a Danielle wręcz przeciwnie, ale w końcu udało im się dość do kompromisu czyli zaplanować ten pokój razem i ich wizje na razie odłożyć na bok.  Sypialnia była jednym z większych pomieszczeń w domu, dlatego musieli wygospodarować przestrzeń. Na środku oczywiście stało gigantyczne łóżko, a na stolikach nocnych Danielle postawiła tulipany. Powiesiła również minimalistyczne obrazy i rozłożyła puchaty dywan. Kupiła sobie spory wieszak gdzie powiesiła swoje swetry i miała miejsce nawet na własną toaletkę. W rogu postawiła fotel, który Percy ukradł jej gdy czytał książkę. Ledwo zmieściła wszystkie ubrania i buty do szafy, ale Percy na szczęście nie miał tyle własnych ubrań i wszystko udało się jej pochować.

— Masz w środę urodziny? — zapytał Percy, gdy wróciła w poniedziałek z pracy, dochodziła jedenasta a on czekał na nią z kolacją 

— Tak... skąd wiesz?

— Dzwoniła twoja mama, jest bardzo miła, tak przy okazji i powiedziała, że jutro powinna dotrzeć paczka urodzinowa dla ciebie. — wyjaśnił kładąc przed nią talerz z tostami — I co ja mam zrobić?

— Nie rozumiem...

— Muszę coś dla ciebie zrobić, albo chociaż kupić... to twoje pierwsze urodziny, które spędzimy razem. — powiedział.

— Aha... mówisz jakbyś ty mi powiedział kiedy masz urodziny. — powiedziała Danielle — Nie trudź, już wiem,  Scarlett mi powiedziała.

— Ale wiesz już szybciej... poza tym, ja nic nie potrzebuje... nigdy nie obchodziłem urodzin... znaczy... moja rodzina składała mi życzenia i dostawałem prezenty, ale miałem to gdzieś, bo...

— Ale ja nie mam. — powiedziała Danielle — Mojej rodziny i tak tu nie ma. I tak pójdziemy oboje do pracy i wrócimy wieczorem zmęczeni.

— To w weekend. Zabiorę cię gdzieś. — powiedział — Może do spa, albo...

— Nie musisz, Percy. Już wydaliśmy dużo na mieszkanie, nie potrzebuje prezentu. — powiedziała.

— Będzie mi głupio. — wyznał — Gdy Penelopa miała urodziny dawałem jej drobny prezent i w ogóle, ale jej nie kochałem, a ciebie kocham i...

— Kochasz mnie? — zapytała.

— O jasny gwint. — szepnął.

— Powiedziałeś to pierwszy! — ucieszyła się.

— Kurka wodna! — powiedział pocierając twarz, która zrobiła mu się cała czerwona.

— Ja ciebie też kocham, Percy. — powiedziała Danielle przytulając się do niego.

— Mogłem to zachować na środę. — stwierdził.

— Ale ci się wymsknęło i nie mam Ci ani trochę za złe. — powiedziała.

— Jedz, ja już pójdę się położyć... miałem trochę wyczerpujący dzień. — wyznał.

— Wiem, kochanie, mówili o tym w pracy. — powiedziała — Trochę się zapracowujesz...

— Jestem pracoholikiem. — powiedział — Dobranoc, kochanie. — dodał całując Danielle w czoło. 

Mimo zmęczenie Percy nie mógł zasnąć, nawet gdy Danielle już przyszła i się do niego przytuliła. Głowa pulsowała mu bólem i nie miał pojęcia co zrobić dla Danielle w dniu jej urodzin, wiedział, że nie są już dziećmi, że to zwykły dzień, ale w jakiś sposób dla niego było to tak ważne jak pierwsze wspólne święta. Po prostu chciał ją uszczęśliwić.

— W porządku, skarbie? — zapytała Danielle kładąc głowę na jego piersi, a on zobaczył jej błyszczące oczy w ciemności.

— Nie mogę zasnąć. — powiedział zakładając jej kosmyk włosów za ucho — Zastanawiam się... naprawdę nie chcesz prezentu?

— Oszczędźmy prezenty na święta. — powiedziała.

— Na pewno? — zapytał — Nie mówię, że ja coś chcę, ale... jesteś pierwszą dziewczyną, którą kocham. Tak, chodziłem już z Penelopą i w ogóle, ale to nie było aż takie poważne. Szkolna miłość, ona nie chciała ze mną mieszkać. My dwoje to już inna sprawa, trochę mnie to przeraża... jeszcze niedawno byliśmy w Nowym Jorku, byłem dla ciebie niemiły a ty mnie w sobie bezszczelnie rozkochałaś...

— Ja jestem ta bezszczelna? To ty przychodziłeś codziennie prefekcyjnie ubrany i z tymi ładnymi oczami. Jeśli ktoś tu jest bezszczelny to ty. — powiedział, a Percy się roześmiał — Czasem się zastanawiam jakim cudem Penelopa cię nie chciała.

— W szkole byłem zupełnie inny. Nie chciałabyś mnie wtedy znać. Jeszcze ta sytuacja z rodziną... i chyba nie byłem w to zaangażowany tak jak z tobą. — powiedział.

— Ty też jesteś pierwszym chłopakiem, którego naprawdę szczerze kocham. — wyznała — I mając ciebie to już wystarczający prezent, naprawdę nie potrzebuję nic więcej. 

W środę rano Percy wymknął się szybciej z łóżka i ubrał się w cokolwiek co mu wpadło w ręce i wyszedł z mieszkania. Niedaleko ich bloku znajdowała się kwiaciarnia dlatego Percy od razu kupił dla swojej dziewczyny różowe i białe róże i wrócił do mieszkania.

— Cześć! — zawołała Danielle z kuchni.

— Cześć. Obudziłem cię? — zapytał wchodząc do kuchni.

— Tak,  jak wychodziłeś. Gdzieś ty w ogóle polazł? — zapytała krojąc truskawki do owsianki.

— Wszystkiego najlepszego. — powiedział przytulając się do jej pleców i wręczając jej kwiaty.

— Percy... dziękuję, skarbie.  — powiedział odwracając się do niego.

— Zabijesz mnie. — stwierdził.

— Jak dasz mi prezent to cię zabiję. — zgodziła się.

— A jeśli to skromny prezent? — zapytał — Taki drobny? Mały?

— Twoja kara będzie mniej bolesna. — powiedziała wkładając kwiaty do wazonu.

— Proszę. — powiedział podając jej małe różowe pudełko.

— Percy Ignacjusz Weasley! — powiedziała — Jest piękny, ale... mówiłam Ci.

— Wiem, ale... znalazłem go przypadkiem. — powiedział — A wymawianie mojego drugiego imienia to już wystarczająca kara i zabiję Scarlett za to. 

— Założysz mi? — zapytała podając mu złoty naszyjnik z zawieszką kłódki — Dziękuję, skarbie. —powiedziała całując go — Chcesz mi zrobić jeszcze jeden mały prezent?

— Mów.

— Kupimy sobie kotka? — zapytała.

— Jesteśmy zapracowani... poza tym koty mnie nienawidzą. — powiedział — Zastanowię się... ten kot będzie jak nasze dziecko.

— Na przyszłość, Percy. Kwiaty mi w zupełności wystarczają, a już szczególnie białe i różowe róże. — powiedziała.

Somebody To Love | Percy Weasley Donde viven las historias. Descúbrelo ahora