Rozdział XVI

16 6 14
                                    

W mieszkaniu Williama rozbrzmiewała właśnie melodia, której nie znał nikt, poza nim. Skomponował ją któregoś wieczoru w towarzystwie alkoholu, kiedy przeszłość boleśnie zaczynała się przypominać. I grał ją rok w rok, tego samego dnia.

— Nie mogę uwierzyć — powiedział Crispin, który zjawił się pierwszy. Kręcił głową z reprymendą, patrząc na szklankę z whisky, która leżała na fortepianie obok pustej już butelki. — Cholera jasna, William — uderzył pięścią w stół, ale ten nawet na niego nie spojrzał. — Świetnie, ignoruj mnie.

— Witam, panowie. — do mieszkania wszedł Anthony, poprawiając właśnie muszkę. Płaszcz rzucił na krzesło, a później zamilkł. Wiedział, że najlepszym wyjściem będzie nie odzywanie się.

— Cześć, Tony — westchnął Crispin. — Nie widziałeś Tessy?

— Jestem. — wypędziła go.

— Widzimy. — William w końcu się odezwał, przerywając grę. Podniósł wzrok na Tessę, która zdążyła już się zorientować, w jakim jest stanie i modliła się w duchu, żeby nie skomentował jej stroju. Miała dość uwag na temat stylu zakonnicy, dlatego kiedyś zakładała takie sukienki, jak dziś, zazwyczaj właśnie słyszała żarty w tym stylu.

Jej kreacja miała śliwkowy kolor. Sukienka nie była symetryczna, a zaczynała się nad jej lewym kolanem, by falbanami układać się aż do prawej szpilki, które postanowiła dzisiaj założyć w kolorze czarnym. Sukienka miała również cienkie ramiączka i kopertowy dekolt, który pięknie prezentował jej szyję, bo włosy upięła w koka.

— Mam ważne wiadomości — zaczął Crispin. — William, jesteś potrzebny.

— Mówże. — wykonał jakiś ruch ręką.

— Moriatti próbował już rytuału w osiemdziesiątym ósmym, XVIII wieku. Kiedy pierwszy raz spotkaliśmy się na komisariacie, mówiłeś... że byłeś zamieszany w ataki. Czy wiesz coś o tych ofiarach?

— Nie pamiętam — bełkotał. — Nie interesowały mnie wtedy śledztwa — wyjaśnił. — Zwrócili się do mnie tylko przez wzgląd mojej umiejętności i... — urwał.

— Status. — dokończył Anthony.

— Udało mu się? — zainteresowała się Theresa. Starała się nie patrzeć na Williama, który wywiercał w niej dziurę wzorkiem.

— Nie. Doszedł do litery A. Nie mam pojęcia czemu przerwał. Ktoś musiał mu przeszkodzić, skoro dziś znów próbuje — Crispin wzruszył ramionami. — Co do Skażonych. Nie odkryli wczoraj, czym można je zabić, za to ten także powiedział, że Victor wygra, a później umarł.

— I tak już nie żył — wtrącił William. — Jerome powinien się poważnie zastanowić, czy nie mianować jego córki zastępcą, bo McAvoy sprawdza się w tej roli nad wyraz źle. — prychnął, po czym wstał i założył marynarkę.

— W bankiecie nadzieja. — stwierdził Crispin, po czym wyszedł. Był zbyt wściekły, żeby czekać na przyjaciela.

— Naprawdę musiałeś się dzisiaj upić? — szepnęła Theresa, łapiąc Willa za łokieć. Spojrzał na jej palce zaciśnięte na jego ręce, a później z brutalnością je strzepnął, by do wnętrza marynarki schować jeszcze piersiówkę i posłać wampirzycy złośliwy uśmiech.



* * *



Adeline warknęła z bezsilności, bo albo nie natrafiła na nic istotnego, albo po prostu nie potrafiła rozczytać notatek z ubiegłego wieku. W wielu miejscach atrament wyblakł, albo się rozlał i nikt tego nie naprawił.

— Proszę — przed jej nosem Eran położył z hukiem kubek gorącej czekolady zmieszanej z espresso, a na górze udekorował ją dodatkowo bitą śmietaną i posypką kokosową. — My mamy przerwę, bo kolejny skażony padł trupem, więc ty też sobie zrób, bo za dużo przy tym siedzisz. — usiadł naprzeciw niej.

Skażona KrewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz