Rozdział XXXVI

15 4 16
                                    

Miejsce, które wskazywały nadajniki okazało się być oddalone zaledwie o dziesięć minut od Scotland Yard. Niewiele myśląc, wszyscy ruszyli tam biegiem, potykając się o własne nogi.

— Widziałam go, wiem jak wygląda — powiedziała Theresa, kiedy dotarli do marmurowych schodów. — Ma włosy jaśniejsze od Rackforda. Nosi czerń.

— Na pewno nie jest sam — zauważył Crispin.

— Rozdzielamy się, czy...? — zagadnął Eran.

— Nie ma czasu, robimy to w niegrzeczny sposób — William chciał wyważyć drzwi, jednak Celine złapała go za łokieć i zatrzymała.

— Pójdę pierwsza.

— Zwariowałaś?! — wydarł się Crispin.

— Wiem, co robię — rzuciła przez ramię i pociągnęła za dwie złote klamki. Tak jak przewidziała, w jej klatce piersiowej wylądował osikowy kołek, rzucony przez tego samego wampira, którego próbowała uwieść w klubie.

— A to ciekawe — skomentował oszołomiony.

Szarpnęła nim raz i podała stojącemu obok Eranowi, który z idealną precyzją wycelował nim prosto między oczy Skażonego. Nie zdążył go wyciągać, bo chłopak doskoczył do niego i dołożył sztylet z żelaza.

— Będą z ciebie ludzie — Will poklepał go pospiesznie po ramieniu. — Dwa korytarze. My idziemy w lewo — wskazał na siebie i Theresę. — A wy w prawo.

— Przydałby się Anthony z Yyvon — westchnęła Celine, ale posłusznie ruszyła za swoimi kolegami. Przecież mogła im służyć tylko i wyłącznie za tarczę. Nie potrafiła wszak walczyć.

— W tym się nie da biegać — sarknął Eran i zrzucił z siebie frak. Crispin przyzwyczajony do walki w takim stroju, zaśmiał się tylko krótko. Truchtali długo, aż natrafili na dwoje Skażonych.

Poruszali się tak szybko, że Celine nie nadążała. Cieszyła się, że jej towarzysze nie mieli z tym takiego problemu.

Crispin wbił laskę w pierś jednego z nich i cisnął nim na podłogę, prosto pod nogi Celine. Spanikowana wbiła mu obcas w głowę, a on zawarczał długo i stracił życie.

— Tessa miała rację z tymi żelaznymi szpilkami — wyjaśniła, widząc zdezorientowane spojrzenie wampira.

Eran w tym samym czasie oderwał głowę drugiemu. Zawsze chciał to zrobić, ale nigdy nie miał okazji.

— Coś ich mało... — stworzyli Crispin.

— Może wie, że idziemy i się wynosi — Eran się uśmiechnął.

Pobiegli dalej.



* * *



Tessa i William dotarli do jakiejś dużej sali balowej, w której wszystko zakryte było płachtami. Żyrandole były tak duże i bogate w różne kryształy, że gdyby jeden spadł, poraniłby mnóstwo ludzi. Oni jednak byli tam sami.

— Nie rozumiem, gdzie on jest? — Will złapał się za włosy i zaczął rozglądać. Starał się uspokoić myśli i oddech, usłyszeć cokolwiek, ale odpowiadała mu tylko absolutna cisza.

— Spójrz — Theresa wskazała na zasłonę, która powieszona była w łuku. Popędzili tam oboje, a kiedy przez nią przeszli, natrafili na czterech Skażonych starej generacji. Tych zdziczałych.

— Masz jakiś osik? — zapytał.

— Nie.

— Cóż, musimy pozbawić ich głów — wzruszył ramionami i wyjął zza pasa sztylety, którymi następnie przeciął ścięgna przy kostkach dwóch z nich. Runęli na ziemię z krzykiem, który rozdzierał bębenki w uszach.

Skażona KrewWhere stories live. Discover now