C H A P T E R. I

1.9K 83 292
                                    

M A Z I K E E N

— Zostaw mnie w spokoju! — krzyknęłam błagalnie, gdy koniuszki palców u dłoni zaczęły zmieniać barwę na czarną. — Proszę!

Poderwałam się, a krzyk utknął mi w gardle.

Szybkim ruchem wyciągnęłam rękę w stronę telefonu, leżącego na szafce nocnej i włączyłam latarkę, sprawdzając, czy nikt nie czai się w mroku mojej sypialni. To tylko zły sen. Z trudem przełknęłam ślinę i pokręciłam głową, w niedowierzaniu.

To tylko głupi koszmar, który postanowił obudzić mnie w środku nocy i wystraszyć na śmierć. Szepnęłam sama do siebie, starając odpędzić strach, mimo że widziałam, iż nic mi to nie da. Musiałam się w końcu zebrać do kupy. Przetarłam wilgotne policzki i wstałam.

Podeszłam do okna w sypialni i spojrzałam na ulice. Od kilku dni panuje tutaj dość nieznośna temperatura, a dźwięk pierwszych kropel lejących się z góry, stanowczo oznaczał, że natura po raz kolejny miała zamiar uprzykrzać ludziom ich nędzne żywoty.

Nie ma się co dziwić, taki urok jesieni.

Stałam tak i nasłuchiwałam uważnie, czekając, nie wiadomo na co.

Zamarłam, gdy za moimi plecami zatrzeszczała deska w podłodze; odwróciłam się, lecz nie zauważyłam niczego, oprócz własnego cienia.

Księżyc i jego blask dziś wyjątkowo mocno daje o sobie znać.

— Ktoś tam jest? — spytałam. Starałam się, aby zabrzmiało to stanowczo, ale serce łomotało mi w piersi, powodując tym, iż z trudem łapałam każdy kolejny oddech. Odczekałam w ciszy jeszcze całą minutę, słysząc jedynie dźwięk kropel uderzających o ziemię i wiatru gwiżdżącego za oknem.

Ech mruknęłam. — Kimkolwiek jesteś, życzę ci miłego poniedziałku.

Odwróciłam się, z powrotem spoglądając na pustą uliczkę. W tym samym momencie usłyszałam za sobą tupot biegnących nóg. Zanim jakkolwiek zdążyłam zareagować, poczułam rękę na swojej szyi, a po chwili wokół mojej talii owinęła się druga dłoń, uniemożliwiając mi ruch. Ktoś zaszedł mnie od tyłu. Z całej siły przymknęłam powieki i zaczęłam wiercić ciałem, próbując się wydostać.

Jedyne co wtedy poczułam, to gorące, wręcz parzące moją skórę dłonie z wyjątkowo długimi paznokciami. Jęknęłam z bólu. Nie chciałam umierać.

— Proszę... — wychrypiałam błagalnie na bezdechu, czując ogromny ból. Szarpałam się, starając jakoś wydostać, lecz ucisk jedynie się wzmacniał. Stałam tam jak w transie, z którego nie potrafiłam się wyrwać.

Małe światełko nadziei zapaliło się, gdy poczułam, że ucisk na mojej szyi się zmniejsza.

I nagle zgasło. Moja ostatnia nadzieja...

Nie! krzyknęłam, gdy poczułam ukłucie pod żuchwą.

Przed oczami zaczęło mi ciemnieć, czując, że moje starania idą na marne. Zamknęłam oczy, czekając na zbawienie w postaci śmierci, która koniec, końców nadeszła szybko.

Szybko podniosłam się, gwałtownie łapiąc powietrze do płuc. Gardło paliło mnie niesamowicie. Przytknęłam drżącą dłoń do ust, a palce drugiej ułożyłam na szyi, rozmasowując obolałe miejsce. Znów to samo. Moje bicie serca, obijającego się od żeber mieszało się z szybkim oddechem. Zrobiło mi się nie dobrze.

The Covenant of Silence [+18]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora