— NA PEWNO DASZ SOBIE Z TYM RADĘ?— Mamo, ile razy mam ci powtarzać, że tak? To zaczyna się robić męczące. — Vivienne przewróciła oczami, poprawiając materiały w dłoniach. Musiała tylko zanieść je do pracowni, która znajdowała się dobre dziesięć minut od domu, a rodzicielka jak zwykle nie wierzyła w jej umiejętności szybkiego chodu. Spojrzała na nią i kiwnęła głowa w stronę drzwi, by pomogła chociaż z tym. Na szczęście załapała, więc rzuciła tylko ciche na razie i w akompaniamencie uważaj na siebie, wyszła na ulicę.
Na jej szczęście na chodnikach nie kręciło się wiele osób, dzięki czemu nie musiała się martwić czy na któregoś wpadnie bądź ów osobnik zderzy się z drogocennym materiałem. Westchnęła głośno, kiedy to piosenka przełączyła się i była zmuszona słuchać jakiegoś nudnego darcia w obcym języku.
— A wszystko przez to, że nie chciało mi się zrobić playlisty — szepnęła do siebie i zatrzymała na pasach. Nadgarstki zaczęły ją już boleć, jednak zignorowała to i poprawiła jedynie materiał w wygiętych dłoniach. Miała wrażenie, że te zaraz odpadną, ale na szczęście wciąż trzymały się na swoim miejscu. Wiedziała, że to tylko kwestia kilku minut aż te w końcu odmówią posłuszeństwa, dlatego, kiedy już mogła przejść bezpiecznie, przyspieszyła kroku. Co niektórzy przyglądali się jej, z dziwnym spojrzeniem bądź i podziwem, iż dzierży w dłoniach tak wiele materiału. Zaśmiała się cicho i pokręciła głową, oczywiście, że uważali ją za dziwadło.
Szczęście jednak nie trwało długo, gdyż chwilę później poczuła, jak z dłoni wyślizguje się jeden z materiałów. Rozszerzyła oczy i stojąc już na jednej nodze, próbowała chwycić nią upadający materiał i przyciągnąć go do siebie. Nie mogła przecież zmarnować tak drogocennej rzeczy, na której zarabiały razem z mamą, to byłoby marnotrawstwo. A kiedy już myślała, że udało jej się złapać uciekającą zieleń ubiegła ją obca dłoń.
— Kurwa mać — uciekło z jej ust.
Uniosła głowę, wciąż stojąc na jednej nodze i przyjrzała się twarzy bohatera. Zmarszczyła brwi, by zaraz potrząsnąć głową i przybrać delikatny uśmiech na buzię. Nie znała tej dziewczyny, wydawała się ona dziwnie normalna i wręcz niewyróżniająca się z tłumu. Krótkie blond włosy sięgające do połowy szyi. Piegi rozniesione na twarzy, chociaż Vivienne mogła przysiąc, że były one sztuczne i ciemne, zielone oczy. Ładne, chociaż nie w jej guście, ale zdecydowanie pasowałyby do jednego z materiału, które właśnie niosła. Och, a koszula, którą mama mogłaby z niego stworzyć, przy tym wydawałaby się idealnie grać z cerą któr-
— Halo? Jesteś tu? — Znów potrząsnęła głową, by odgonić nadchodzący projekt. Delikatna woń różu obiegła jej policzki i pokiwała głową.
— Tak, tak przepraszam... Zamyśliłam się! A tak w ogóle, to dziękuje za pomoc!
Nieznajoma uśmiechnęła się, więc pomyślała, że może nie wygłupiła się tak bardzo. Ból rozprzestrzeniający się do dłoni skutecznie odciągnął ją od kolejnych, bezsensownych rozmyślań, a na twarzy szybko wykwitł grymas. Nie chciała jednak, by dziewczyna przez to coś złego sobie pomyślała, dlatego powiedziała:
YOU ARE READING
𝐌𝐀𝐍𝐈𝐀𝐂 ; jason the toymaker x oc [creepypasta]
Fanfiction❝ 𝐠𝐨𝐢𝐧𝐠 𝐜𝐫𝐚𝐳𝐲, 𝐥𝐢𝐤𝐞 𝐢 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐥𝐨𝐨𝐬𝐞 𝐬𝐜𝐫𝐞𝐰. ❞ TOM 2 SERII → SSICK ↳ Vivienne Collins miała naprawdę dziwny gust, wyrabiała z mamą dziwaczne ubrania, a jej nadgarstki pękały, gdy za bardzo je przeciążała. Tylko czy aby na...