{34}

2.4K 85 56
                                    

— Liza no błagam cię, dlaczego musisz być aż taka uparta? — podniósł nieco głos, odwróciłam się w jego stronę chcąc aby widział dokładnie moją twarz, aby zrozumiał że chcę być śmiertelnie poważna 

— Czy ty siebie słyszysz Jude? Ja jestem uparta? Nie wiem czy pamiętasz, ale powiedziałam ci raz, że nie mam zamiaru ci wybaczać, a ty co? Na każdym kroku próbujesz zrobić wszystko abym to zrobiła, czemu aż tak nie zależało ci kiedy mówiłam tobie co naprawdę czuję?! — do moich oczu cisnęły się łzy, lecz nie mogłam pokazać jak bardzo jestem słaba, rozmowa z nim powodowała mieszane uczucia, których sama nie rozumiałam

— Ale zrozumiałem mój błąd okej? Chcę to wszystko naprawić, a ty do jasnej cholery mi nie pozwalasz! - krzyknął tak głośno, że lekko się wzdrygnęłam. Byłam pewna że słyszeli go wszyscy ludzie, przebywający na tym piętrze 

Każde jego słowo powodowało jeszcze większy ból, nie potrafiłam zatrzymać swoich łez... Byłam tak cholernie słaba, nie potrafiłam wychodzić z kłótni bez jakich kolwiek oznak cierpienia. Nie mogłam ukryć żadnej emocji przewodniej, którą zazwyczaj był żal, smutek czy poprostu ból... Miałam ochotę uciec, od wszystkich problemów, ale nie mogłam. Musiałam walczyć z tym, nie dając po sobie paznać, że w moim organizmie toczy się wojna. 

— Daj mi chociaż jeden powód, dla którego miałabym ci wybaczyć... — ściszyłam głos ocierając spływające łzy, nie staliśmy w jakimś dużym odstępie jednak odległość ta była widoczna, żadne z nas obawiało się zrobić jaki kolwiek krok w przód 

— Potrzebujesz mnie Wright, nie potrafisz beze mnie żyć — uśmiechnął się cwaniacko, czy miał rację? Nie wiem... Bo to co czułam w jego obecności, było zupełnym przeciwieństwem tego co czułam kiedy byłam obok kogoś dla mnie ważnego, lecz mimo tego nie mogłam o nim zapomnieć, gdzie kolwiek bym nie spojrzała coś mi o nim przypominało 

Nie odpowiadając nic otarłam ostatnią łze, po czym obróciłam się odchodząc jak najdalej. Nie byłam w satnie określić czy wybaczyłabym mu. Niby nie zrobił nic złego, bo nie byliśmy wcale razem, ale poczułam się jak zwykła zabawka. Po co w takim razie oddawał pocałunek? Po co do tego dopuścił, skoro nic nie czuł? Dlaczego musiałam być taka naiwna? 

Wychodząc z budynku nie myślałam gdzie pójdę, kierowałam się przed siebie byleby znaleźć się jak najdalej tego miejsca. Wyciągnęłam z kieszeni telefon chcąc sprawdzić godzinę, jednak zamiast tego zobaczyłam widniejący na wyświetlaczu jeden procent baterii. Przeklnęłam w myślach chowając go spowrotem, nie myślałam o tym że większość moich znajomych mogliby się martwić. Nie myślałam już wtedy o niczym, poprostu szłam bez celu by zapomnieć. Bo co innego mi pozostało? Miałam tam wrócić i udawać że nic się nie wydarzyło? Nie potrafiłam... Potrzebowałam się odciąć chociaż na chwilę, nie ważne ile by to trwało, ważne aby pomogło. 

Skręciłam w uliczkę, prowadzącą do dsyć znanego mi miejsca. Klif, który było widać z daleka od razu stał się celem mojej wędrówki. Nie miałam w planach się zabić, bo aż tak to mnie nie pojebało, ale wystarczyło trochę spokoju. Bo właśnie to pomagało mi w trudnych chwilach, a to miejsce było jak najbardziej odpowiednie. Nie było tam żadej żywej duszy, tylko ja, cudowny widok na moze i zachód słońca. 

POV: Pablo

Siedząc w swoim pokoju usłyszałem donośny krzyk, wiedziałem do kogo należy bo już nie raz słyszałem ten irytujący głos. Jednak zignorowałem to dalej przeglądajac social media, po czasie znowu usłyszałem jak ktoś podniósł głos, ale nie był to ten sam co wcześniej. Należał on do znajomej mi brunetki, odłożyłem telefon zastanawiając się czy sprawdzić o co chodzi. Wstałem podchodząc do drzwi, otworzyłem je lekko by nie było widać mojej obecności, jedyne co udało mi się zobaczyć był Brytyjczyk, patrzący na odchodzącą w przeciwną stronę dziewczynę. Byłem pewny że znowu się pokółcili, dlatego wyszedłem z pomieszczenia podchodząc do ciemnoskróego.

You Are Not Good | Pablo GaviraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz