Rozdział 12

4.1K 317 18
                                    


Zegarek w moim smartfonie wskazywał za pięć szóstą. Mimo wczesnej pory czułam się wypoczęta jak nigdy. Ziołowa herbatka Richwooda rozluźniła mnie bowiem do tego stopnia, że przespałam całe popołudnie, a gdy obudziłam się późnym wieczorem, zjadłam tosty na kolację i szybko wróciłam do łóżka.

Zanim udałam się pod prysznic, odpisałam na wiadomości od Katie i Lucasa. Przyjaciele dopytywali, czy wszystko u mnie w porządku. Następnie zadzwoniłam do mamy, u której dochodziła ósma. Wiedziałam, że była już na nogach, bo należała do rannych ptaszków. Nieustannie wytykała mi i tacie, że potrafiliśmy w weekendy spać do południa.

- Stryj jest całkiem miły. Myślę, że byś go polubiła.

- On też wypowiadał się bardzo pozytywnie na twój temat - wyjawiła mama.

- Jak to? Rozmawiałaś z nim?

- Tak. Zadzwonił do nas wczoraj wieczorem.

- Aha... A w jakiej sprawie? - dopytywałam zaciekawiona.

- Zapewnił nas, że zrobi wszystko, byś twój pobyt w jego rezydencji upłynął ci jak najprzyjemniej. Podobno macie już za sobą spacer po ogrodzie?

- Jest przepiękny. Wyślę ci później zdjęcia...

- À propos zdjęć, pan Richwood wspomniał, że wręczył ci... - urwała.

- Nie przeglądałam ich jeszcze - powiedziałam stanowczo, jakbym chciała zapewnić mamę, że nie zrobiłabym niczego przeciwko niej.

- Myślę, że powinnaś. To byli twoi rodzice.

- Nie! Wy nimi jesteście! - podniosłam głos, gdy wzruszenie wzięło górę.

- Córciu, pamiętaj, że to nie rywalizacja. Zawsze będziesz najważniejsza zarówno dla mnie, jak i dla taty. I właśnie dlatego chcemy, byś skonfrontowała się z przeszłością i poznała jak najwięcej informacji na temat Vincenta i Rachel. Oni naprawdę cię kochali...

- Wiedziałaś, że Richwood pochował ich na terenie posiadłości? - spytałam chwilę później, przecierając palcem wilgotne oczy.

- Dopiero wczoraj się o tym dowiedzieliśmy. Panu Richwoodowi bardzo zależy na tym, byś ich odwiedziła. Pytanie tylko, czy jesteś na to gotowa.

- Jeszcze wczoraj wydawało mi się, że nie...

- A teraz?

- Teraz... Ech, szkoda, że cię tu nie ma - wyszeptałam do telefonu. - Z tobą zawsze wszystko jest łatwiejsze. Chciałabym już wrócić do domu...

- Wkrótce się zobaczymy, córciu - odrzekła mama. - Muszę kończyć, twój tata ma dziś w pracy ważne spotkanie, na które nie zdąży, jeśli go zaraz nie obudzę. Zadzwonię wieczorem, dobrze?

- Okej.

Po prysznicu udałam się do jadalni, w której przebywała ubrana w mundurek pracownica stryja. Dziewczyna, której nie dałabym więcej niż dwadzieścia lat, miała jasne, spięte w kucyk włosy, duże, niebieskie oczy, gładką cerę i zaróżowione policzki.

- Cześć - przywitałam się, a wtedy ona odstawiła mopa i ukłoniła mi się nisko, jakbym była nie wiadomo kim.

- Dzień dobry, proszę pani.

- Proszę, nie mów tak do mnie. - Podeszłam do niej z wyciągniętą ręką. - Mam na imię Jasmine, a ty?

- Ashley. Bardzo mi miło panią, to znaczy ciebie, poznać. - Uścisnęła mi dłoń i dodała: - Niezwykła historia... Nie miałam pojęcia, że pan Richwood ma krewną, w dodatku tak młodą.

- A ja nie wiedziałam, że mam stryja, który mieszka w - rozejrzałam się po pomieszczeniu - zamku królewskim.

- Fakt, RR może na początku przytłoczyć. Ja potrzebowałam dwóch tygodni, by się połapać, co gdzie jest. - Ashley ponownie chwyciła mopa i wycisnęła go.

- Długo tu pracujesz?

- Miesiąc temu minął rok. Pewnie zastanawiasz się, jak takiej młodej dziewczynie udało się dostać pracę w takim miejscu... Cóż, jeśli chcesz pracować dla Richwooda, musisz mieć doskonałe rekomendacje. Mi akurat wystawiła je mama, która zarządza zespołem sprzątającym - mówiła, przecierając podłogę pod stołem.

- To twoja mama pracuje dla stryja? - spytałam zaskoczona.

- Owszem. - Ashley uniosła wiadro z mopem i ruszyła w stronę wyjścia. - Pójdę po kelnera.

- Zaczekaj. Może zjesz ze mną? Chętnie dowiem się, co sądzisz o stryju, tym miejscu i pozostałych pracownikach.

- To bardzo miłe, Jasmine, ale służbie nie wolno jadać z gośćmi. A już na pewno nie z takimi jak ty. - Na twarzy Ashley malowało się zakłopotanie.

- Ale... ja nie mam nic przeciwko. Byłoby mi bardzo miło.

- Mi też, ale powinnaś to chyba najpierw uzgodnić z Celeste. Zapewne już ją poznałaś...

- Tak. W sumie chciałam cię o nią zapytać. Nie sądzisz, że jest zbyt... konkretna?

- Sama nie wiem... Taką ma pracę.

Przeczuwałam, że Ashley wcale tak nie myślała, dlatego postanowiłam pociągnąć ją za język:

- Hej, szczerość za szczerość. Jak dla mnie Celeste to kawał zołzy - zaśmiałam się. Tymczasem Ashley zerknęła w stronę drzwi, a gdy się upewniła, że jesteśmy same, postawiła wiadro na podłodze i szepnęła do mnie:

- Powiedzieć o Celeste, że jest zołzą, to tak jak nic nie powiedzieć. Ta kobieta ma obsesję na punkcie przestrzegania harmonogramu i wszystkich panujących w RR zasad. 

Spodobała mi się otwartość Ashley, dlatego kontynuowałam:

- Zdążyłam to zauważyć, dlatego staram się jej unikać. Nie twierdzę, że źle wykonuje swoją pracę, ale czy zawsze musi być takim robotem?

- Jeśli nie przestrzegasz zasad, to narażasz się na jej fochy - wyjawiła Ashley. - Pozwól, że coś ci poradzę: nie daj sobie wejść na głowę. Gdy tylko Celeste poczuje, że ma nad tobą przewagę, bezwzględnie to wykorzysta.

- Mówisz jak moja przyjaciółka Katie. Ona też wszędzie węszy podstęp i uwielbia intrygi.

- Cóż, wychodzi na to, że masz mądrą przyjaciółkę. Obym za kilka miesięcy nie musiała przypominać, że cię ostrzegałam...

- Szczerze mówiąc, nie wiem nawet, czy zostanę tu do końca czerwca. W sumie to nic nie wiem.

- Za to ja wiem jedno: powinnaś jak najszybciej spróbować focacci z ekologicznym łososiem, pesto z pokrzywy i posypką z jadalnego złota.

- Serio? - Uniosłam brwi. - A nie może być zwykła jajecznica?

- W Richwood Residency? - Ashley zdusiła chichot. - Zaraz wracam.

- W porządku, niech będzie focaccia, ale pod warunkiem, że poda mi ją ten przystojny kelner, Jason.

- Ech... - westchnęła z udawaną rezygnacją Ashley. - Że też odbierasz mi go akurat teraz, gdy jestem tak blisko wyciągnięcia go do kina...

- Zaczekaj! - zawołałam, zanim zniknęła za drzwiami. - To jak, zjesz ze mną śniadanie?

- Naprawdę miło, że mi to proponujesz, ale nie mogę.

- A może jednak? Mam pewien pomysł. Poproś Jasona, by przyniósł mi trzy porcje focacci.

- Trzy? - Ashley zmrużyła oczy.

- Posłużę ci za swatkę - zaproponowałam. - Nie patrz tak na mnie. Zaufaj mi.

Ashley przez kilka sekund zatapiała we mnie pytające spojrzenie.

- Eee... Okej? W takim razie zaraz wracam.

The Candidates. Panna Richwood (Tom 1) [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz