your boyfriend

10.6K 318 700
                                    

W tej jednej chwili zupełnie wszystko przestaje mieć sens, a ja zadaje sobie tylko jedno kluczowe pytanie.

Co do jasnej cholery robi tu Michael?

Spuszczam wzrok i odwracam się w kierunku wyjścia. Ciągnę za klamkę i po chwili znajduję się już na zewnątrz.

- To nie jest nawet możliwe! - krzyczę.

Mój głos niesie się po otwartej przestrzeni. Nie obchodzi mnie teraz czy słychać go w środku i czy słyszą go moi znajomi.

Idę przed siebie i chyba podświadomie kieruje się w stronę minibusa, którym przyjechaliśmy. Czuję się, jakby za moment miała eksplodować mi głowa. Nie potrafię sobie tego w żaden logiczny sposób wytłumaczyć.

Niczym w transie podchodzę do bagaży, które stoją już wypakowane obok wozu. Unoszę głowę, ponieważ do tej pory idąc, obserwowałam jedynie własne buty.

Wszyscy moi znajomi stoją w tym momencie naprzeciw mnie. Spodziewam się, że słyszeli mój donośny krzyk i jest duża szansa, że mają mnie teraz za kompletną wariatkę, ale zupełnie się już tym nie przejmuję.

- Co się stało Rose? - pyta zdziwiona Ana.

Zatrzymuję na niej przez moment swoją uwagę. Ma widocznie zmieszaną minę. Przenoszę spojrzenie na stojącego obok niej Lucasa, który nie wygląda wcale lepiej.

- Mój najgorszy koszmar właśnie się spełnił. - mówię, a na moich ustach pojawia się uśmiech.

Problem w tym, że nie jest to uśmiech wywołany szczęściem, rozpaczą czy czymkolwiek innym. Przypominam teraz bardziej szaleńca, który właśnie uciekł ze szpitala psychiatrycznego.

- Co masz na myśli? - zwraca się do mnie Cameron.

On również wydaje się zmieszany. Wykrzywia twarz w dziwny grymas, a stojąca obok Olivia, mocno obejmuje jego ramię.

Zapewne myślą, że już zupełnie postradałam zmysły, a nie słyszeli jeszcze nawet najlepszego.

- W tym hotelu jest Michael White. - mamroczę mało wyraźnie. - Stał tam i jak gdyby nigdy nic rozmawiał z obsługą.

- Ale jak? - wyrywa się Lucas. - Co on niby tu robi?

- Zapraszam, idź go zapytać. - mówię, wskazując ręką na budynek za sobą.

Reszta moich towarzyszy podróżny nie odzywa się ani słowem. Cameron stoi niczym wmurowany, a jego mina jest zupełnie beznamiętna. Olivia dalej nie rusza się z miejsca, wydaje mi się, że jeszcze mocniej obejmuje teraz ramię Torresa. Ana dokładnie tak, jak wszyscy zgromadzeni, wygląda po prostu jak posąg.

Powoli opadają ze mnie emocje, poruszam delikatnie głową na boki i staram się jakoś otrzeźwić umysł.

- No nic. - odzywam się wreszcie. - Parking jest za stajnią. - zwracam się do Torresa.

Mężczyzna jeszcze przez moment stoi w totalnym osłupieniu, ale zapewne przez mój przeszywający go wzrok, po chwili budzi się z transu.

Porusza się, a Olivia jest zmuszona puścić wreszcie jego rękę.

- Pójdę przeparkować. - odzywa się dziwnym głosem.

Zaczyna kierować się w stronę wejścia do busa, a kiedy tylko Shelton orientuje się, że się ruszył, bardzo szybko postanawia do niego dołączyć. Kiwa mi głową na znak, że jedzie razem z nim. Odpowiadam jej podobnym gestem.

Nastaje cisza i przerywa ją jedynie warkot silnika, minibus odjeżdża w stronę parkingu, a ja zostaję zupełnie sama z Aną i Lucasem.

W tym momencie czuję się po prostu dziwnie. Zupełnie nie wiem jak to skomentować, nie rozumiem też, jak to jest możliwe.

play with fireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz