Rozdział 17

3.6K 302 24
                                    


Po wejściu do sali balowej ujrzałam tłum elegancko ubranych mężczyzn i przemykających pomiędzy nimi kelnerów. Goście stali w wielu zwartych grupkach i żywo o czymś rozmawiali, a pracownicy wręczali im kieliszki szampana. Dostrzegłam też stojącego na podeście skrzypka, któremu trudno było się przebić muzyką przez szum męskich głosów i częste wybuchy śmiechu.

Przez następne dwie, może trzy minuty szukałam wzrokiem stryja, mijając po drodze między innymi Francisa Carlisle, który zatopił we mnie ciekawskie spojrzenie. Czyżby Richwood nie powiedział nikomu zawczasu o moim istnieniu? Wreszcie odnalazłam go stojącego przy ścianie i rozmawiającego z trzema mężczyznami w zbliżonym do niego wieku.

- Jasmine, jesteś wreszcie! - powiedział, obejmując mnie w boku. - Już miałem kogoś po ciebie wysłać. Wyglądasz przepięknie.

- Dziękuję - odpowiedziałam nieco speszona. Wtedy stryj dodał:

- Poznaj moich przyjaciół: Joeffreya, Stephana i Antony'ego.

- Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się nieśmiało do mężczyzn, których widziałam pierwszy raz na oczy. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Katie lub mama od razu ich rozpoznały.

- Witam młodą damę. - Najniższy, ubrany w czarną, przyciasną koszulę i mocno opalony staruszek o imieniu Joeffrey, pochylił się i pocałował mnie w dłoń. - Twój stryj wspominał, że zaszczycisz nas swoją obecnością.

„Czyli jednak" - pomyślałam, pilnując, by uśmiech nie zszedł mi z twarzy.

- Jasmine Stokes, jedyna krewna wielkiego Bernarda Richwooda - rzekł drugi z mężczyzn, którego stryj przedstawił mi jako Stephana. Był najwyższy z nich i tak chudy, że w miejscach policzków znajdowały się duże wgłębienia. - Wykapany Vincent - rzucił do stryja.

- Znał pan mojego biologicznego ojca? - spytałam, a wtedy on głośno się zaśmiał.

- Czy go znałem? Trzymałem go na rękach tydzień po tym, jak przyszedł na świat.

- Stephan to mój wieloletni przyjaciel, o którym ci wspominałem. - Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że stryj faktycznie opowiedział mi pokrótce o mężczyźnie, którego dawniej traktował jak brata. - Vincent i Rachel chcieli mu nawet zaproponować, by został twoim ojcem chrzestnym. Niestety nie zdążyli.

- Chwileczkę... To ile osób na tej sali wiedziało już wcześniej o moim istnieniu? - Spojrzałam pytająco na Richwooda.

- Tylko te, które znałem na długo przed twoimi narodzinami. Nikt natomiast nie wiedział, komu cię oddałem. Wolałem nie ryzykować, że informacja trafi w niepowołane ręce.

- Niepowołane ręce? - powtórzyłam po nim.

- Chciałem powiedzieć, że wolałem mieć pewność, iż nikt zawczasu cię nie odnajdzie i nie wyjawi ci prawdy na temat twojego pochodzenia - sprecyzował, po czym wziął duży łyk szampana. Po chwili dodał: - Zależało mi na tym, byś poznała ją dopiero po wejściu w dorosłość.

- Panno Jasmine. - Trzeci z mężczyzn, Antony, przerwał nam rozmowę i uścisnął mi dłoń. - Wprawdzie nie znałem pani biologicznych rodziców, ale chcę powiedzieć, że bardzo mi miło panią poznać.

- Mi pana również - powiedziałam do lekko zgarbionego sześćdziesięciokilkulatka z łysą głową, spiczastym nosem i gęstym, szarym wąsem. Następnie zwróciłam się do stryja: - Czy moglibyśmy porozmawiać na osobności?

- Wybaczcie na moment, panowie. - Richwood zabrał mnie na bok. - Słucham, Jasmine.

- Przepraszam, stryju, że to mówię, ale czuję się trochę przytłoczona tymi wszystkimi spojrzeniami. - Obróciłam się przez ramię. Przynajmniej pięciu stojących nieopodal nas mężczyzn spoglądało na mnie z zaciekawieniem. - Poza tym nie przypuszczałam, że ci ludzie znali Vincenta i Rachel... a przy okazji mnie...

The Candidates. Panna Richwood (Tom 1) [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz