the wrong side

11.1K 330 821
                                    

Rozglądam się po ogromnym pomieszczeniu wypełnionym ludźmi. Hotelową salę bankietową zobaczyłam dzisiaj pierwszy raz, wcześniej nie byłam nawet świadoma, że takowa tutaj jest. Zachowana w kolorach kremu i bieli wygląda niesamowicie wykwintnie, z resztą dokładnie tak samo prezentują się zebrani tu goście. Widzę wielu elegancko ubranych mężczyzn w różnokolorowych garniturach. Przeważają panowie ubrani na czarno, ale są też oczywiście wyjątki. Kobiet na sali jest o wiele mniej. Naliczyłabym, może kilku biznesmenów, którzy zdecydowali się zabrać na ten wyjazd żony. Obstawiam, że reszta nie tyle ich nie posiada, ile po prostu wolała je zostawić w domu. Nie chcę jednak wnikać za głęboko w motywy działań takich „gentlemanów".
Panowie na sali są w przeróżnym wieku, od okolic sześćdziesiątki, aż po dwudziestoparolatków. Można by stwierdzić, że jest w czym wybierać, ale nie taka myśl rodzi się teraz w mojej głowie. Jasne żartowałam na ten temat z Aną, ale to były tylko i wyłącznie żarty. Nie szukam bogatego faceta z wiadomych powodów. Obracając się ostatnio praktycznie tylko wśród takich, przekonałam się, że przeważająca większość to po prostu dupki. Nie generalizuję, bo oczywiście są wyjątki, ale wiele przykładów potwierdziło już moją teorię.
Myśląc o wspomnianych „dupkach" zaczyna mnie zastanawiać coś, do czego wstyd mi się nawet przyznać. Mianowicie fakt, że ani razu nie widziałam dzisiaj jeszcze Michaela. Bankiet trwa już dobre dwie godziny i dalej nie wyłapałam go wzrokiem z tłumu, co zwykle jest dla mnie aż za proste. Właściwie to ostatni raz widziałam go o szóstej rano na balkonie.
To nie tak, że się nie cieszę, ale po prostu uważam, że to niecodzienne, żeby organizator nie przyszedł na własne wydarzenie.

Przechodzę w miejscu z nogi na nogę i poruszam delikatnie ręką, na której trzymam tackę z szampanem. Zaczyna mi już drętwieć. Aktualnie większość gości stoi na środku sali i trwają różnego rodzaju dyskusje. Obstawiam, że mają one charakter biznesowy, ale kto ich tam wie. Niektórzy z tych facetów już wyglądają, jak typowi wujkowie na weselu, więc mogą gadać o wszystkim.

Przenoszę swoje spojrzenie na wejście od strony kuchni i widzę, że w drzwiach pojawia się Olivier. Kiwa do mnie głową i nie do końca rozumiem, co właściwie chce mi przekazać.

Ruszam odrętwiałe ciało i idąc w jego stronę, staram się wyglądać jak najbardziej naturalnie. Nie wiem, czy mi to wychodzi, obstawiam, że niekoniecznie, biorąc pod uwagę, że stałam tak już dłuższą chwilę i powoli przestaję czuć własne nogi. Kiedy docieram na miejsce, mężczyzna od razu się do mnie odzywa.

- Nuda, co? - pyta, przy okazji cwaniacko się do mnie szczerząc.

Założył czarne garniturowe spodnie, białą koszulę i czerwoną kamizelkę, czyli po prostu swój strój do pracy.

- Serio tylko to chciałeś mi powiedzieć? - marszczę brwi.

- Właściwie to tak, możesz wracać do pracy. - stwierdza.

Wzdycham i już mam zamiar się odwrócić, żeby odejść, kiedy mężczyzna przytrzymuje delikatnie moje ramię.

- Żartowałem Rose. Chciałem ci powiedzieć, że zaraz będziesz mogła zrobić sobie chwilę przerwy. - mówi.

Uśmiecham się, bo już wiem, że w końcu wyjdę zapalić, co jest niemałym pocieszeniem po dwóch godzinach stania.

- Dzięki za informację. - odpowiadam.

- Zawsze do usług.

Mimowolnie mój uśmiech się delikatnie powiększa, aż do momentu, w którym odwracam się w stronę, z której przyszłam i unoszę głowę. Zauważam, jak White właśnie wchodzi na salę w towarzystwie Hernika. Tego drugiego już dzisiaj widziałam wielokrotnie, choćby wtedy, kiedy na samym początku witał gości. Ma na sobie smoking w kolorze ciemnozielonym, do którego dobrał białą koszulę. Definitywnie wyróżnia się w nim z tłumu. Zauważyłam, że wiele obecnych tu kobiet często zerka na Stevensa ukradkiem, tak żeby ich partnerzy tego nie dostrzegli. Mimo wszystko ja to widzę bardzo wyraźnie, bo zauważam dosłownie wszystko, co się tu dzieje.

play with fireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz