Rozdział 24

2.8K 239 25
                                    


– Zapraszam. – Celeste otworzyła mi drzwi do gabinetu Richwooda. Niepewnie przekroczyłam próg i spostrzegłam go siedzącego za biurkiem. Tym razem poza laptopem znajdowała się na nim sterta papierów.

– Podobno chciałeś się ze mną widzieć – powiedziałam do stryja, zatapiając wzrok w opustoszałym regale.

– Miło cię widzieć, Jasmine. Usiądziesz?

– Wolałabym postać – odrzekłam chłodno. Wtedy Richwood podniósł się z krzesła i podszedł do mnie.

– Dobrze. Zatem ja też postoję. – Nasze spojrzenia na moment się spotkały. Nie byłam w stanie nic wyczytać z jego oczu, ani z jego kamiennej twarzy. – Odnoszę wrażenie, że od trzech dni mnie unikasz. I chyba oboje wiemy, dlaczego to robisz.

– Musiałam przemyśleć parę spraw.

– Jakich spraw?

Nie byłam jeszcze gotowa na szczerą rozmowę z nim, ale wiedziałam, że nie mogłam dłużej jej odkładać.

– Powiem wprost: nie jestem pewna, czy powinnam tu dłużej zostać. Czuję, że nadszedł czas, bym wróciła do domu.

– Tu jest twój dom, Jasmine – odrzekł Richwood. – Naprawdę jeszcze tego nie widzisz?

– Mój dom jest tam, gdzie są moi rodzice i przyjaciele. Tęsknię za nimi i chcę...

– Sprowadzę ich tu – wszedł mi w słowo stryj. – Wybuduję dla nich domy na wzgórzu, albo kupię im wille w okolicy. Powiedz tylko które chcesz, a skontaktuję się z właścicielami.

– Mówisz poważnie? – Spiorunowałam go wzrokiem, po czym parsknęłam nerwowym śmiechem. – Może od razu wykup całe Hidden Hills? Theo miał rację... Ty naprawdę myślisz, że każdy problem da się rozwiązać za pomocą pieniędzy.

– Nie wiem, co dokładnie od niego usłyszałaś, ale pozwól, że przedstawię ci moją wersję wydarzeń. – Po raz pierwszy zadrżał mu głos. Czułam, że maska, którą założył przed naszym spotkaniem, powoli zaczyna pękać.

– Istnieje tylko jedna wersja: potraktowałeś Theo jak śmiecia i pomogłeś bandytom, którzy omal nie zabili mu matki! – warknęłam, po czym odwróciłam się do niego plecami. – Zdziwiłam się, gdy rodzice poprosili mnie, bym się przed tobą otworzyła i ci zaufała. Najwyraźniej mieli wobec ciebie ogromny dług wdzięczności, który uśpił ich czujność. Mimo to postanowiłam ich posłuchać. Teraz widzę, że byłam głupia, zakładając, że jesteś dobrym człowiekiem.

– Niech podniesie rękę ten, kto nigdy w życiu nie popełnił żadnego błędu – odrzekł stryj, na co zareagowałam zduszonym śmiechem.

– Nie mówimy tu o niewinnym błędzie. – Obróciłam się na pięcie i spiorunowałam go wzrokiem. – Przez ciebie przestępcy nie ponieśli kary!

– Jesteś jeszcze młodziutka, Jasmine... Wiesz, dlaczego zgodziłem się, by Theodore zabrał cię do szpitala? Chciałem, byś zrozumiała, że życie to sztuka dokonywania trudnych wyborów i nie wszystko jest takie proste, jak ci się wydaje.

– Trochę ci nie wyszło – rzuciłam lekceważąco. – Z mojego punktu widzenia miałeś tylko jeden wybór: pomóc mamie Theo i doprowadzić do tego, by przestępcy zostali ukarani.

– Spójrz na to z innej strony: dla pani Eaton nie miało znaczenia, co się stanie z jej oprawcami. Jedyne, co mogło jej pomóc, to pieniądze potrzebne na leczenie. A ja zaoferowałem Theodore'owi kwotę, która z nawiązką pokryłaby wszystkie wydatki. Mogłem zapewnić jego matce najlepsze warunki i zmaksymalizować jej szanse na powrót do zdrowia.

The Candidates. Panna Richwood (Tom 1) [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz