3.

58 10 5
                                    

3.

Obaj jak na komendę ruszyli każdy pod własną ścianę. Potter oparł się o szorstki kamień spoglądając przez otwory nad głową Dracona. Blondyn udsiał, podparł brodę na dłoni i zaczął wpatrywać się w radar. Milczeli, choć cisza zdawała cięższa z każdą upływającą sekundą. Bezruch i napięcie panujące między nimi dawały wrażenie, że czas niemal stanął w miejscu. Po kilku minutach Malfoy przestał z uporem maniaka czekać, aż Harry w jakikolwiek sposób go sprowokuje. Szukając czegokolwiek, co zajmie mu myśli zaczął skupiać się na kolejnych elementach otocznie. Mimo, że ściany jaskini dawały im względny komfort, to powietrze robiło się coraz chłodniejsze. Na zewnątrz musiało być ledwie kilka stopni. Wiatr co jakiś czas gwizdał w otworach między kamieniami. Nie mógł się już doczekać, aż zimne powietrze kolejny raz porani jego gardło podczas biegu. Choć przynajmniej, gdy wyjdą z jaskini może nareszcie przestanie czuć się, jak w potrzasku.

Co prawda ubranie nieco mu przeschło, ale czuł lepkość swojej skóry. Za paznokciami miał ziemię z ogrodów dworku, a gdzieś w okolicach szyi zaschła krew z rozciętego łuku brwiowego. Bez lusterka nie był w stanie całkowicie jej usunąć. Zapach dwóch spoconych ciał, wymieszany z kurzem jaskini stał się dziwnie nieznośny, choć do tej pory niemal go nie zauważał. Potter kolejny raz rozpoczął swoją wędrówkę, ale tym razem, jego krok był spokojniejszy. Mimo wszystko wzbudzał w Draco tylko jeszcze większą irytację. Ruchy bruneta mimowolnie przyciągały jego wzrok, który bezwiednie sunął po ciele mężczyzny, aż dotarł do oczu. To ta rozpalona zieleń otrzeźwiła Malfoya na tyle, by powrócił do studiowania widniejącego na podłodze zaklęcia.

Radar jeszcze czterokrotnie rozbłysł nowymi punktami. Jedna para wyłoniła się z południowego-zachodu balansując na granicy drugiego okręgu. Pozostałe kropki ledwo ocierały się o wschodni kraniec największego koła. Prawdopodobnie był to patrol wysłany na najbliższą granicę terenów należących do posiadłości. Za każdym razem, gdy zaklęcie rozbłyskało nowymi punktami Potter zatrzymywał się niemal nadeptując na fosforyzująco-zielone linie i nerwowo obracał różdżkę między palcami. Draco dla odmiany przechodził w kucki i patrząc jak kropki znikają starał się nie słuchać przyspieszonego oddechu Złotego Chłopca. Przypominał mu on o strachu, którego w takiej intensywności nie czuł od dawna. Obaj nadal się nie odzywali. Choć do wyznaczonego czasu zostało około 10 minut Draco wiedział, że będą musieli poczekać kolejne 10, by ruszyć dopiero po przejściu patrolu. Każda z nich zdawała się trwać dwa razy dłużej niż powinna.

Potter najwyraźniej w końcu się zmęczył, bo opadł przy ścianie jaskini i dla odmiany zaczął wwiercać w Malfoya to swoje cholerne, zielone spojrzenie. Odwrócenie oczu na niewiele się zdało. Draco czuł, że Wybraniec wypala właśnie dziurę w jego twarzy. Westchnął rozdrażniony i spojrzał prosto na bruneta próbując samym wyrazem twarzy zmusić go do znalezienia sobie innej rozrywki. Harry nawet nie drgnął, jakby dokładnie na to czekał.

-Dlaczego zlecili ci akurat zostanie aurorem? - zapytał.

-Miałem nadzieję, że skoro wreszcie zamilkłeś na dłużej to jednak zastanawiasz się nad czymś przydatnym. Na przykład jak wyjść stąd żywym.

-Dlaczego? - powtórzył uparcie Potter. Malfoy pozwolił sobie na lekkie skrzywienie. Nie rozumiał po co Wybrańcowi ta wiedza, ale jeśli pozwoli na kolejną przedłużającą się ciszę...

-Nie wiem, może dlatego, że akurat dla mnie to cholernie niebezpieczne? A może zwyczajnie stwierdzili, ze za mało złego naoglądałem się przez cale życie. To miała być kara Potter. Żaden cholerny przywilej. - Draco oparł głowę o ścianę patrząc na sufit. - I muszę przyznać, że wyjątkowo trafiona - dodał całkiem niespodziewanie dla siebie blondyn.

W ciemnościachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz