Poranek na farmie

25 6 53
                                    

– Wstawaj!

Helian raptownie otworzył oczy.

– Co? Co się stało? Co? – dopytywał, wodząc rozespanym wzrokiem. Wszystko zrozumiał, gdy jego uszu doszedł śmiech Luca. Rycerz posłał mu zirytowane spojrzenie. – Normalnie szczyt komedii.

– Co nam gościa męczysz – prychnął Honig, który nie zdradzał najmniejszej oznaki kaca. – Wstawaj Heli, czas na spacer, musisz nieco odpracować.

– Myślałem, że w zamian za uratowanie jego...

– Już widzę, że myślenie nie jest twoją mocną stroną – rzucił Honig, z uśmiechem od ucha do ucha. Mężczyzna podszedł do jednej z wielu przegród i otworzył ją na oścież.

– Lepiej stąd chodźmy – poradził Luc.

Chłopak i mężczyzna ukryli się na rogu stodoły. Helian był rozespany i poirytowany, ale czekał cierpliwie. W końcu Honig wyszedł i stanął obok nich. Wyciągnął z kieszeni piszczałkę i włożył ustnik między wargi. Wybrzmiał przeciągły pisk, od którego głowa prawie pękła rycerzowi na pół. Wtem ziemia zadrżała.

Helian aż się cofnął, widząc nieprzebraną lawinę potężnych stworzeń. Stado pędziło szaleńczym pędem, nie zważając na to, co stratują po drodze. Wyglądało to niczym niepowstrzymana górska lawina.

Pisk. Horda błyskawicznie się zatrzymała.

Zwierzęta, które przed momentem posłusznie czekały w stodole, można by porównać do kóz o długiej do kopyt sierści. Wielkością dorównywały bykom, a dwa z ich trzech rogów, były znacznie grubsze i kręciły się w szerokie spirale. Trzeci róg, krótszy i ustawiony pod ostrym kątem, przypominał śrubę, która zapewne bez najmniejszego problemu przebiłaby człowieka.

Dwie pary wielkich oczu leniwie rozglądały się po okolicy, a z rozkładających się na trzy części pysków co chwila wydobywało się monotonne, acz donośne beczenie. Jedyne czym nie odbiegały od „normalnych kóz" to charakterystyczny odór.

– Co to? – zapytał Helian, kiedy oszołomienie przeminęło.

– To nasza trzoda. Tam skąd pochodzisz, nie hodują ziegów? – Heli powoli pokręcił głową na boki. – Ich strata. Mięso ziegów jest najlepsze, mleko mają nieco bardziej słone od krowiego, ale ich sierść jest wręcz idealna na zimowy kubraczek. Pomóżcie matce z paszą, ja idę z nimi na pastwisko. Heli dołącz do mnie, kiedy skończysz, a ty, mały urwisie. – Złapał ucho syna, nim ten zdążył się uchylić. – Spróbuj tylko podkradać się do miodu, a przysięgam, że przyłożę ci w zad trzonkiem od łopaty.

– Ojciec, no nie przy ludziach...

Heli prawie prychnął śmiechem, ale dzielnie się powstrzymał. Kiedy Honig ze stadem zniknęli za górką, znikąd pojawiła się Abeille z trzema sztukami wideł. Włosy związane miała chustą, a jej rękawy były zakasane po same łokcie. Już miała podać Helianowi widły, kiedy nagle ją oświeciło.

– Proszę wybaczyć panie Helianie, zapomniałam o tym – przepraszała, nieśmiało spoglądając na czerwony kikut.

– Spokojnie, to nie problem. Armis aurea – zainkantował, a jego ciało natychmiast otoczył blask. W mgnieniu oka przybrał złotą zbroję, której prawa rękawica działała jak proteza.

„Przydatne to zaklęcie" – pomyślał, odbierając od kobiety widły.

– Czyli mi się to nie przywidziało! – krzyknął ucieszony Luc, podziwiając z bliska świetlistą postać. – Umiesz czarować! Nauczysz mnie? Gdzie twój miecz? Gdzie się tego nauczyłeś?

Tricor: Złoto, Błękit, SzkarłatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz