Lot na dywanie

17 4 29
                                    

Strażnicy przemaszerowali obok zaułka, w którym nie mogli wiedzieć, że czaił się Helian. Rycerzowi ledwo udawało się pozostać w ukryciu.

Berg ostrożnie dotknął swój prawy policzek. Natychmiast syknął z bólu. Poparzenia, które pozostały po jego walce z Invierno były świeże i obrzydliwie wrażliwe. „Zostanie mi po tym nowa blizna" – pomyślał, przejeżdżając po obrzeżu rany, która kończyła się w okolicy obojczyka. „Oby nie wdało się zakażenie."

Mężczyzna wygiął plecy z głośnym trzaskiem i wyszedł z uliczki. Po przejściu kolejnych dwustu kroków, wybierając odpowiednie zakręt, znalazł się pod małym straganem. Trzy wbite w ziemię wyschłe patyki, na których rozciągnięto zwyczajny, brudny dywan. Pod tym zadaszeniem na stołeczku siedział mężczyzna, w którego dłoni widniała tabliczka z napisem „Przewóz".

Domniemany przewoźnik nie wyróżniał się zbytnio na tle mieszkańców. Schludny, acz nie najdroższy ubiór, zaczesane do tyłu czarne włosy i znudzenie wymalowane na twarzy. Jedynym co przyciągało uwagę, była jego rękawica. Wykonana z metalu i skóry, sięgająca do połowy lewego przedramienia. Z pulsu rękawicy wyłaniała się cienka metalowa linka, która owijała się wokół nadgarstka nieznajomego i zakańczała specyficznym kryształem.

Helian stanął nad przewoźnikiem.

– Orhe mag. Zgaduję, że to ty.

– Musisz być bardziej specyficzny młody człowieku – odparł, przywdziewając wyćwiczony uśmiech. – Zwą mnie Agile.

– Jestem Helian, Honig obiecał mi darmowy przewóz.

– Ah tak! Honig opowiadał o tobie, co u tego starego wygi? Czemu nie przyszedł z tobą, obraził się na mnie, czy co?

– Opowiem ci o wszystkim, kiedy opuścimy miasto.

– Jak to mówią, klient nasz pan – westchnął, podnosząc się z siedziska.

Agile zdjął dywan i zaczął rozwijać metalową linkę. Kiedy kryształ dotknął ziemi, mężczyzna zaciągnął się powietrzem, strzelił dwa razy z karku i wyprostował dłoń.

Heros ex iigrene, zaitais: model phlaing maanjhee.

Na te słowa zerwał się wicher. Powietrze zaczęło się formować, tworząc niewidzialne sploty, nienamacalnych włókien. Wichry zbierały się wokół kryształu, dodając kolejne warstwy, które zaczynały przybierać odpowiednie kształty. Kiedy nagromadziła się wystarczająca ilość powietrza, to przeistoczyło się w puchatą chmurę. Chmurę, z której wyrastał ludzki tors o przyczepionych doń dwóch potężnych umięśnionych ramionach. Jednak miast ludzkiej głowy, tors kończył się orlim łbem. Podniebny przewoźnik uformował się w pełni. Przechodnie zaczęli bić brawa, a Agile pokłonił się jak rasowy obwoźny magik.

– Dziękuję, dziękuję, nie trzeba, to nic takiego.

Helian należał do nielicznych, którzy stali w milczeniu. Mężczyzna do tej pory myślał, że pojął, o co chodzi w magii, że to zwykłe proste rzucanie kamieniem za pomocą woli, lub leczenie przy pomocy wody. Teraz patrzył na stwora utkanego z chmur, który prężył przed nim swoje muskuły. „Pani Niebios, mam już tego dość" – pomyślał, kiedy konstrukt zaczął cmokać własne bicepsy.

– Przewoźniku, skończ popisy.

– Już, już panie Helianie – uspokajał klienta, w tym samym czasie zbierając do sakwy monety sypane przez przechodniów. – Wygląda pan na szczególnie poruszonego, nigdy pan nie widział arvatari?

Helian bez słowa stanął za przewoźnikiem. Nie miał ochoty na rozmowę. Agile wzruszył ramionami i zarzucił dywanem nad arvatari. Mięśniak z chmur złapał materiał w locie, a potem położył go na plecach, samemu układając się równolegle do ziemi. Przewoźnik bez czekania wszedł na dywan, który dzięki magicznemu konstruktowi unosił się teraz dobrą stopę nad ziemią. Helian przełknął flegmę i zrobił dokładnie to samo co Agile.

Tricor: Złoto, Błękit, SzkarłatWhere stories live. Discover now