Stragan

12 4 23
                                    

Argo prezentowało się przed wędrowcami w swojej pełnej barwnej wspaniałości. Trau zatrzymała się, skrzyżowała ramiona na piersi i przejechała po przechodniach oceniającym spojrzeniem. „Tak, nie ma wątpliwości. Wszyscy tutaj naćwikali się farbą."

– Feu, pamiętasz gdzie zostawiliśmy ogra? – Chłopak, stojący półtora kroku za kobietą, przytaknął. – Wrócisz do niego w razie niebezpieczeństwa. No, a teraz czas poszukać straganów.

Zadanie, które wyznaczyła sobie Trau, nie było zbyt trudne. Wystarczył niecały kwadrans marszu po szerokich, nasłonecznionych uliczkach, aby dostać się do czegoś, przypominającego targ. Straganów było tyle, co ziarenek w garści piachu, a ich blaty uginały się od towaru.

Argo nie było znane ze swych tkanin, ten zaszczyt przypadał miastom na południowym wschodzie. Kupcy nie przyjeżdżali tu również dla handlu trzodą, metalami, czy puklerzami. W mieście kolorów liczyły się tylko dwie rzeczy, palące w gardło przyprawy i skrzące się w świetle klejnoty, sprowadzane z południowych kopalni.

Trau i Feu przeciskali się ciasnymi ścieżkami i kluczyli między gośćmi targu, pocąc się przy tym niemiłosiernie. Słońce wisiało wysoko, a duchota niemal odbierała dech, w czym nie pomagały niezliczone ostre wonie mieszające się w powietrzu. „Nigdy więcej zakupów w południe" – przyrzekała klejąca się od potu Trau. Wtem coś przykuło jej uwagę.

– Feu... – sapnęła na wlokącego się rudowłosego. – Do mnie...

Dla niektórych wejście na szczyt góry jest wielkim dokonaniem, lecz dla Trau wyczynem było, dostanie się do obleganego straganu. Batalia była długa, nikt nie skąpił łokci, ani stąpania po palcach oponentów. Jednak udało się, przekroczyła zwężający kolejkę drewniany gardziel. W glorii i chwale stanęła przed blatem, za którym czekał jej cel.

– Czego szukasz dziecinko? – zapytała staruszka w białej szacie z licznymi błękitnymi frędzlami.

Trau przetarła pokrytą pyłem twarz. Kiedy w końcu zebrała myśli, przemówiła.

– Zaklęcia dla dzieciaka... – rzuciła, wskazując na Feu, który niesamowitym zrządzeniem losu nie został zadeptany. – Widziałam szyld, gdzie zwoje?

– Spokojnie maleńka – rzekła uśmiechnięta staruszka. – Asortyment składujemy w namiocie za mną.

– Prowadź.

Sprzedawczyni przytaknęła i odłożyła belkę blokującą furtkę. Wędrowcy znaleźli się po drugiej stronie blatu. W namiocie nie paliła się żadna świeca, mogąca w bardzo łatwy sposób zniszczyć przedmiot handlu. Jednak w spiczastym suficie wycięto wystarczająco otworów, żeby potencjalni klienci, mogli przeglądać kolekcję żółtawych zwojów, schludnie ułożonych w otwartych skrzyniach.

Staruszka ukłoniła się i opuściła namiot, w którym pozostały jedynie trzy osoby.

– Witam serdecznie, w czym mogę służyć! – zagaił mężczyzna o ciemnej karnacji, ze srebrnym łańcuszkiem łączącym płatek nosa oraz lewe ucho.

– Chciałabym zakupić zwój z zaklęciem powietrza – odparła Trau, rozglądając się po namiocie. Wciąż była otępiała od wycieńczenia. – Zaklęcie podstawowe i coś średniozaawansowanego.

Mężczyzna podszedł do biurka, chwycił pióro i zamoczył je w kałamarzu.

– Dwa zwoje, jeden podstawowy i średniozaawansowany... – mruczał pod nosem, pisząc coś na kawałku pergaminu. Odstawił pióro i odwrócił się w kierunku klientki. – Oto moja propozycja.

– Po prostu powiedz.

– Brzydko jest podawać cenę na głos, przynosi to wielkie nieszczęście – wytłumaczył, susząc zęby w wyćwiczonym uprzejmym uśmiechu. – Nalegam.

Trau westchnęła, wzięła świstek i odczytała. To, co czuje spadający ze szczytu góry, to nic, w porównaniu z tym, co przeżyła kobieta.

– Ale... Ja za to mogę sobie kupić trzy ogiery – wyszeptała blada jak śnieg.

– Dokładniej dwa, ostatnimi czasy podatki podskoczyły – poprawił uczynny sprzedawca. – To jak, decydujemy się?

– Człowieku, mi ledwo na bułkę starczy! Co to w ogóle za cena?! To gorsze od kradzieży!

– Proszę się nie bulwersować i iść do innego straganu sprzedającego zaklęcia w Argo. – Trau już miała skorzystać z wyjścia, ale sprzedawca kontynuował. – Tylko proszę nie iść do starego Leo, Wolfa ani Mouette, aktualnie siedzą w lochach, a ich zapasy odkupiłem po okazyjnej cenie. Do Piscisa też niech pani nie idzie, zeszłej środy ogień strawił cały jego dorobek i wszystkie zwoje. Sipnnea również powinna sobie pani odpuścić...

– Jesteś jedynym handlarzem zaklęć w Argo, prawda?

– Oczywiście, że nie. W tak wielkim mieście są jeszcze co najmniej trzy takie stragany.

– U których zasięgasz języka odnośnie najkorzystniejszej dla was ceny, czyż nie?

Jadowity uśmiech mężczyzny był wystarczającą odpowiedzią na pytanie. Trau rozmasowała pulsującą skroń i zdołała powstrzymać stopę przed znalezieniem się między nogami sprzedawcy.

– Nie mam pieniędzy – westchnęła rozsierdzona Trau. – Czy jest jakiś sposób, na ich zarobienie w krótkim czasie?

– Cieszę się, że o to pani pyta – odparł, zacierając dłonie. – Mój znajomy szuka rąk do pomocy przy załadunku kamieni. Płaci od przeniesionej sztuki, więc można sporo zarobić w krótkim czasie. Idealna praca dla pani.

– Tak, idealna... Dostajesz procent od podesłanych robotników?

– Wolę to nazywać „przyjacielską podzięką" – odparł z żmijowym uśmiechem. – Napisać pani list polecający?

– Nie, znajdę coś na własną rękę. Jak miałabym przenosić kamul... Hmm... W sumie napisz ten list.

Tricor: Złoto, Błękit, SzkarłatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz