loop

11.7K 389 581
                                    

Ludzki umysł to naprawdę jedno z najstraszniejszych możliwych miejsc. Czasami tworzymy tam takie scenariusze, jakich sami po sobie w życiu byśmy się nie spodziewali. Myśli, które nas nawiedzają, potrafią być przerażające.

Nie jest to już tylko kwestia moralności i tego, że gdyby ktoś przypadkiem się o nich dowiedział, uznałby nas za psychopatów. Problem pojawia się wtedy, kiedy my sami zaczynamy bać się rzeczy, które bardziej lub mniej świadomie przychodzą nam do głowy.

Otwieram oczy i praktycznie od razu jestem też zmuszona je zamknąć. Oślepia mnie blask słońca, wpadającego do mojej sypialni przez jedno z okien. Zakładam, że dzień musi być pogodny, a niebo zapewne bezchmurne, skoro słońce świeci dzisiaj aż tak mocno. To wszystko jednak nijak ma się do mojego humoru.

Praktycznie zaraz po przebudzeniu, czuję porażający ból głowy. Kac odwiedza mnie niczym stary stęskniony przyjaciel. Pojawia się bez żadnej zapowiedzi i nie pyta o mnie o zdanie. Poruszam zdrętwiałymi rękami i już po chwili przecieram oczy dłońmi. Po tym geście kładę je na swoim czole, jakby miało to w jakiś sposób ukrócić moje cierpienia.

Przez moją głowę od razu przebiega wiele myśli naraz. Jakim cudem obudziłam się bez budzika? Czy już dzwonił, czy może jakimś cudem wstałam przed nim?

Brzmi jak dobry żart. Ja budzącą się samoczynnie wcześniej niż zostanę obudzona. Takie cuda nie zdarzają się praktycznie nigdy.

Kiedy tak sobie rozważam, nagle po pomieszczeniu rozchodzi się głośny dźwięk alarmu. Wzdrygam się nagle przerażona, po czym ponownie otwieram oczy i zaczynam rozglądać się dookoła siebie.

Nie trzeba mi dużo czasu, żebym zrozumiała, skąd dochodzą odgłosy. Spoglądam na szafkę nocną i widzę, że to wspomniany już wcześniej budzik. Oznacza to między innymi, że jednak cuda się zdarzają.

Podnoszę się do pozycji siedzącej, sięgam ręką po telefon i wyłączam alarm. Kiedy tylko to robię, na wyświetlaczu pojawia się wiadomość od Lucasa.

Lu: Mamy do pogadania młoda damo.

Marszczę brwi, przez moment nie mając bladego pojęcia, o co może mu znowu chodzić. Dopiero po chwili zaczynam łączyć kropki.

Nagle przed oczami przelatuje mi cały wczorajszy wieczór. Co prawda występują u mnie niemałe luki w pamięci, zwłaszcza związane z powrotem do domu, ale to, co się działo wcześniej, pamiętam bardzo dobrze. Pamiętam korytarz, pokój i...

Pamiętam, co zrobiłam z Michaelem.

- Ja pierdole. - klnę pod nosem, rzucając się ponownie plecami na łóżko.

Leżę tak jeszcze przez chwilę, wpatrując się w biały sufit nad moją głową. Zaczynam analizować, jak właściwie do tego doszło i co nagle we mnie wstąpiło. Nie potrafię sobie tego logicznie wytłumaczyć. Dochodzi do mnie, że całe moje zachowanie było wywołane jego słowami. Podpuścił mnie, a ja łyknęłam haczyk, niczym najgłupsza ryba w jeziorze. W końcu kto normalny, poszedłby na coś takiego, tak łatwo. Prawdą jest, więc że dałam mu się w jakiś sposób podejść, ale inną rzeczą jest fakt, że jednocześnie zrobiłam dokładnie to, czego chciałam.

Powoli zaczęło mnie wkurzać, to jaki Michael ma na mnie wpływ. Za każdym razem, kiedy znajduje się za blisko, moje ciało dostaje jakiegoś dziwnego ataku. Zachowuję się wtedy, jakby coś mnie paraliżowało. To uczucie jest chore i nawet nie wiem, jak mogłabym je spójnie opisać. Zaczyna się od ścisku w żołądku, a później już zupełnie nie mogę się ruszać.

Wczoraj właśnie w podobnym momencie się przełamałam i zrobiłam coś, wobec czego mam cholernie mieszane uczucia.

Choćbym się zapierała rękami i nogami, nie mogę powiedzieć, że mi się to nie podobało. Teoretycznie nie stało się między nami nic aż tak wielkiego, ale na pewno było to coś przełomowego. Wstyd mi się do tego przyznawać, nawet samej przed sobą, ale chyba nigdy nie czułam się w taki sposób, jak przez te cholerne dziesięć minut.

play with fireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz