03 TAJEMNICE

201 20 33
                                        

Odkąd pamiętam fakt, że urodziłam się jako Josephine Black napawał mnie obrzydzeniem. Po czasie raziło mnie to już do tego stopnia, że sam widok mojego domu rodzinnego przyprawiał mnie o dreszcze. Podobne uczucie towarzyszyło mi i tym razem, kiedy wychodziłam z gabinetu Dyrektora w poniedziałkowy poranek. Schodząc po spiralnych schodach ściskałam pasek mojej czarnej torby przewieszonej przez ramię i przeklinałam Merlina, że urodziłam się jako członek rodu Black.

Starożytny i na pozór szlachetny. Ród czystokrwistych czarodziejów. Od wieków szczycący się tym, że mają w pełni magiczne pochodzenie.

Toujours pur.

Motto mojej rodziny huczało mi w głowie przez co czułam jakby miała zaraz pęknąć.

Koncepcja czystości krwi nigdy nie wydawała mi się istotna. Choć wszystkie starożytne rodziny kładły na ten aspekt duży nacisk w wychowaniu swoich pociech, mi bez wątpienia nie udało się tego wpoić. Kiedyś zastanawiałam się nawet, czy byłabym w stanie żyć z takimi samymi przekonaniami co mój ojciec. Lecz gdy tylko o tym pomyślałam, obraz ten ginął z moich myśli tak szybko jak się pojawił. Zbyt mocno raził mnie fakt, że poglądy Blacków były okrutnie niemoralne.

Nigdy nie chciałam być takim potworem jak on.

Do dziś w koszmarach słyszę te przerażające krzyki niewinnych istot spowodowane okrucieństwem mojego ojca.

Zafiksowanie Blacków w tym temacie spowodowało, że nie okazywali łaski nawet swoim najbliższym. Idealnym przykładem jest moja ciotka, siostra mojego ojca i wuja Fineasa. Jako pierwsza w ich opinii zszargała nasze nazwisko, gdy tuż po ukończeniu Hogwartu wyszła za mąż za mugola, za co bez żadnego zawahania została wydziedziczona i nazwana zdrajcą krwi.

Teraz z perspektywy czasu widzę ją jako bohaterkę, która mimo reżimu wiedziała co jest dla niej najważniejsze i nie pozwoliła by ktoś narzucał jej swoje wartości, tak brutalne i pozbawione jakiejkolwiek moralności.

Lecz jako kilkuletnia dziewczynka bałam się, że skończę jak ciocia Iola.

Bałam się wizji, że skończę sama i nie będę miała nikogo, kto by się mną wtedy zaopiekował. Teraz całym sercem marzyłam o tym by móc odejść.

Wszystko skomplikowało się dlatego, że urodziłam się z umiejętnością władania niezidentyfikowaną dziedziną magii. Napawało to całą rodzinę strachem, gdyż nikt kogo znali nie spotkał się z tym nigdy wcześniej. Brak jakiejkolwiek kontroli nade mną powodował długotrwałe dyskusje o tym co jest ze mną nie tak i jak temu zaradzić. Nikt nie lubił dziwolągów w swoim otoczeniu, szczególnie oni. Do dziś patrzą na mnie z pogardą, jakby patrzyli na mugola.

Nie bez powodu więc, to czy pójdę do Szkoły Magii i Czarodziejstwa stało pod wielkim znakiem zapytania. Jestem pewna, że to że tu jestem przesądził fakt, że dyrektorem jest wuj Fineas. Od moich pierwszych dni w Hogwarcie miał mieć na mnie oko śledząc wszystkie moje poczynania, by w odpowiedniej chwili zareagować. Dlatego też od pierwszej klasy tradycją stały się rozmowy przy herbacie w jego gabinecie.

Zawsze przynajmniej raz padały te same stwierdzenia.

"Nie przynoś nam wstydu"

"Zachowuj się jak przystało na czarownice z porządnej rodziny"

"Pamiętaj o zasadach, Josephine. Inaczej powiadomię Twojego ojca, a wtedy wiesz jak to się skończy"

Rozmowy te zatem miały na celu przypomnienie mi po raz tysięczny, że mam się nie wychylać i nie brać udziału w niczym co skłoniłoby mnie do użycia nieokiełznanej części moich magicznych umiejętności. Miałam całkowity zakaz uczestniczenia w nieoficjalnym klubie pojedynków, a swoje umiejętności w walce na różdżki mogłam szkolić jedynie pod czujnym okiem Profesor Hecat na zajęciach z Obrony Przed Czarną Magią.

ONLY IF WE GET CAUGHT | SEBASTIAN SALLOWWhere stories live. Discover now