15. Ojciec czy syn?

4.8K 178 24
                                    

Freya

Od trzech godzin nie potrafiłam zmrużyć oka. Leżałam otulona kołdrą po sam czubek nosa, a sen wciąż nie nadchodził. Byłam cała zestresowana całym tym wyjazdem i ślubem. Niby nic wielkiego, ale będąc tam u boku Laurenta i w towarzystwie całej jego rodzinki - w tym Petera - żółć sama podchodziła mi do gardła.

Spojrzałam na zegarek, który stał obok niewielkiej lampki nocnej - dochodziła druga w nocy co oznaczało, że na szybką drzemkę miałam jedynie dwie godziny. Potarłam zmęczone oczy i zrzuciłam z siebie kołdrę, zamierzając wyjść do toalety.

Drogę rozświetliłam telefonem. Złapałam za klamkę i po cichu opuściłam sypialnię, kierując się w stronę łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi i załatwiłam potrzebę czując, jak w końcu dopada mnie sen.

Odkąd Laurent przeprosił mnie pewnego dnia w cukierni, nie umiałam myśleć o niczym innym, jak wybaczenie mu i zapomnienie tego całego przedstawienia i odpuszczenie wyjaśnień dotyczących Kimberly. Jednak głos rozsądku mówił inaczej: kopnij dziada w dupsko, zagraj dobrze swoją rolę i po prostu odejdź i zapomnij o jego istnieniu. I naprawdę chciałam postąpić podobnie - chciałam zapomnieć o tym, jak cholernie mnie do siebie przyciąga, jak działają na mnie jego zapach, oczy, obecność. Chciałam spełnić się idealnie w naszej grze i dać mu to, co obiecałam mu dać i zniknąć z jego życia, ale za żadne skarby nie mogłam zrobić tego pierwszego i ostatniego.

Ten cholerny prokurator siedział w mojej głowie jak ulubiona melodia, jak ktoś, o kim będę pamiętać do końca życia, chociaż tego nie chciałam. On nie chciał. Każda rysa jego szczęki, pulchne usta, czarujące i łobuzerskie uśmieszki tak bardzo utkwiły mi w głowie, że do kurwy nędzy muszę zmienić mózg, aby go z niego wymazać

Osuszyłam dłonie ręcznikiem i pchnęłam drzwi, aby móc w końcu odlecieć, jednak światło padające z sypialni bruneta, nieco przykuło moją uwagę. Przystanęłam kilka metrów od nich i wgapiałam się w nie, zastanawiając się, dlaczego nie śpi. Podrapałam się po nosie i uszczypnęłam jego końcówkę w zamyśleniu. Pokręciłam głową i zmieniłam kierunek, zamykając się po chwili w pokoju. Zatopiłam się pod pościelą i przymknęłam oczy wyobrażając sobie, co by się wydarzyło, gdyby taki Laurent Carter naprawdę mnie pragnął...

***

Laurent

Kręciłem się jak gówno w betoniarce po całym penthousie w poszukiwaniu jebanego prezentu ślubnego dla Seleny. Dałbym sobie rękę uciąć, że położyłem to gówno wczoraj w salonie, ale dzisiaj już prawie gotowy do wyjścia skapnąłem się, że prezentu nie ma.

- Ja pierdole - wymamrotałem pod nosem, przeczesując zmierzwione włosy.

Ponownie przeszukałem salon i kurwa nic. Wyprowadzony z równowagi miałem już uderzyć w ścianę, ale wrażliwy głos Freyi natychmiast mnie od tego powstrzymał.

- Laurencie, mamy pół godziny na dotarcie na lotnisko - zauważyła i przystanęła w progu wejścia do salonu połączonego z jadalnią i kuchnią.

- Nigdzie nie wyjdę, dopóki ta jebana torba nie trafi w moje ręce -warknąłem głośniejszym tonem, ale zauważywszy to, że kobieta z żalem wpatrywała się w moją osobę, westchnąłem czując się tak, jakbym był jakimś niedojebem i wypuściłem z ust powietrze. - Przepraszam, że znów podniosłem głos, ale przysięgam, że jeszcze wczoraj prezent był na stoliku.

Blondynka zmrużyła oczy i zaraz potem zniknęła mi z punktu widzenia. Już miałem przeszukiwać z tysięczny raz salon, kiedy Thompson pojawiła się z torbą prezentową w dłoni.

UNWANTED - HestiaWatt (16+) ZAKOŃCZONEOù les histoires vivent. Découvrez maintenant