4. Troll w Hogsmeade

105 4 10
                                    

Sophia zadziwiała samą siebie na każdym kroku – kto wie, może to magia tętniąca w murach Hogwartu tak na nią wpływała? Wiedziała, że pójście do Hogsmeade będzie ekscytujące, ale nie rozumiała tej części siebie, cieszącej się, że to właśnie Sebastian ją tam zaprowadzi. Lecz w końcu wytłumaczyła to sobie – po prostu pojawiła się możliwość, a jej przecież bardzo zależało na odwiedzeniu Hogsmeade.

Z roztargnienia prawie stłukła w dormitorium dzbanek z wodą, a potem próbowała włożyć prawy but na lewą stopę. W końcu udało jej się wyszykować.

Weszła do Wielkiej Sali i spojrzała na stół Slytherinu. Sebastian siedział obok Ominisa i skinął jej lekko głową. Sophia powtórzyła jego gest. Co jakiś czas zerkała na niego, zastanawiając się nad swoim szalonym pomysłem.

Nie będzie tak źle. Najważniejsze to dotrzeć do wioski. Nie zgubić się. Znaleźć sklep z różdżkami. Nie zgubić się i wrócić do zamku nie gubiąc się przy tym. Jeśli Sebastian będzie nieprzyjemny – zrani kogoś, zacznie sobie żartować z czyjejś krzywdy – to mam przy sobie eliksir...

Jej przemyślenia przerwał czyjś głos.

– Cześć. Jak tam? Gotowa do drogi? – Sebastian siadł na wolnym miejscu z jej prawej strony.

Sophia skinęła głową i zmieszana włożyła do ust kolejną łyżkę owsianki.

W tym samym momencie w Wielkiej Sali nastąpiło poruszenie. Narastający dziewczęcy chichot poniósł się echem, odbijając od wysokich ścian. Nie ustawał, a coraz więcej uczniów zaczęło zerkać w stronę stołu Krukonów.

Przy nim Triss i Samantha zanosiły się gromkim śmiechem – Triss rechotała szaleńczo, trzymając się mocno za brzuch, a Samantha ryczała głośno, uderzając rękoma o kolana. Dziewczyny śmiały się jak opętane, a im dłużej to trwało, tym coraz więcej uczniów zaczynało szeptać między sobą – ten niekończący się śmiech, wydawał się coraz bardziej niepokojący. W końcu cała sala uniosła już głowy z ciekawości, a Triss i Samantha całe zarumienione – czy to ze śmiechu, czy ze wstydu – poderwały się ze swoich miejsc i nie przestając się śmiać, wybiegły z sali. Uczniowie odprowadzili je zaskoczonymi spojrzeniami.

Sophia po chwili parsknęła cicho w owsiankę. Sebastian odwrócił się od drzwi i zerknął na nią ze zmarszczonymi brwiami. Sophia dławiąc się od powstrzymywanego śmiechu, podniosła w końcu głowę i spojrzała na Sebastiana, mrugając niewinnie oczami.

– Biedne dziewczyny. – wykrztusiła. – Tyle się uczą. Tak brakuje im uciechy w życiu... – pokręciła głową z udawanym współczuciem.

Sebastian pochylił się w stronę Sophi z błyskiem w oczach.

– To ty...? – mruknął cicho.

Sophia przez chwilę przyglądała się, jak kąciki jego ust lekko drgają. Spodobał mu się jej psikus.

– Że ja im coś zrobiłam? – Sophia odparła, udając zdumienie. – Nie wiem, o co ci chodzi, Sebastian. Widziałeś, jak radośnie sobie biegają, ciesząc się z weekendu? – wzruszyła ramionami i mrugnęła porozumiewawczo do Sebastiana.

Pokręcił głową z lekkim uśmiechem, a Sophię zaczęła rozpierać irracjonalna duma.

– Nie udław się owsianką z tego śmiechu. Poczekam przy wejściu – rzucił i wstał od stołu.

Sophia prędko dokończyła śniadanie i pobiegła w ślad za nim. W ciszy przeszli razem przez wielkie drzwi wejściowe, a ciepły powiew załopotał ich szatami. Przedłużające się milczenie Sebastiana, zaczęło lekko niepokoić Sophię – może jednak niepotrzebnie się przed nim odkryła? Żwir chrzęścił pod ich stopami, gdy szli wśród żywopłotów.

Tylko w ciemności widać gwiazdy | Sebastian SallowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz