-II-

106 10 2
                                    

Przecież ona nie żyła. A jednak stała przede mną. Dlaczego mimo tego jak dobrze ją znałem, teraz wyglądała tak obco?

Nie miałem czasu na rozmyślania, bo rzuciła się na mnie i to nie w geście powitania. Unikałem szybkich uderzeń, próbując się otrząsnąć. Poruszała się jakoś nienaturalnie, dziko. Ruchy nie miały żadnego ustalonego porządku ani techniki. Raz wyprowadzała mocny prosty cios, a zaraz po tym machnęła jakby chciała mnie rozorać pazurami. W jednej sekundzie znienacka zniżyła się do ziemi niczym skradające się zwierzę i podcięła mi nogi. Wykorzystałem sprzęt i gwałtownie odciągając się w bok uniknąłem pięści, która wbiła się w kamienną kolumnę rozkruszając jej fragment. Skierowała na mnie wzrok z grymasem otrzepując dłoń. Co tu się odpierdala do cholery.

- Tora.. To ja. Levi. – schowałem miecze.

Mówiłem do niej spokojnie, powoli podchodząc. Przecież nie byłem jednym z jej przeciwników na arenie. Nie byłem jej wrogiem! Stała nieruchomo z lekko przechyloną głową, bardziej zaciekawiona całą sytuacją niż zaskoczona moją obecnością. To była ona, wiem to ale.. wyglądała inaczej. Miejsce szarych jak księżyc oczu, zastąpił złocisty blask. I nie podobało mi się co to mogło oznaczać.

Zbliżyłem się na odległość dwóch kroków. Wszędzie wokół wciąż roznosił się jazgot, ale arena była spokojna, a między nami panowała cisza. Już myślałem, że uda mi się z nią jakkolwiek porozmawiać, gdy nagle ktoś mnie zawołał. Kurwa.

Momentalnie zerwała się z miejsca wymierzając kopnięcie. Przygotowałem blok, a w sekundzie gdy go dostrzegła przerwała ruch przekierowując uderzenie w ziemię, wzniecając pył. Przeskoczyła w jego cieniu za moje plecy, zakładając dźwignię. Ta szybkość i siła nie były normalne. Nim zdołałem się z niego wyswobodzić, szarpnęło mną uwalniając z uścisku. Jeden z moich ludzi wleciał w Torę, z hukiem odrzucając ją na jedną z kolumn. Zamachnął się na nią ostrzami.

- Nie! – zawołałem wbiegając między dziewczynę, a Elda – Odsunąć się, to rozkaz! – skierowałem jedno z ostrzy w jego stronę.

- Ale Kapralu!

Za plecami usłyszałem gardłowe warknięcie. Gdy się odwróciłem zobaczyłem strzykawkę wbitą w jej ramię. Wykrzywiła się w gniewie wyrywając ją, a gdy zrobiła krok, by znów zaatakować - kolejna igła wbiła się w udo. Popatrzyła się z nienawiścią w oczach, po czym upadła.

- Levi! – Hanji wylądowała tuż koło mnie – Wołam cię i wołam! Jest źle. Sprawy się pokomplikowały. Próbowałam dać znać o tym na murze, ale tyś się musiał od razu rzucić do akcji. – wymachiwała rękami, nieudolnie próbując sklecić zdania – Zrobiło się zamieszanie. Później patrzę, a to coś cię dopadło! Dobrze, że Moblit wziął ze sobą kilka końskich dawek środków usypiających. Ale to cholerstwo nie podziało i...

- Hanji!– chwyciłem ją za ramiona i potrząsnąłem – Do rzeczy.

- No dobra. – wzięła głęboki wdech – Znaleźliśmy doktorka, ale jego laboratorium.. o matulu. Levi. On nie wymyśla narkotyku. On go już dawno opracował. Eksperymentował z nim na ludziach, a jego pracownia pełna była powykręcanych i rozszarpanych zwłok pokrytych dziwną substancją. Po jego dopadnięciu sam zaczął opowiadać o cudzie, który stworzył. Określił to jako "kompatybilność z ostateczną wersją". Nie wiem co to znaczy, ale musimy szybko znaleźć tego kogoś, inaczej zrobi się bardzo nieciekawie.

Beznamiętnie patrzyłem na Hanji, czując jak z każdym jej słowem przewraca mi się żołądek. To nie działo się naprawdę.

- Pani Pułkownik! – Moblit i reszta oddziału wylądowali obok areny – Melduję, że po przeszukaniu niższych partii laboratorium znaleźliśmy jednego żywego chłopaka, na którym mogły być przeprowadzane eksperymenty. Pochwyciliśmy go.

- Jeszcze jeden?! – Hanji złapała się za głowę – Dobra robota, teraz się rozdzielamy. Łapcie każdego, kto wygląda podejrzanie. Musimy znaleźć osobę o której mówił doktorek.

- To nie będzie konieczne. – wtrąciłem.

- Jak to?

- To ona. – kiwnąłem głową w stronę uśpionej dziewczyny.

- Jesteś pewien? – podeszła pod kolumnę przy której leżała i przykucnęła.

- Pani Pułkownik ostrożnie! – Moblit podbiegł do swojej przełożonej z wyciągniętymi mieczami, gotowy do ataku.

- Dostała dwie konkretne dawki leków usypiająco-zwiotczających, póki co nie będzie stanowić zagrożenia. Zakujcie ją.

- Tak jest!

Oddział wziął się do roboty, a ja tylko stałem i patrzyłem na to wszystko. W momencie, gdy zobaczyłem jej twarz, myślałem, że ją odzyskałem, ale teraz? Po tym co usłyszałem zastanawiałem się czy jest tam jeszcze osoba, którą zapamiętałem. Chciałem się tam rzucić i wydrzeć, żeby jej nie dotykali, żeby się obudziła, żeby wyjaśniła co się z nią działo przez ostatni rok. A tylko stałem.

Cały zarezerwowany pod walki obszar zdążył opustoszeć. Biegali po nim jedynie Zwiadowcy, dyskutując o nowym odkryciu.

- I co ja mam teraz zrobić Levi? – podeszła do mnie Czterooka ciężko wzdychając – Nie tak miała wyglądać ta akcja. Mieliśmy wsadzić do więzienia jednego niegroźnego naukowca i zniwelować tym samym zakłady. A kończę z psychopatą i dwójką jego zmutowanych szczurów laboratoryjnych.

- Nie nazywaj jej tak.

- Levi.. wszystko okej? – spytała cicho przyglądając mi się.

- Przetransportujemy ich do kwatery. – powiedziałem ruszając za Eldem, który niósł związaną Torę do wozu – Erwin zdecyduje co się z nimi dalej stanie.

I lepiej, żeby podjął odpowiednią decyzję.

"Toksyczna krew" Levi x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz