-IV-

93 10 1
                                    

Charlie i Tora stali przed lasem, poprawiając założony sprzęt do trójmanewru, żywo przy tym gestykulując. Z oczywistych powodów na mnie została zrzucona odpowiedzialność zajęcia się problematyczną dwójką. Na początku uznałem to za zły pomysł, ale później zauważyłem, że obydwoje się wtedy bardziej starali. Nie przepuszczali żadnej okazji do rywalizacji między sobą.

Charlie był wysokim chłopakiem o jasno-brązowych włosach. Szczupła sylwetka maskowała jego niecodzienną siłę, którą mogłem zobaczyć dopiero, gdy szarpali się z Torą. Jego ciemne, prawie czarne oczy miały srebrne krawędzie tęczówek, co było jedynym wizualnym znakiem obecności Gin'u-444 w jego organizmie. To połączenie sprawiło, że w korpusie treningowym szybko powstała grupka jego wielbicielek. Obgadywały go z daleka, bojąc się zbliżyć ze względu na obecną przy nim Torę, co mi też niezbyt się podobało. Potrzebowałem dowiedzieć się od niej paru rzeczy, a do tego musiałem jej przypomnieć kim była kiedyś. Przy szatynie nie było jednak na to szans.

Przyglądałem się im z dystansu. Dziewczyna regulowała mu wiązania od sprzętu, wykrzykując, żeby przestał się wiercić. Leżał twarzą do ziemi, a na jego plecach brudnymi buciorami stała Tora, ciągnąc za jeden z pasków. No błagam.. Charlie pisnął, a ja postanowiłem, że to odpowiednia chwila, by się za nich zabrać.

- Mówię ci, że muszą być mocno zapięte do cholery!

- Odcinasz mi dopływ krwi!

- Dobra, gotowe. - zeskoczyła z niego, otrzepując ręce.

Wstał i zaczął przyglądać się uprzęży.

- Ty.. nawet nieźle w tym wyglądam. Co powiesz? - zaczął się kręcić jak baletnica wokół dziewczyny, przyjmując różne pozy.

- Gorzej ci czy co?

- Skończyliście się już bawić? - rzuciłem, gdy już byłem wystarczająco blisko.

- No i przyszedł pan Maruda.. - powiedziała, odwracając się w moją stronę.

- Kapralu! - Charlie stanął na baczność nieudolnie salutując.

Był 2 lata starszy i zdecydowanie wyższy, a jednak miał rozum i umiał się zachować. Przynajmniej dla niego nie byłem jednym z rekrutów. Popatrzyłem na Torę, która z pogardą wpatrywała się w postawę chłopaka. Co za absurd.

- Tch. Salutuj poprawnie albo wcale. - prychnąłem i poprawiłem mu ułożenie rąk.

- Tak jest!

- Więc? Jakie plany mamy dzisiaj w planach? - dziewczyna przewróciła oczami, chwytając swoje kontrolki od sprzętu.

- Zostało niecałe 5 tygodni do wyprawy, musimy przyspieszyć. Wlatujecie do lasu i przecinacie karki tylu tytanów ilu zdołacie.

- To ciekawe. Biorąc pod uwagę fakt, że nie umiemy tego używać. - podniosła brew, postukując w metalową część.

Naprawdę nie pamiętała nawet tego jak na tym latała?

- Ja tam umiem. - wtrącił szatyn.

- Że co? - Tora popatrzyła się na niego ze zdziwieniem.

- Charlie miał już pare lekcji, gdy załatwiałem potrzebne papiery, żebyś mogła opuszczać cele. A ty.. nauczysz się w praktyce. Tym wypuszczasz, a tym wciągasz haki. - pokazałem na przykładzie własnego sprzętu.

- Przyspieszony kurs umierania co? Idealnie. - uśmiechnęła się pod nosem i przyłączyła sterowniki do ostrzy.

- To co Tora, kto pierwszy? - chłopak wycelował w nią jeden z mieczy.

- Chcesz się ze mną ścigać? Proszę cię.. stoję szybciej niż ty biegasz. - podniosła z uśmiechem swój miecz, krzyżując z nim ostrza.

- W takim razie dobrze, że będziemy latać! - krzyknął i w tym momencie obydwoje wystrzelili w górę, znikając między drzewami.

Poleciałem za nimi przyglądając się każdemu manewrowi.

Pamięć mięśniowa jej nie zawiodła i z każdym ruchem poruszała się coraz płynniej i pewniej. Nagle wypuściła jedną z linek pionowo w grunt, a gdy spadała w ostatniej chwili przed ziemią, drugim hakiem wstrzeliła się w głaz przed sobą, który pociągnął ją przyspieszając i wyprzedzając Charliego od dołu.

- O kurwa! Skąd ja tak umiem?! - krzyknęła jeszcze bardziej przyspieszając.

Widząc to przypomniałem sobie dzień, w którym po raz pierwszy zobaczyłem ten manewr, gdy uciekała z naszymi zapasami. Mimowolnie uśmiechnąłem się lekko do siebie.

Wreszcie wlecieli do części, gdzie były makiety tytanów. Szatyn rzucił się na pierwszego. Narkotyk dał o sobie znać pokazując prawdziwą siłę. Ostrza przebiły nie tylko wyznaczone skórzane miejsce na karku, ale wbiły się głęboko w drewno, prawie odcinając całą głowę. Z uwagi, że ten fragment był sztywny, miecze utknęły w środku sprawiając, że chłopak zderzył się z atrapą. Próbując je wyrwać - wyłamał ostrza.. Spojrzał na mnie z przepraszającym, nerwowym uśmieszkiem, wzruszając ramionami.

- Co za idiota.. - rzuciła Tora, przelatując obok niego.

Przecięła kark kolejnego tytana po prawej. Cofnęła się podlatując do chłopaka tylko po to, by pokazać mu język, po czym poleciała dalej. Szybko wymienił ostrza i wystrzelił linki, próbując ją dogonić.

Minęło ponad pół godziny. Zbliżaliśmy się do końca lasu, jednak od dłuższej chwili nie mogłem namierzyć Tory. Przyspieszyłem, wysuwając się do przodu, by sprawdzić czy przypadkiem nie czekała już na jego skraju. Rozejrzałem się. Nigdzie jej nie było. Po chwili obok mnie wylądował Charlie.

- To już koniec? Dopiero się rozgrzewa... - chwyciłem go za mundur i przyciągnąłem do siebie.

- Gdzie ona jest? Jeśli wymyśliliście jakiś debilny plan na ucieczkę...

- Chwila, chwila! Jaką ucieczkę?! Przecież Tora jest... - z podniesionymi w górę rękami zaczął się rozglądać - A gdzie ona jest?

- To ja się o to pytam! - szarpnąłem, puszczając go.

Coś wątpię, żeby był zdolny do takiego aktorstwa. Przeczesał włosy palcami, wyraźnie coraz bardziej zdenerwowany.

- Kapralu, muszę iść ją szybko znaleźć. - przygotował się do wystrzelenia linek, jednak zatrzymałem go.

- Mów co zrobiła i to już. Nie uwierzę, że zgubiła drogę.

- Tu nie chodzi o nią. Znaczy chodzi, ale.. Cholera! To wszystko przez toksynę. Gin-444 wpływa tylko na układ mięśniowy stąd większa siła i regeneracja, ale żeby wpłynąć również na szybkość 1.618-Fi musiał połączyć się też z układem nerwowym. A efektem ubocznym są pojawiające się w jej głowie naprawdę paskudne rzeczy. Nie ma nad tym kontroli. Nie wiem dokładnie co to jest, nigdy mi nie chciała o tym opowiedzieć, ale byłem z nią, gdy się to działo. I jestem pewien tylko jednego. Muszę jej jakoś pomóc wrócić do rzeczywistości.

- Leć przy krawędzi lasu do miejsca, w którym zaczynaliśmy. Tam czekaj. Może się na nią natkniesz w drodze powrotnej. Ja przeszukam głębszy obszar.

- Tak jest!

Wybił się z taką siłą, że spora gałąź na której staliśmy zatrzeszczała, uginając się. Nie tracąc czasu, wyrzuciłem haki i poleciałem przed siebie, wołając dziewczynę. Kurwa! Co się teraz działo w jej głowie? Byleby nie zrobiła czegoś głupiego.

"Toksyczna krew" Levi x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz