1.

5.8K 176 74
                                    

Charlotte

- Macie te dobre rurki z kremem? - zapytała Camila robiąc maślane oczka. Prychnęłam i pokręciłam głową po czym odwróciłam się w stronę lady.

- Jesteś pasożytem - stwierdziłam z udawaną odrazą.

- Lubisz to - zaśmiała się i puściła mi oczko. Wyłożyłam na porcelanowy talerzyk dwie rurki wypełnione bitą śmietaną i podałam je blondynce. - Wiesz, że cię kocham.

Pokazałam jej jedynie środkowego palca, a ta posłała mi buziaka w powietrzu. Zaczęła pałaszować rurki z prędkością światła, a ja wbiłam swój wzrok w nią.

Camila to wysoka i szczupła blondynka. Jej włosy zawsze są idealnie wyprostowane. O sylwetkę dba, biegając codziennie przez co najmniej godzinę. Czasami dołączam się do niej, ale nie jestem największą fanką sportu. Poznałam ją na festynie prawie sześć lat temu. Poprosiła mnie abym kupiła jej watę cukrową, więc to zrobiłam. Okazało się, że wybrałam truskawkową watę, a ona ma na nie uczulenie. Codziennie odwiedzałam ją w szpitalu, aż doszłyśmy do momentu gdzie jesteśmy teraz. Nie miała ojca, wyszedł i nie wrócił. Miała również brata Cade'a, który był idiotą i nie grzeszył inteligencją.

Kiedy zjadła swoje ulubione rurki przeniosła swoje intensywne zielone spojrzenie na mnie.

- Jesteś cała w bitej śmietanie - zwróciłam jej uwagę, obserwując jak pospiesznie wyciąga chusteczki i zaczyna się wycierać.

- Kiedy akurat nałożyłam nowy podkład - mruknęła zła pod nosem. Chciałam coś powiedzieć, ale przerwało mi wejście klienta.

Od razu spojrzałam w stronę drzwi.

- Dzień dobry - uśmiechnęłam się szeroko i poszłam za ladę. - Co dla pana?

Mężczyzna był w średnim wieku. Był wysoki i miał jasne włosy. Spojrzałam mu w oczy, które były prawie czarne. Takie połączenie wyglądało naprawdę dziwnie, ale zarazem unikatowo.

- Dwie średnie americano - odpowiedział, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Trochę spłoszona jego spojrzeniem, odwróciłam się i zaczęłam robić kawę. Ciągle czułam na sobie jego wzrok co sprawiało, że czułam się niekomfortowo. Kojarzyłam go skądś, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć skąd.

- Proszę - podałam mu pakunek z napojami. Podał mi należytą kwotę i zaczął kierować się do wyjścia.

- Do widzenia.

- Do widzenia - odparłam i odetchnęłam z ulgą, kiedy opuścił lokal.

- Okej, to było dziwne - przerwała ciszę moją przyjaciółką. Spojrzałam się na nią i pokiwałam głową. - Będę się zbierać, muszę przygotować się na dzisiejszą imprezę i tobie też bym to radziła.

Skrzywiłam się na jej słowa. Po cichu liczyłam, że zapomniała o dzisiejszej imprezie. Była to ostatnia impreza przed rozpoczęciem roku szkolnego. To nie tak, że w ogóle nie chodzę na imprezy. Po prostu dzisiaj nie miałam na to ochoty i wolałam zostać w domu i lenić się aż do poniedziałku, który nieubłaganie się zbliżał. Został ostatni weekend wakacji i znów zacznie się ciężka praca.

- Zgadzam się - usłyszałam głos mojej babci.

Odwróciłam się i spojrzałam na nią. Stała w wejściu do kuchni. Miała na sobie świąteczny fartuszek, który cały był mące. Moja babcia, Adelaide Wilson to kobieta pełna energii. Często ćwiczy i naprawdę o siebie dba. Jest wysoka i pełna energii. Nie ma siwych włosów, ponieważ regularnie się farbuje na ciemny brąz.

- Mama jeszcze nie wróciła ze szkolenia - powiedziałam, a ta pokręciła głową.

- Dlatego dzisiaj zamykamy wcześniej - odpowiedziała mi kobieta. - Zaraz zamknę, a ty masz lecieć i szykować się na imprezę. Nie zapomnij wysłać mi snapa w sukience.

A long way to the finish lineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz