59.

168 14 0
                                    

To miasto bardzo źle na Harry'ego wpływało.

Przynajmniej w opinii Dracona, bo sam zainteresowany twierdził, że czuje się wyśmienicie.

Zdecydowanie też źle wpływało na niego towarzystwo tych mugoli. Chociaż Harry mówił, że nawet ich lubi.

I wszystko byłoby w porządku, gdyby siłą rzeczy tyle nie spędzał z nimi czasu i nawet z pokoju tymczasowo jego i Dracona mimowolnie słyszał, jak piętro niżej rozmawiają ze sobą. Słowa nie rozumiał, ale słyszał i Draco dotkliwie to odczuwał. Tego dnia kolejny raz.

Harry stał przy pojedynczej półce z paroma książkami, kiedy uśmiechnął się nagle i Draco usłyszał od niego:

- Mam coś, co może cię zainteresować, cher.

Draco zacisnął tylko usta, zanim odpowiedział mu poirytowany:

- Mówiłem, żebyś mnie tak nie nazywał.

Harry obrócił się przez ramię, żeby na niego spojrzeć.

- Kiedy pasuje do ciebie - usprawiedliwił się.

- Jeszcze słowo i wyjdę - uciął Draco, na co Harry odłożył z powrotem na półkę to, cokolwiek wcześniej trzymał w rękach. Nie pozostało mu wobec słów Dracona jednak nic innego, jak tylko w takim razie grzecznie odpowiedzieć:

- Adieu.

Więc Draco z bardzo jak na siebie uszczęśliwioną miną, bo z zupełnie opuszczonymi kącikami ust, przekrzywioną lekko głową i żywą klątwą w oczach, oznajmił:

- Widzę, że wrócił mój Potter. Świetnie.

Harry się roześmiał, na co on z kolei dłużej stanowczości na twarzy nie potrafił utrzymać - ale w gruncie rzeczy, powiedział prawdę.

Harry wrócił do siebie.

Noc, której pierwsze kilka godzin spędzili pod niebem, na dachu tego budynku, została ostatnią, kiedy coś zakłóciło mu sen, wyrwało z niego gwałtownie i nie pozwalalo na niego znowu. Harry'emu udało się więc wreszcie naprawdę odetchnąć, przespać spokojnie całą noc, kiedy do tego obaj z Draconem przyzwyczajali się już do swojej sytuacji. Ona też przestała wydawać się im już tak znowu nową.

Ochłonęli wreszcie po długiej, niepewnej nocy ucieczki z Azkabanu.

Jedyne, w czym Draco widział jeszcze jakiś efekt uboczny, to tylko tyle, że teraz o ile Harry spał spokojniej, to nad ranem wyrwać go z tego własnego sennego świata było o wiele ciężej. Nie żeby miał tu jakiekolwiek powody do zrywania się o świcie, ale Draco dopatrywał się w tym resztek zmęczenia, wykończenia nawet, jakie niechciane zabrał ze sobą z Azkabanu.

Nieważne. Wieczorem czy w ciągu dnia, biła od niego taka radość, że Draco dziwił się, jak ci mugole mogą myśleć, że to normalne dla zwykłego, takiego jak oni człowieka.

Jak długo już tu więc byli? Wystarczająco, żeby mieć tu swoją ulubioną piekarnię, w której niemal co dzień zaglądali na śniadanie. Nie była daleko, a Harry'emu spacerowanie do niej sprawiało jakąś wyjątkową radość. Za pierwszym razem niemal się nie roześmiał, czego Draconowi z kolei wyjątkowo dobrze i z zajęciem się słuchało.

Toteż to jego ingerencji Harry się w tym wszystkim dopatrywał. Bo on był obok, kiedy budził się nad ranem, był też, kiedy Harry mniej lub bardziej poważną rozmową chciał uciec od własnych myśli, on służył mu ramieniem, kiedy odzyskiwał siły i to on pomagał mu w czymkolwiek, czemu okularnik nie dał jeszcze rady sam.

- Wypełniłeś tę pustkę, Draco - podsumował mu to krótko ostatniego wieczoru. Bo, na Merlina, nie sądził, że po tylu latach jego widok wciąż będzie uginać pod nim kolana.

Przysięgam || drarryWhere stories live. Discover now