Rozdział Dwudziesty Czwarty

3.9K 123 50
                                    



– Chciałabym być tobą – Mówi z pełnymi ustami Lydia, siedzą na kanapie w moim salonie – Mogę być tobą?

– Jesteś walnięta. Mówił Ci ktoś to? – Odpowiadam, wkładając łyżkę z lodami do buzi.

– Który się lepiej całuje?

– Lydia – Rzucam w nią poduszką.

– No co? Chce wiedzieć! – Kładzie poduszkę na bok.

– Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

– Te schody już dawno za mną.

Kręcę głową z rozbawieniem.

– Cieszę się, że jutro wracam do szkoły. Łącznie z moją chorobą i wypadkiem, siedziałam w domu dwa tygodnie. Chciałabym iść pobiegać, ale biodro mnie jeszcze pobolewa, a jak rodzice zamknęli w domu na kolejne tygodnie.

– Długo nie pochodzisz. W czwartek święto dziękczynienia. – Wkłada kolejną łyżeczkę do buzi – Wyjeżdżacie?

– Tak do dziadków. A wy?

– Babcia, mama mojej mamy do nas przyleci i zostanie już do świąt.
Wstaję, gdy w domu rozbrzmienia dźwięk dzwonku. Odbieram nasz zamówienie jedzenie i wracam do przyjaciółki na kanapę. Do późnego wieczoru oglądamy filmy, po czym Lydia wraca do siebie.

Rano wstaję chwilę po siódmej. Idę wziąć szybki prysznic i wkładam na siebie mundurek. Włosy kręcę w lekkie loki. Nakładam lekki makijaż i wychodzę z pokoju. W jadali przy długim drewnianymi, stole siedzą już rodzice, gdy wchodzę Milką. Witam się z nimi, zajmując miejsce naprzeciwko mamy.

– Jak się czujesz? – Pyta, popijając kawę z porcelanowej filiżanki – W porządku – Gryzę grzankę.

– Jak skończysz, to pojedziemy razem do szkoły.

Kiwam głową na zgodę. Resztę posiłku jem, nie odzywając się do rodziców. Oni i tak zaczynają rozmawiać o pracy, popijając kawę.

Jedziemy samochodem taty. Mówiłam Lydii wczoraj, że dziś nie przyjadę swoim autem. Tata wjeżdża na parking i parkuje na miejscu dla personelu.

Przed szkołą kręci się już spora część uczniów, mimo że do rozpoczęcia zajęć zostało półgodziny. Idę ramie w ramie z rodzicami. Osoby, które mijamy, obracają głowy w naszą stronę. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak wyglądamy w ich oczach.

Tata pcha drzwi i przepuszcza nas przodem. Rodzice kierują się od razu do biura dyrektora. Pani Parker wita się z nami. Tata wchodzi do biura cioci, bez pukania.

W środku za biurkiem siedzi ciocia, a przed w fotelach rodzice Hunter i Alexy. Trenerka stoi koło dużej szafki na dokumenty. Dziewczyny stoją po dwóch stronach pomieszczenia. Rodzice bez powitania się z kimkolwiek ruszają w stronę cioci. Idę za nimi. Nikt nie wydaje się zaskoczony.

– Dobrze, skoro jesteśmy już wszyscy, możemy zaczynać. – Zaczyna ciocia – Jak wiemy, sprawa dotyczy zdarzenia, które miało miejsce w poniedziałek, szóstego listopada. Znaleźliśmy się w bardzo poważniej sytuacji, która mogła skończyć się wielkim nieszczęściem. Wyjaśniliśmy, że nie był to wypadek, a umyślne działanie mając na celu wyrządzenie krzywdy Grace, na treningu cheerlederek. Zgadza się, dziewczęta? – Każdy w pomieszczeniu przenosi wzrok na dziewczyny – Alexa kiwa głową, a Hunter milczy – Proszę użyć słów.

– Tak – Odpowiada od razu blondynka.

– Hunter?

– Skoro wiecie, jak było, to po co mam, po raz dwudziesty, to potwierdzać?

We Found LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz