#10

2.8K 107 27
                                    

! W rozdziale poruszone są ciężkie tematy, jeśli nie czujesz się na siłach, odpuść !

VICTOR:
Święta Bożego Narodzenia.. nie pamiętam kiedy ostatni raz obchodziłem je normalnie. Co rok jeździłem na wieś do dziadków Louisa, chcieli żebym spędził je w ciepłym gronie, a oni są dla mnie jak rodzina. Zawsze przyjmowali mnie chętnie, Heather i Sten uwielbiają jak przyjeżdżamy całą grupką do nich. Chociaż zawsze myśleli, że każdy z nas jest innej orientacji przez to iż nigdy żadna dziewczyna z nami tam nie przyjechała, ale już się przyzwyczaili po wniosku, że wolimy swoje zaufane grono niż wzięcie kogoś z zewnątrz. O mojej nieobecności dowiedzieli się dopiero trzy dni temu, trochę się zawiedli, chociaż każdy z nich chce, abym porozmawiał z matką na spokojnie.

Jako dziecko marzyłem o tym, żeby mama wróciła do nas. Teraz nie zrobiło to na mnie wrażenia, chciałem żeby zniknęła mi z oczu jak najszybciej. Mimo wszystko uległem jej propozycji o spędzeniu wspólnie świąt, na wiadomość, że mam rodzeństwo, nie mogłem pojechać tam z pustymi rękami. Właśnie dlatego wychodziłem z galerii z dwoma małymi torbami. Z racji, że jestem dobrym stalkerem znalazłem ile moje rodzeństwo ma lat, bez tego nie wiem jakbym dobrał odpowiednie podarunki. Wczoraj dostałem adres mieszkania, gdzie odbywa się uroczystość, znałem tę drogi. Rok temu ścigałem się w pobliżu o dobrą sumkę pieniędzy, wtedy jeszcze ścigałem się w większości dla pieniędzy. Teraz ścigam się tylko i wyłącznie dla rozrywki, powiedziałem ostatnio Raphaëlowi, że nie będę się ścigał z byle kim, wystartuję dopiero wtedy, gdy znajdą dla mnie godnego przeciwnika. Koniec ścigania się z pizdami, jestem królem wyścigów w Alicante i nie mam zamiaru robić sobie pizdy z osób mało doświadczonych. Nie czerpię na tym radości.

Wsiadłem w auto i zacząłem kierować się w stronę mieszkania mojej matki. Według nawigacji za dwie godziny powinienem być w Walencji, ale kto powiedział, że będę jechał przepisowo? No właśnie, nikt. W aucie leciała piosenka Sean Paula — She Doesn't Mind, a ja zacząłem podśpiewywać pod nosem. Jechałem sto dwadzieścia na godzinę z otwartym oknem i radiem na maksa, czy to było dziwne? W moim przypadku absolutnie nie. Na całe szczęście droga była posypana piaskiem przez co nie było ślisko, chociaż i tak tego śniegu nie było za dużo, a słońce przyjemnie świeciło. Uwielbiam życie w Hiszpanii, nie wyobrażam sobie mieszkać gdzieś w zimnym kraju, to nie dla mnie. Moja komórka wydała dźwięk przychodzącego powiadomienia, a gdy zerknąłem na wyświetlacz zobaczyłem twarz mojego największego koszmaru chodzącego pod nazwą Melania Aparicio, chwilę rozmyślałem nad tym czy zlać połączenie, czy może odebrać. Wszystko wskazało na to drugie.

- Szybko bo prowadzę.

- Musisz mi pomóc — zaśmiałem się pod nosem usłyszawszy słowa brunetki.

- Po pierwsze nic nie muszę, po drugie nie ma mnie w mieście, a po trzecie - to loteria życzeń?

- Po pierwsze czy byś mógł mi pomóc, po drugie zapomniałam, że są święta, a po trzecie oczywiście, że tak.

- W czym miałbym ci pomóc?

- Mój ojciec w testamencie przepisał mi warsztat, stał on długo nieużywany, mógłbyś mi pomóc tam uprzątnąć i zatrudnić jakiś pracowników?

- Przecież warsztat był używany, więc co się zadziało w takim razie?

- Nie wiem sama.. pojechałam tam przed chwilą i stoi wszystko puste. Miałam nadzieję, że moja mama wszystkim zarządza, najwidoczniej się myliłam. Zresztą czego ja mogłam się po niej spodziewać.

- Dobra pogadamy później jak dotre do Walencji, ok? Poważnie się zastanowie co do twojej prośby i dam znać.

- Tak, tak. Dziękuję i miłego wyjazdu — rozłączyłem się.

Get RespectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz