ROZDZIAŁ 16- CZY TO ANTYCHRYST?

8 3 0
                                    

W miarę jak Malfoy zdecydowanym krokiem kierował się ku centrum sali, napięcie w powietrzu wzrastało z każdym jego krokiem. Atmosfera w sali stawała się gęstsza i bardziej napięta jakby emocje bytów splatały się ze sobą w niewidzialną sieć. Wzrok Malfoya, nacechowany gniewem, przecinał salę jak laser, a milczące spojrzenia wszystkich obecnych świadczyły o oczekiwaniach i niepewności.
Słowa Malfoya, jeszcze nie wypowiedziane, już wibrowały w powietrzu, podkreślając ich nieuchronny wpływ na przyszłość. Palpacyjne napięcie było tak namacalne, że można je było prawie fizycznie dotknąć. Salę wypełniało oczekiwanie na to, co wyjdzie z ust Malfoya, zmieniające dotychczasową równowagę sił i wprowadzające nową erę niepewności.
-Oczywiście, to dzięki tobie teraz mam tę "zaszczytną" pozycję, Lucyferze. Widziałeś, jak ciężko pracowałem, jak pokonywałem przeszkody.
-Przeszkody? Twoje "przeszkody" to nic w porównaniu z wyzwaniami, jakie sam musiałem pokonać. To ja jestem synem diabła, to ja musiałem zaistnieć aby zasiąść na tronie przez tyle lat a ty tu przychodzisz, myśląc, że zasługujesz na coś więcej?! Jesteś nieźle popierdolony.
-Czas, abyś ustąpił, Lucyferze, bo twoje rządy zbliżają się ku końcowi.
-Nie zrozumiesz tego teraz, Malfoy. Ale jedno ci obiecuję - nie pozwolę, abyś zniszczył to, co stworzyłem. Jesteś nic nie wartym śmieciem a te twoje śmieszne wizje, aby wzbudzić w bytach strach? Jesteś kurewsko żenujący to nie ja chcę, żeby świat zszedł na psy tylko ty! Nie zasługujesz nawet na moją pogardę.
Malfoy, nasycony gniewem, rzucił się na Lucyfera jak wściekły pies. Jego ruchy były szybkie i agresywne, a atmosfera w sali napięta. Były to chwile, które zapowiadały burzliwe wydarzenia. Wszystkie oczy zwrócone były na to niebezpieczne starcie, które mogło zmienić losy Akademii.
Gwałtowna transformacja Lucyfera wzbudziła w sali szok i zdumienie. Jego ludzka postać zniknęła, ustępując miejsca diabelskiemu przebraniu. Czarne rogi sięgały wysoko w powietrze, dodając mu majestatycznego, a zarazem przerażającego wyglądu. Jego oczy płonęły ogniem zdecydowania, a skóra przybrała mroczny odcień, jakby absorbowała w sobie całą ciemność piekielnej egzystencji.
Malfoy zamarł na moment, zanim wybuchnął w gorączkową reakcję na niespodziewane przejście Lucyfera do swej prawdziwej postaci. Zdawało się, że cała sala trzyma oddech, czekając na to, co stanie się dalej w obliczu tej demonicznej metamorfozy.
Veridia, w ostatniej chwili, świadoma rosnącego niebezpieczeństwa, popchnęła mnie z zasięgu lecącego wprost na mnie krzesła. Czułam, jak prędkość powietrza mija mnie, gdy meble z hukiem walnęły o ziemię. Strach wypełnił każdy zakamarek mojej duszy, a atmosfera w sali naprężyła się do granic możliwości. To był moment, który zatrzęsł fundamentami normalności, w jaką wszyscy przywykliśmy.
W momencie, gdy walka między Lucyferem a Malfoyem osiągnęła swój punkt kulminacyjny, coś niezwykłego wydarzyło się z Malfoyem. W jednej chwili, jakby niewidzialna siła oderwała go od ziemi, a jego ciało przybrało kolor bieli, w którym migotały niewyobrażalne energie. Jego istnienie stawało się coraz bardziej nieuchwytne, jakby opuszczało granice bytów materialnych.
Wokół Malfoya wybuchła aura, której nikt nie potrafił dokładnie opisać. Jego ciało zdawało się być jedynie obrazem, przeźroczystym widmem, a energia, która z niego promieniowała, była niematerialna, jak duchy z innej rzeczywistości. Widok ten wprawił zebranych w sali w osłupienie, a ja sama patrzyłam na to z wstrząsem, próbując zrozumieć, co właśnie się stało.
To, co Malfoy zrobił, było poza zrozumieniem nawet dla bytów piekielnych. Jego istnienie stawało się coraz bardziej nierealne, jakby sam zapomniał, co to znaczy być żywym. I w tej chwili, gdy reszta świata zamarła w zaskoczeniu, walka zyskała nowy, nieznany wymiar. Gdy blondyn stał się coraz bardziej nierealny, niesamowite zjawisko wzbudziło przerażenie. W tym chaosie Veridia, zupełnie przerazona, krzyknęła:
-Lilith, wiesz co to znaczy? Malfoy jest Antychrystem!
Wokół nas panował chaos, wszyscy próbowali uciec, jednak wszystkie okna i drzwi były jakby zablokowane, trzymając nas w pułapce. Gdy szukałam odpowiedzi w oczach Veridii, zdałam sobie sprawę, że nie jesteśmy w stanie zrozumieć, co właśnie się wydarzyło. W tej grozą napełnionej chwili w powietrzu unosił się zapach niepewności i strachu.
Veridia spojrzała mi prosto w oczy, a w jej wzroku malował się lęk.
-Musimy zrobić coś, Lilith. To nie może być koniec,wyszeptała, próbując zapanować nad paniką.
Belzebur i Serafina, choć zdezorientowani, podjęli desperacką próbę opanowania chaosu i znalezienia bezpiecznego wyjścia. Ich obecność w sali stała się punktem stabilizującym, gdy próbowali uspokoić demoniczne istoty i znaleźć wyjście z pułapki.
Belzebur wydał kilka rozkazów, próbując przywrócić porządek, podczas gdy Serafina skoncentrowała się na użyciu swoich mocy, by stworzyć barierę ochronną dla bytów. Ich wysiłki były jednak niewystarczające, a w oczach obu widać było frustrację z powodu nieprzewidywalnej sytuacji.
W miarę jak panował chaos, wyzwanie dla Belzebura i Serafiny polegało na utrzymaniu spokoju i zdolności do podjęcia skutecznych działań w obliczu nadprzyrodzonych zjawisk.
Uriel, zdając sobie sprawę z rosnącego zagrożenia, krzyknął do zgromadzonych bytów, wzywając do połączenia sił w celu uwolnienia się z tej niematerialnej pułapki. Jego donośny głos niosł się po sali, a obecni byli aniołowie, demony i inne istoty, które jeszcze nie straciły zmysłów, zaczęły reagować na jego wezwanie.
W tym chaotycznym środowisku, gdzie demoniczne siły zderzały się z boskimi, zgromadzeni byli zobowiązani do współpracy, chociaż różnice między nimi były wyraźne. Uriel starał się zorganizować grupę, aby wspólnie stawić czoło temu nadprzyrodzonemu wyzwaniu i znaleźć wyjście z tego nietypowego uwięzienia.
- Veridia, musimy działać szybko i sprytnie. Co myślisz o stworzeniu barierki energetycznej, która oddzieli Lucyfera od Malfoya?
-To brzmi jak dobry pomysł, ale musimy być pewne, że nasza moc wystarczy. Potrzebujemy pełnej koncentracji i synchronizacji.
-Zgoda, skoncentrujmy się. Przypomnijmy sobie nasze wspólne cele. Bezpieczeństwo bytów w akademii jest najważniejsze.
-Okej, zaczynamy. Wizualizujmy ochronną barierę oddzielającą ich energie.
Nagle, po pewnym czasie, wyczułam, jak nasza moc razem rośnie, przekierowując strumień energii w kierunku obu mężczyzn. Nasze wysiłki zaczęły przynosić efekty, a barierka energetyczna zdawała się skutecznie oddzielać rywali. W miarę wzrostu naszej mocy, zauważyłam, że energia między nimi słabnie, a walka staje się coraz bardziej kontrolowana. Nasz plan zaczynał przynosić rezultaty, ale wciąż musiałyśmy utrzymać koncentrację, by nie stracić kontroli nad sytuacją.
-Czujesz to? Nasza moc zaczyna się łączyć. Teraz przekierujmy ją całą ku nim.
-Tak, czuję to. Teraz musimy utrzymać tę barierę, dopóki nie uda się uregulować sytuacji. Nie możemy puścić. To dla dobra wszystkich.
W miarę wzrostu naszej mocy i skutecznego oddzielania szatana od antychrysta, obaj mężczyźni zaczęli wydawać się coraz bardziej osłabieni. Ich walka traciła na intensywności, a nasze wysiłki przynosiły rezultaty. W pewnym momencie, gdy moc naszej łącznej energii osiągnęła szczyt, zauważyłam, że bariera między nimi zaczęła się rozpraszać. To było jakby pokojowy rozejm w środku chaosu.
Uriel krzyknął, abyśmy kontynuowały i utrzymywały naszą moc. Belzebur i Serafina starali się utrzymać porządek wśród bytów i skierować ich ku bezpiecznym wyjściom. Jednak wciąż czekało nas wiele wyzwań, gdyż rozpraszająca się bariera nie oznaczała końca zagrożenia. Nasze siły były nadal naprężone, a nadchodziły decydujące chwile. Opis tej sytuacji to jak zapis emocji, które unosiły się w powietrzu, będąc zarazem pełnym napięcia i nadziei na zakończenie tego konfliktu.
Po tym, jak biała bariera oślepiającego światła pojawiła się wokół mężczyzn, cały pokój zatętnił potężnym hukiem. To było jakby rozszczepienie rzeczywistości, a my wszyscy zostaliśmy mocno wstrząśnięci. Nagle, zanim zdążyliśmy zareagować, wszyscy padliśmy na ziemię, czując, że coś niewidzialnego trzyma nas w miejscu.
Były to chwile chaosu i zamieszania, gdy każdy z nas próbował zrozumieć, co się właśnie stało. Światło z białej bariery rozpraszało się, a my z trudem podniesiemy się z ziemi, odczuwając jeszcze echa tej potężnej interakcji między Lucym a Malfoyem. Teraz cała scena jawiła się jako niezwykłe widowisko, które pozostawiło w naszej pamięci trwały ślad.
Po otworzeniu oczu, a przed sobą dostrzegłam Lucyfera, który ledwo utrzymuje się na nogach. Jego diabelska postać promieniuje wyczerpaniem i gniewem. Światło, które go otacza, ma teraz coś mrocznego, wręcz złowrogiego.
Zdumiewająco Malfoya nie ma wokół. Uciekł.To wyjaśnia nagłe zniknięcie napięcia w pomieszczeniu. Wszystko to było jak zatęchłe powietrze, które teraz stopniowo się rozwiewa.
Oczy Lucyfera wciąż lśnią ogniem, a skrzydła rozwijają się na chwilę, jakby w geście wyzwania dla uciekiniera.
W powietrzu unosi się mieszanka zapachu piekła i napięcia, a widok uciekającego Malfoya nadal tli się w mojej pamięci.
Pobiegłam w stronę Lucyfera, chcąc z nim porozmawiać po tym intensywnym zdarzeniu. Jednakże, nim zdążyłam go dogonić, odwrócił się na pięcie, spojrzał na mnie z mrocznym wyrazem w oczach, a następnie z impetem wyleciał przez rozbite zwierciadło.
Rozpryskujące się kawałki szkła miały coś z diabelskiej magii, unosząc się w powietrzu niczym iskry z czarnego ognia. Wokoło panował chaos, a ja stałam tam z niedopowiedzeniem, patrząc na rozbite zwierciadło i pustą przestrzeń, gdzie jeszcze moment temu był Lucyfer.
Dźwięk rozbicia i jego zniknięcie przez zwierciadło pozostawiły w pomieszczeniu niesamowitą aurę niepewności i tajemnicy, której sens pozostawał mi niejasny.
Co ty kombinujesz znowu Lucyferze?
W miarę jak opadały kawałki szkła z rozbitego zwierciadła, spojrzałam na Veridię z determinacją.
-Zaraz wrócę, muszę z nim porozmawiać - powiedziałam, a moja przyjaciółka jedynie kiwnęła głową, wyrażając zrozumienie.
Wyskoczyłam z okna, ścigając energię Lucyfera. To zadanie nie było trudne, zwłaszcza że czułam, jak jego siła była osłabiona. Energia miała swój własny język, pulsujący i migoczący w mroku, którym próbowałam się kierować. Wiedziałam, że muszę go znaleźć i rozwikłać zagadkę.
Zanim zdążyłam zrozumieć, gdzie się znajduję, moje oczy wpatrywały się w przepaść górską, otoczoną jedynie białym puchem śniegu i lodem. W tej zimowej pustce czułam potworną zimę i mróz która przeciskała się przez każdy centymetr mojej odzieży, sprawiając, że drżałam niczym w napadzie epilepsji.
W oddali siedział Lucyfer, osamotniony w lodowej krainie. Odczuwalne było nie tylko mroźne powietrze, ale także tajemnicza atmosfera, która unosila się wokół nas. Na krawędzi skarpy, zmarznięta i przesiąknięta niepewnością, przypatrywałam się demonowi, który zawsze otaczał się aurą nieuchwytności.
- Lucyferze! Krzyknęłam w niebo głosy.
- Co ty do diabła tutaj robisz! Jeszcze ciebie mi tu brakowało.
Usiadłam ostrożnie obok niego, ignorując lodowatą atmosferę naszych napiętych relacji. Pomimo zimna otaczającego nas świata, postanowiłam stawić czoło temu momentowi, próbując zrozumieć, co skrywa się za tą nieprzeniknioną barierą demonicznej dumy.
- Dlaczego akurat ze wszystkich miejsc wybrałeś akurat to urwisko z temperaturą minus dwudziestu stopni ?! Co z tobą? Zapytałam.
Lucyfer spojrzał na mnie z zaskoczeniem, a jego odpowiedź była spowita nutą tajemniczości.
-To miejsce odzwierciedla stan mojego wnętrza. Zimne i nieprzyjazne, tak jak ja sam. Jego słowa brzmiały jak zaklęcie, które odsłaniało kawałek jego wewnętrznego świata.
-Na pewno jest ci zimno. Lucyfer dotknął po tych słowach mojego czoła, oddając mi swoje ciepło. Jego ręka, choć zazwyczaj chłodna, teraz sprawiała, że zamarłam. To momentalne dotknięcie niosło ze sobą coś więcej niż zwykła gest. Było to jakby podanie dłoni w niezrozumiałej grze losu.
-Dlaczego to zrobiłeś?
Lucyfer spojrzał na mnie, a jego oczy targały sprzeczne emocje.
-Wszystko, co robię, ma swoje powody. Nawet jeśli ci się nie podobają, jestem skazany na to, by realizować swoją rolę, odpowiedział, jego głos pełen był teraz tajemniczych nuansów.
-Zagrajmy w grę. Zadaj mi dowolne pytanie a ja odpowiem na nie w pełni szczerze. Potem na odwrót.
-A to co za idiotyczna zabawa? Naprawdę nie masz niczego innego do roboty?
- U nas na ziemii robiliśmy tak, gdy jakieś pytania intensywnie nas nurtowały, lecz nie mieliśmy odwagi zapytać o nie w prost. Jeśli chcesz mogę zacząć.
Demon popatrzył się tylko beznamiętnie.
- Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz Lucyferze?
Lucyfer spojrzał na mnie, w jego oczach malowała się mieszanka złości i tęsknoty. Nie odpowiedział od razu, a atmosfera napięcia wokół nas wzrosła, jakbyśmy tkwili w punkcie kulminacyjnym nieuchronnej konfrontacji.
Lucyfer spojrzał na mnie z uśmiechem, po czym zaczął swoją wymowną przemowę.
-Nie znoszę ludzi jak ty – słabych, którzy tylko niszczą samych siebie. Możecie robić wiele dla innych, nawet gdy ci tego nie doceniają. A co dostajecie w zamian? Problemy. Dlaczego? Bo jesteście słabi. Jesteś okropnie słaba Lilith.
Jego ostatnie słowa były wymowne, podkreślone mocnym akcentem. To było jak uderzenie w moją istotę, a jego uśmiech wskazywał na złośliwą przyjemność w wywoływaniu tego zamieszania.
Teraz moja kolej.
-Dlaczego to robisz? Dlaczego jesteś taka słaba? Dlaczego tu przyszłaś?
-Nie wiem...Naprawdę nie wiem. Poczułam taki impuls,poczułam, że muszę z tobą porozmawiać. To wszystko.
Lucyfer, zmieniając wyraz twarzy, zaskoczył mnie nagłym uśmiechem, który przechodził z zadziwienia do czegoś bardziej zadziwiającego. Gwałtownie podniósł mnie, zdając się być zaskakująco zwinny pomimo znacznego osłabienia . Nie zdążyłam zareagować, kiedy już stanął przede mną, a jego ciepło otaczało mnie jak niemal fizyczna siła.
Nagle mnie pocałował, że czułam się niemal hipnotyzowana. Wraz z nim czas wydłużył się, a każdy dotyk był jak czarodziejski gest. Jego dłoń lekko dotknęła mojego podbródka, a pocałunek w władczym geście przekształcił się w coś więcej.
Niespodziewanie zwinął moje włosy wokół swojej dłoni i chwycił mnie mocniej za kark. Jego obecność była intensywna, a gdy się odsunął, pozostałam z uczuciem tęsknoty. Owinęłam ręce wokół jego szyi, nie zamykając przy tym oczu, wydając się prosić o więcej. Lucyfer nadal trzymał moje włosy, trzymając je mocno na karku. Po oderwaniu się od siebie poczułam, jak tęsknota za jego obecnością wypełnia mnie jak fala, a ten jedyny pocałunek sprawiał, że stawałam się uzależniona od niego.
Lucyfer spojrzał na mnie z wyrazem, który trudno było odczytać – mieszanka gniewu, zaskoczenia i czegoś, co wydawało się być zakłopotaniem. Jego słowa przekroczyły granicę agresji, przenosząc się w obszar osobistej uczuciowości.
-Właśnie dlatego cię nienawidzę, Lilith, wydobyło się z jego ust,
-bo czuję do ciebie coś, czego dotąd nigdy do nikogo nie czułem. Wkurwia mnie to, bo nie chcę być słaby.
Te słowa były jakby wyrwane prosto z zakamarków jego duszy, a wyznanie to przyniosło ze sobą napięcie, które sprawiło, że atmosfera stawała się coraz bardziej gęsta. Było to jakby okno do wnętrza Lucyfera, w którym kryły się uczucia, których nie potrafił lub nie chciał zrozumieć.

dead destinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz