-X-

66 6 2
                                    

Odpoczywałam na głazie, czekając na konia, któremu dałam sygnał do powrotu. Chociaż czy się zjawi, no cóż.. pewności nie było. Promienie zachodzącego słońca opadały mi na twarz, dając przyjemne uczucie ciepła. Z zamkniętymi oczami, cieszyłam się chwilą nasłuchując jednak uważnie każdego szmeru zwiastującego niebezpieczeństwo lub przybycie Szczura.

Chwilę później rozległy się odgłosy wystrzelanych linek. To mogła być tylko jedna osoba.

- Cześć, Levi – zwróciłam się w jego stronę.

Dostrzegł je. Pierwsze na co zwrócił uwagę to oczy, jakby one tłumaczyły wszystko, a wyrazu zaskoczenia nawet nie starał się ukrywać.

- Długo zamierzasz tam stać? – wstałam, wyciągając ręce przed siebie z uśmiechem na twarzy.

Po tych słowach się otrząsnął i momentalnie podleciał, wpadając w moje objęcia.

- Cuchniesz – stwierdził tylko na co przewróciłam oczami. Typowo.

- Taa wiem – i jeszcze mocniej zacisnęłam uścisk na wypadek gdyby chciał się przez to wycofać.

Ale on wcale nie miał takiego zamiaru... Przymknęłam oczy napawając się chwilą. Trwaliśmy wtuleni w siebie, jakbyśmy to właśnie teraz, a nie na walkach spotkali się po roku rozłąki. Jakbyśmy to właśnie teraz, a nie miesiąc temu odkryli że obydwoje żyjemy.

- Wróciłaś. – wyszeptał mi we włosy – Ale.. ale jak?

Powoli odsunęłam się uspokajając bicie własnego serca, którego dudnienie odczuwałam aż w uszach. Jakby to wytłumaczysz? No cóż..

- Tytani mnie uwolnili.

                                 ~ * ~

Słońce dawno zaszło, a na ciemnym niebie pojawił się sierpowaty księżyc. Ciężko było wytłumaczyć dlaczego wciąż żyję. Bo plan był inny... Levi siedział na kamieniu z wyciągniętymi do przodu nogami, a ja leżałam oparta głową na jego udzie, wpatrując się w gwiazdy. W pewnym momencie zorientowałam się, że nasze dłonie były splecione. Żadne z nas tego nie skomentowało.

- Sama do końca tego nie rozumiem. Podejrzewam, że w tym całym szale nie tylko pozbyłam się nagromadzonej energii, ale też mogłam stworzyć pewnego rodzaju deficyt.

- Myślisz, że będziesz jeszcze wracać do tamtej... – próbował odpowiednio dobrać słowa – ...wersji siebie?

- Oby nie.. – westchnęłam, zmieniając pozycję do siadu – Boję się momentu, w którym narkotyk przekroczy granicę.. a oczy ponownie rozbłysną.

- Wymyślimy coś do tego czasu. – oparł podbródek na mojej głowie, oplatając ramionami – A jak nie to dawaj znać, tak ci skopie tyłek, że zrobi ci się deficyt na lata.

- Nie wątpię – parsknęłam, wtulając się plecami w jego klatkę piersiową, na co zacieśnił uścisk.

Tej nocy rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, próbując nadrobić stracony rok. Wspominając Farlana i Isabel.. oczy same mi się zaszkliły. Tym razem jednak umysł miałam spokojny, a ta jedna samotna łza mogła swobodnie spłynąć po policzku. To, że nie mogłam być wtedy przy nich, gdy mierzyli się z tytanami... Wiem, że to nie była moja wina, nie mogłam przewidzieć obecności Zwiadowców w podziemiach. Ale co jeśli potoczyłoby się to inaczej? Co gdyby Stacjonarni mnie nie dopadli albo w ogóle nie mieli powodu, by mnie szukać? Mimo wszystko przez ten cały czas byłam przekonana, że całą trójkę wysłali wtedy na szubienicę. Świadomość, że chociaż Levi żyje, a oni spędzili ostatnie chwile razem, a nie za kratami.. tak, to zdecydowanie lepsza wersja. Otoczona mrokiem nocy, opowiadałam chłopakowi dość ogólnie o złapaniu przez Stacjonarnych oraz to co pamiętałam po tamtych wydarzeniach. Ominęłam szczegóły zabicia tych żołnierzy... Było to coś czego nie potrafiłam wyjawić nawet jemu, a ja sama nie chciałam sobie tego przypominać.

Wreszcie obydwoje dostaliśmy odpowiedzi, które dręczyły nas już zbyt długo.

W lesie spędziliśmy długie godziny. Był środek nocy, gdy zdecydowaliśmy się zbierać. Usypaliśmy dwie małe kopki kamieni, na których ułożyliśmy po najładniejszym znalezionym kwiatku, a następnie ruszyliśmy w drogę ku migoczącym na horyzoncie światłom pochodni.

                                 ~ * ~

Stałam wpatrując się w płonące przede mną ognisko, próbując ogrzać się po podróży. Dużo osób wciąż błądziło po zamku. Jedni pełnili wartę, a inni po prostu nie potrafili spać poza murami. Bezsenność Zwiadowców była czymś powszechnym zwłaszcza na wyprawach, gdzie mimo braku aktywności tytanów, musieli cały czas trzymać się na baczności. Wciągnęłam nagrzane powietrze w płuca. Teraz, gdy ciepło rozeszło się po moim ciele, poczułam ogarniające mnie zmęczenie.

- Wymień ten zepsuty sprzęt, uzupełnij ostrza, gaz i spróbuj się przespać. – Levi podszedł do mnie, stając obok – Za jakieś 4 godziny ruszamy.

- Muszę coś jeszcze przed tym zrobić – powiedziałam, kierując się do wejścia zamku.

- Charlie jest w magazynie – usłyszałam za plecami.

Pff.. uśmiechnęłam się pod nosem i przyspieszyłam kroku.

Błądząc między korytarzami wreszcie dotarłam w odpowiednie miejsce. Sterczałam tak, patrząc na klamkę, zastanawiając się jak to wyjaśnić. Nie zdążyłam nawet tego przemyśleć, gdy drzwi się otworzyły, a przede mną ukazała się zaskoczona twarz Charliego. Zaraz po tym mina mu jednak zrzedła, a on sam wycofał się w głąb pomieszczenia.

- O nie.. widzę zmarłych. – wyszeptał do siebie, łapiąc się za głowę – Wiedziałem, żeby nie pić tego wina. Ewidentnie było sfermentowane.

He? Przybiłam dłoń do czoła, niedowierzając w jego głupotę. Stęknęłam przeciągle wchodząc za nim do środka.

- Każde wino jest sfermentowane ćwoku. To o to w tym chodzi.

- Jak już mnie nawiedza to powinna być milsza. Biedna.. pewnie nawet nie jest tego świadoma. – mówił pod nosem, ze współczuciem w oczach – Wystarczy, że jej dotknę, a rozpłynie się jak mgła. Spoczywaj w pokoju Tora.

Podszedł i przytknął dłoń do mojej twarzy, która - o dziwo - nie zniknęła. Cofnął rękę, zdziwiony popatrzył na nią i powtórzył czynność czekając, aż mój duch sobie odpłynie.

- Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam. Zdejmiesz tę swoją cholerną rękę z mojej twarzy czy nie?

Odskoczył jak poparzony z miną, jakby dopiero teraz faktycznie zobaczył zjawę.

- TO TY ŻYJESZ?!

- W sumie przez przypadek... Widzisz.. okazało się, że... – próbowałam jakoś sensownie ułożyć zdanie.

- Ty żyjesz! – podniósł mnie i zaczął kręcić nami w kółko, śmiejąc się ze szczęścia.

Widząc jego reakcję, sama również zaczęłam się śmiać. Żyłam. I tak jak Charlie powinnam się tym cieszyć.



"Toksyczna krew" Levi x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz