15.

3.2K 114 26
                                    

Jestem przerażona. Zasłoniłam wszystkie żaluzje i poszłam na dół aby upewnić się, że dom jest zamknięty.

Blake: Charlie, kto do ciebie napisał?

Blake: Odpowiadaj.

Blake: Charlotte.

Blake: Odpisz mi, kurwa.

Blake: Nie panikuj, przyjadę do ciebie.

Charlotte: Nie wpuszczę cię.

Chłopak nic więcej nie odpisał.

Nie wiem ile minęło czasu, ale ciągle leżałam i wpatrywałam się w sufit. Czułam się jakbym była w jakimś śnie. To nie jest normalne. Nie wiem kto do mnie napisał. Chciałam chociaż okłamać samą siebie, że może ktoś się pomylił, ale nie byłam w stanie.

Nie kiedy wiem, że wpakowałam się z niezłe bagno, rozpoczynając znajomość z Blakiem.

Nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi po schodach, a później kroki zbliżające się do mojego pokoju. Wystraszona złapałam za moją skarbonkę, która stała na szafce nocnej i przygotowałam się do ataku.

Drzwi się otworzyły, a ja wzięłam porządny zamach. Gotowa do rzutu zauważyłam, że do pokoju wszedł Blake. Obserwując mnie uważnie, podniósł ręce do góry.

- Nie potrafisz mi odpisać? O co ci chodzi? - wkurzony podszedł do mnie i wyjął mi z rąk skarbonkę.

- O gówno, to wszystko twoja wina - mruknęłam i odwróciłam się do niego plecami.

- Wiem, dlatego dasz mi telefon, a Luke namierzy skąd ta wiadomość została wysłana - rozkazał, a ja przewróciłam oczami i się do niego znów obróciłam.

- Pierdol się - syknęłam, a on jeszcze bardziej rozjuszony wstał i podszedł do mnie. Złapał mnie mocno za żuchwę i podniósł mój podbródek do góry.

- Nie sądziłem, że mimo takiego upływu czasu dalej jesteś takim gówniarzem - powiedział. - Myśl logicznie, nikt o dobrych intencjach do ciebie nie napisał. Zamiast obrażać się na cały świat, zepnij dupę i spróbujmy dowiedzieć się kto do ciebie wypisuje - po chwili puścił mnie, a ja zaczęłam rozmasowywać moją obolałą szczękę.

- Agresywnie - skomentowałam, a ten posłał mi mordercze spojrzenie.

- Nie zdajesz sobie sprawy w co ty się wplątałaś. Wyścig to nie tylko chwilowa dawka emocji - mruknął. Jego głos był pusty, jakby opowiadanie o tym go nie ruszało. - Byłaś już na dwóch i każdy wie, że jesteś z nami. Jesteś jedną z nas. Jedziemy do mnie - rozkazał, a ja spojrzałam na niego z politowaniem.

- Jest już późno, nie wypuszczą mnie - odpowiedziałam, a ten prychnął.

- Nikt tu nie mówi o wypuszczaniu - jego słowa zdenerwowały mnie jeszcze bardziej. - Powiedz, że idziesz do Camili na chwilę.

- A co z tobą? - zapytałam.

- No jadę z tobą, ty naprawdę jesteś taka głupia czy udajesz? Twoja mama wie, że tu jestem bo mnie wpuściła.

Przewróciłam oczami i napisałam wiadomość do Camili.

Ja: Jak coś to jestem u ciebie

Camila: Idziesz na randkę z Blakiem???

Ja: Srakiem, w szkole ci opowiem

- Dobra chodźmy - powiedziałam i wyszłam z pokoju, nie oglądając się za Blakiem. - Mamo jedziemy z Blakiem do Camili na chwilę.

- W porządku, ale nie wracaj zbyt późno - uśmiechnęła się szeroko i wróciła do robienia babeczek.

Wyszliśmy z domu, a Blake otworzył mi drzwi.

- Gentleman - wyśmiałam go i zajęłam miejsce pasażera. - Co chcesz zrobić?

- Musimy namierzyć skąd ktoś do ciebie pisze - wyjaśnił. - Luke jest bardzo dobry z informatyki i bez problemu łamie każde zabezpieczenia.

Skinęłam głową. Nie wiedziałam, że Luke zajmuje się takimi rzeczami, szczerze nie wyglądał na osobę, która się na tym zna. Droga zajęła nam kilka minut. Podjechaliśmy pod nieduży dom. Wyglądał na zadbany.

- To dom Luke'a? - spytałam, a Blake przytaknął. Po chwili z domu wyszedł Luke i Lucy. Wsiedli do auta, a Blake od razu ruszył.

- Jakieś podejrzenia kto mógłby to napisać? - zaczął zadawać pytania.

- Nie mam ostatnio żadnych kłótni. Nie wiem kto to może być. A ty, Char? - Blake zwrócił się do mnie, ale ja na chwilę zamarłam.

Char?

Nikt nie powiedział tak do mnie od sześciu lat. Blake zawsze mnie tak nazywał i tylko on miał do tego prawo. Po jego odejściu nikt nie odważył się do mnie tak odezwać. Czasami zastanawiam się czy Blake zdaje sobie sprawę jak mocno przeżyłam jego odejście.

- Charlotte? - i czar prysł, niczym bańka mydlana.

- Sorry, zamyśliłam się. Nie mam wrogów i z nikim się ostatnio nie pokłóciłam - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- Dobra, daj mi telefon nie będziemy tracić czasu - rozkazał brunet, a ja podałam mu swoje urządzenie.

Blake zatrzymał się na pustym parkingu. Przy okazji zamienił się siedzeniem z Lucy, więc mogłam z nią swobodnie pogadać.

- Długo jeszcze? - jęknęła znudzona dziewczyna.

- Dajcie nam pół godziny - odparł Luke, nawet na nas nie patrząc.

- Idziemy się przejść, zaraz będziemy - zadecydowała, a ja zgodziłam się z nią.

Może spacerowanie po pustym parkingu nie jest jakoś bardzo przyjemne, ale mogłam siedzieć chwilę czasu z Lucy.

- Czemu się tak zamysliłaś jak Blake powiedział do ciebie Char? - od razu poszła z grubej rury. Nie lubiłam zbytnio rozmawiać na ten temat, ale ufałam Lucy.

- Tylko on tak do mnie mówił. Kiedy odszedł nikt mnie tak nie nazwał. Teraz wrócił i nie pałał do mnie jakąś sympatią i teraz nagle to. Nie wiem jak mam się z tym czuć. Już nigdy nie będzie tak samo i obydwoje to wiemy.

- Dlaczego tak przeżyłaś jego odejście? - spytała.

- Był moim przyjacielem od urodzenia. Jego odejście w takim okresie było dla mnie ciężkie, a niedługo po jego odejściu zaczęło być jeszcze gorzej - wytłumaczyłam, choć nie chciałam dodawać szczegółów. Lucy to zauważyła i przestała zadawać takie pytania.

- Wracamy - zawołał nas Blake.

- I dowiedzieliście się czegoś? .

- Narazie nic, będziemy musieli trochę poczekać - oznajmił Luke.

- To są konsekwencje znajomości ze mną, Charlotte.

————

- Wredny chuj, on chyba myśli, że na ciebie to w ogóle nie wpłynęło - wyzywała Camila.

- Mam dość tego wszystkiego. Dodatkowo takie bagno, ja już z tego nie wyjdę. Nawet jeśli się od nich odetnę to w takiej sytuacji jak wczoraj będę bezradna - mruknęłam załamana.

Więcej nie mogłyśmy pogadać bo zadzwonił dzwonek.

Nagle do klasy wszedł jakiś chłopak. Był dość wysoki i miał brązowe, kręcone włosy. Miał trochę ciemniejszą karnację, ale i tak prezentował się dobrze.

- Klaso, od dzisiaj będziemy mieć nowego ucznia. Powiedz nam coś o sobie - koło niego stanęła nauczycielka.

- Nazywam się Michael White mam 17 lat i przeprowadziłem się z Kanady - odezwał się. Nagle spojrzał się na mnie, a mnie przeszedł jakiś dziwny prąd. Był przerażający, ale zarazem coś do niego ciągnęło.

- W porządku usiądź w wolnej ławce. Nie wiem jak przerabialiście materiał w Kanadzie, więc będziesz musiał trochę nadrobić.

JLQalive

przepraszam że nie było wczoraj rozdziału, ale naprawdę nie miałam czasu w ten weekend

jak wrażenia?

A long way to the finish lineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz