XYZ:
Widziałem już koniec tej małej suki, która zniszczyła mi życie. Uśmiechałem się do niej chociaż tego nie widziała, przez maskę, którą nałożyłem przed przyjechaniem tutaj. Śledzę ją praktycznie codziennie, może nie całymi dniami, ale po kilka godzin. Robotę cały czas utrudnia mi ten skurwiel, cały czas kręci się obok niej. Wielokrotnie wysyłałem mu wiadomości z ostrzeżeniami, myślałem, że zrozumie. No niestety. Dzisiaj chciałem z nim skończyć, ale nie przewidziałem, że ona również będzie w środku. To nie zmieniło mojego planu, jeszcze bardziej mnie podsyciło, miał zginąć jeden, a zginie dwójka. Jeszcze w takich pięknych okolicznościach. Nudne robiło się to, że musiałem za nimi jeździć od Alicante do innych miejsc, ale teraz mi się to opłaciło. W końcu ta mała szmata odpłaci za wszystko co mi zrobiła. Jakiego człowieka ze mnie zrobiła. Za wszystko.Celowałem w nią bronią, oboje na mnie patrzyki z przerażeniem. Wiedziałem, że nie ma przy sobie broni, a nawet jakby miał to by nie strzelił. Przez miesiące zbierałem o nim informacje, a najlepsze jest to, że on nie wiedział. Nawet się nie skapł, że cały czas kręciłem się obok niego i jego bliskich.
Ścigacz, który stał za nimi, podjechał do mnie i celował wprost we mnie. Tego nie przewidziałem, ale to mi nie zaszkodziło. On z bronią był jeden, przyjrzałem się jego pistoletowi, coś było w nim nie tak. Analizowałem broń palną kawałek po kawałku, aż dostrzegłem jeden ważny punkt, po którym od razu zauważyłem, że broń była atrapą. Zaśmiałem się gorzko z użyciem modulatora głosu.
- Chcesz mnie zabić? Atrapą? — Zaśmiałem się ponownie. — Was jest trójka, ja jestem jeden, a i tak wam się nie uda mnie zabić. Ale ułatwiliście mi zadanie, miała być dzisiaj jedna ofiara, a teraz okazuje się, że będą trzy. Wpakowaliście się na niezłą minę.
- Kim jesteś i czego od nas chcesz — odezwał się wywłok.
- Jestem tym kim jestem, a chcę się zemścić. Nie chciałem na was, ale staliście się moim gratisem. Każdy kto zadaje się z tą kurwą, powinien żałować tej znajomości, a że nie żałujecie to również poniesiecie klęske.
- Nie nazywaj jej tak — powiedział przez zęby.
- Bo co mi zrobisz? Zabijesz mnie? — Zaśmiałem się. — Powodzenia.
Krążyłem bronią między trzema głowami, decydując, kto umrze pierwszy. Oczywiste było to, że ona.
- Kto umrze dzisiaj pierwszy — zapytałem. — Ty? — Wskazałem bronią na typa siedzącego na motocyklu. — A może ty? — Wskazałem na nią po czym wskazałem na trzecią osobę, powtarzając schemat. — No jak myślicie? A może mamy jakiś chętnych? — Spojrzałem na nich, ale nie chcieli mi odpowiedzieć. — Nie? A szkoda, chętnie bym się z wami negocjował. W takim razie rosyjska ruletka? — Zapytałem ponownie, ale nikt nie chciał mi odpowiedzieć. Zauważyłem, że byli dziwnie spokojni. Nie było już na ich twarzach przerażenia. — Też nie? Kurczę.
Jeśli powiedziałbym, że byłem w tamtej chwiki spokojny, to bym skłamał. Nie byłem spokojny, byłem wkurwiony. Zazwyczaj, gdy bliska osoba jest zagrożona to chyba wchodzi się w jakieś negocjacje. A z ich strony dostałem ciszę. Przez myśl przeszło mi to, że robili sobie ze mnie jaja i nie brali mnie na poważnie. Ale to było niemożliwe. Nikt normalny nie brałby tego jako żart. Cóż, ja nie byłem normalny. Bawiłem się nimi, przedłużałem ten moment. Sprawiało mi to przyjemność.
W głowie wyobrażałem sobie wiele scenariuszy zastanawiając się jak ich zabić. Powoli? Aby cierpieli? A może szybko, żeby nie brudzić sobie tak długo rąk? Niczego nie wykluczałem.
Moim obecnym planem było puszczenie piosenki Billie Eilish — You Should See Me in a Crown i zacząć do nich strzelać. Podobał mi się ten plan, nawet bardzo. Ale dziewczyna, szybko mogłaby odkryć kim byłem. Znajdowaliśmy się na dzielnicy, którą przechodziło mało osób więc prawdopodobieństwo przyłapania nas w takiej sytuacji było równe zera. Prawdopodobieństwo znalezienia jutro ich zwłok było równe dziesięć, napewno ktoś by tędy przejeżdżał, ale czy by zareagował?
Na twarz całej trójki wpełzł szeroki uśmiech, o co im chodziło? Pytania cały czas krążyły po mojej głowie. Oni się mnie nie bali, a powinni. Byłem nieprzewidywalny i wściekły, a to tworzyło wspaniałe połączenie. Z tyłu głowy poczułem dwie lufy, to nie było możliwe. Nasłali na mnie psy. Obróciłem się, a oni mi na to pozwolili. Przede mną stało dwóch chłopaków, to ci sami, których wypadek spowodowałem na motorach, gdy za mną pojechali. To było niemożliwe, ich motocykle się zapaliły, słyszałem nawet wybuch, jakim cudem przetrwali? Zacząłem się szarpać z jednym z nich, próbowali wyrwać mi broń, która być odbezpieczona. Zły krok. Moja broń wystrzeliła w jednego z nich, odsunęli się ode mnie, a ja wykorzystałem moment, wsiadłem do auta i odjechałem z piskiem opon wpatrując się cały czas w lusterka. Strzelali we mnie, nawet ten co oberwał. Byłem ciekawy dlaczego dalej stał, dlaczego nie zwijał się z bólu. Miał kamizelkę kuloodporną?
- Nie, nie, nie — powtarzałem jak mantrę. — Nie — wrzasnąłem po uświadomieniu sobie, że nikogo z nich nie zabiłem. Broń w jednego z nich wystrzeliła, ale to nie wystarczyło. Znów pieski tego jebanego Carbonary, czy jak mu tam, utrudniły mi robotę. Ale ja nie mogłem się poddać, ja nie odpuszczę póki ona nie będzie w piachu. Tylko na to czekam. Czekam na moment jej śmierci, chcę widzieć jak się wykrwawia, a jej oczy z sekundy na sekundę tracą z życia. Ten widok był tym, którego pragnąłem od długiego czasu, dlatego nie mogłem się poddać. Ja nie umiałem odpuszczać, a tymbardziej nie mogłem, gdy to na celowniku miałem właśnie ją.
Hej!
Witam w nowym rozdziale GR! Dajcie wiarę, że już zaraz koniec pierwszej części Dylogi „Respect"?
Jak wam się podobał?
Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku napisane.
Drogi czytelniku, miło będzie jak zostawisz po sobie jakiś ślad, buziaki i do następnego!#querss_watt
CZYTASZ
Get Respect
RomanceVictor Cabrera to chłopak z nieciekawą przeszłością. Alkohol, używki, narkotyki i uczestnictwo w nielegalnych wyścigach samochodowych są mu dobrze znane. Jego problemem od dawna są kobiety, do których nie ma ani grama szacunku. Pewnego dnia w jego...