Rozdział 11

10 2 0
                                    

Wpadłam na jakiegoś chłopaka. Twarz miał przykrytą kapturem, więc nie byłam w stanie zobaczyć kim był. Niebo nad nami się ściemniało, co nie pomagało mi w jego rozpoznaniu. Nieznajomy widząc mój strach, lekko objął moje ramię i szepnął mi coś do ucha.

- Wszystko w porządku?

O dziwo nie czułam strachu. Wręcz przeciwnie, jego głos mnie uspokajał. Czuć było od niego silny zapach męskich perfum, a za duża bluza przyjemnie grzała moje ramię. Gdy mały promyk światła padł na jego twarz, zorientowałam się, kim był ten chłopak. Leo. Dlaczego zawsze muszę na niego wpadać? Przypomniało mi się, że tata ostrzegał mnie przed nim. Jeśli tylko zobaczy nas razem, będzie po mnie. Lekko odsunęłam ręką jego lewy bok. Mój gest nie sprawdził się tak, jak myślałam. Chłopak trochę mocniej przycisnął mnie do siebie, ale nadal był to lekki uścisk, w którym czułam się bezpiecznie. Bałam się jednak taty i nie chciałam lekceważyć jego słów, więc popatrzyłam mu prosto w oczy i powiedziałam:

- Puść mnie.

- Przed kim uciekasz?

- Przed nikim- spuściłam wzrok. Moje zachowanie musiało w nim wzbudzić niepewność, bo spojrzał na mnie z wachaniem w oczach.

- Widzę twój strach. Nie musisz kłamać- mimo jego wzroku, słowa wypowiadał pewnie.

- Ja nie...- moje słowa przerwało mocne pchnięcie w drzwi wejściowe do budynku.

Przestraszona, wtuliłam się w jego klatkę piersiową i schowałam głowę tak, żeby nie widzieć tego, co się dzieje dookoła. Teraz mnie już mało interesowało zdanie taty. Czułam się zagrożona i wtedy pomyślałam, że moim jedynym rozwiązaniem jest schowanie się przed całym światem.
Po chwili ciszy rozległy się odgłosy szybkiego stawiania ciężkich butów na chodniku. Ktoś się zbliżał w naszą stronę. Ze strachu ścisnęłam jego bluzę jeszcze mocniej nie mając siły patrzeć na to, co się dzieje dookoła. Kroki ucichły. Rozejrzałam się wokół i od razu tego pożałowałam. Obok nas stał mój tata. Wtuliłam twarz w pierś Leo myśląc, że może mnie nie zauważy. Było już jednak za późno.

- Lisa! Mówiłem, że masz z nim nie rozmawiać!- złapał mój nadgarstek i pociągnął w swoją stronę. Uścisk był bardzo mocny, że nie mogłam się mu przeciwstawić. Chwilę później stałam obok niego. Spojrzałam na swojego kolegę z miną "przepraszam, że tak wyszło", po czym spuściłam wzrok na ciemny bruk pod stopami starając się zakryć zażenowanie.

- Proszę ją puścić.

- No proszę, Leonard Smith. Co tutaj robisz?

- Przechodziłem.

- Łżesz jak pies. A może tata cię przysłał, co?

- Nikt mnie nie przysłał.

- Gadaj szczeniaku, czego chcesz?

- Ja...

- Zostaw go tato! On nic złego nie zrobił!- nawet nie zauważyłam, kiedy z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Gdy to dostrzegłam, zaczęłam je nerwowo wycierać wolną ręką.

- Ty siedź cicho. Mówiłaś, że go nie znasz- ścisnął mocniej moją rękę, a ja lekko zasyczałam z bólu.

- Proszę ją zostawić.

- Śmiesz mi się przeciwstawiać, szczeniaku? Wiesz kim ja jestem?

- Wiem.

- I co tu jeszcze robisz?

- Stoję.

- Ty szczeniaku jeden, zaraz się doigrasz.

Puścił mój nadgarstek i podszedł w stronę chłopaka zamachując się ręką. Leo pochylił głowę na dół i wymierzył przeciwnikowi cios w nogę. Tata upadł na chodnik, ale po chwili się podniósł i trafnie uderzył go w twarz. Kilka dużych kropel krwi spadło na chodnik. Na ten widok się skrzywiłam, ale nadal patrzyłam na tę bójkę jak zaczarowana. Mierzyli sobie silne ciosy w twarz, brzuch i nogi, a ja nic nie mogłam zrobić. W pewnym momencie tata stracił równowagę i upadł na twardą posadzkę. Nie wiedziałam, czy się smucić, czy skakać z radości. Z jednej strony cieszyłam się, że chłopak wygrał, z drugiej martwiłam się o ojca. Zapatrzona na leżącego mężczyznę, nawet nie zauważyłam, kiedy chłodna ręką złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła gdzieś w bok. Kilka chwil później biegliśmy przez największy park w okolicy. Skręcaliśmy na różnych zakrętach, których nie potrafiłam zliczyć. Po kilku minutach staliśmy pod wielkim blokiem. Gdy Leo pociągnął mnie za sobą w stronę wejścia, domyśliłam się, że tutaj mieszka. Nie chciałam iść do jego mieszkania. Może to wynikało z tego, że mogę natknąć się tam na jego ojca. Stanęłam na chodniku nie chcąc dalej iść. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, a ja od razu zaczęłam się tłumaczyć.

- Nie chcę tam iść.

- A gdzie pójdziesz?

- Nie martw się, umiem o siebie zadbać.

Odwróciłam się, żeby odejść, jednak jego ręka nadal spoczywała na mojej co uniemożliwiło mi ucieczkę. Spojrzałam na jego zimne palce. Jednak on nadal nie zamierzał mnie puścić. Próbowałam mu się wyrwać lecz jego chwyt był jak ze stali.

- Co ty robisz?- spytałam.

- Nie pozwolę ci odejść.

- Puść mnie.

- Nie, dopóki nie wejdziesz- stałam nadal nie mając odwagi się ruszyć. Widząc to, dodał.- No to będziemy tak stać przez całą noc.

Widząc jego nazbyt dużą pewność siebie, wiedziałam, że nie uda mi się z nim wygrać, więc powiedziałam:

- Dobra, chodźmy- po czym weszliśmy do budynku.

Zatrzymaliśmy się pod mieszkaniem z czarną tabliczką z numerem 7. Była ona umieszczona nad wizjerem, który został pomalowany na ten sam matowy kolor. Drzwi były wykonane z ciemnego dębu, przez co czarne elementy, które się na nim znajdowały, wtapiały się w tło i były ledwo widoczne. Weszliśmy do środka. Moim oczom ukazał się mały korytarz, który prowadził do przestronnej kuchni. Wszystkie meble były w ciemnych odcieniach, ale przeważnie królował tu kolor indygo ze złotymi detalami. Kontrastem rzucającym się w oczy były białe ściany, które widniały w każdym pomieszczeniu. Jednak trzeba przyznać, że te przeciwne sobie kolory idealnie do siebie pasowały. Mój zachwyt wywołany tym miejscem nie trwał długo, bo Leo od razu po wejściu do kuchni zaczął coś mówić, a ja go uważnie słuchałam.

- Możesz czuć się swobodnie. Tata całą noc spędzi w pracy, a mama poszła spać. Uwierz, ona ma tak głęboki sen, że nic ją nie obudzi. Nie musisz się więc obawiać, że na któregoś się tu natkniesz.

- Po co mnie tu zabrałeś?- odwróciłam się do niego i spojrzałam mu w oczy. Starałam się zabrzmieć najbardziej odważnie jak tylko mogłam, ale przed oczami nadal miałam obrazy niedawnego zdarzenia.

- Możesz tu spędzić noc. Do domu chyba nie wrócisz po tym incydencie.

- Tylko, że ja nie chcę tutaj spać.

- Widzisz złotko? To jest klucz do drzwi, ja go mam, a bez niego nigdzie nie wyjdziesz- wyciągnął z kieszeni mały, srebrny kluczyk. Stałam jak wmurowana nie wiedząc co powiedzieć. Byłam bardzo zła na niego. Jak można być aż takim bezczelnym dupkiem? W mojej głowie od razu pojawił się głupi plan, który zamierzałam zastosować. Musiałam go przestraszyć, że sobie coś zrobię. Może zadziała.

- To wyskoczę przez okno- powiedziałam bardzo pewnie, przynajmniej tak mi się wydawało, bo on od razu się zaśmiał. Żeby zabrzmieć bardziej pewnie, dodałam.- Zrobię wszystko, byle bym nie musiała tutaj być.

- Proszę, droga wolna.

Spojrzałam na niego bardzo zdziwniona. On chyba to zauważył, bo jego uśmiech stał się szerszy.

- Wiedziałem. Chodź, pokażę ci sypialnię.

Niechętnie weszłam za nim przez dębowe drzwi i zatopiłam się w krainie ciemności.

Cicha dziewczynaWhere stories live. Discover now