Rozdział XV

460 47 22
                                    

Spojrzałam w stronę mistrza Sory, który ze złożonymi za plecami dłońmi uważnie mi się przyglądał. Miał drobną posturę, a jego długa broda kolorem niemalże dorównywała moim włosom.

– Ja bardzo za niego przepra...

– Powinienem był cię odesłać razem z tym chłopcem – wtrącił, jakby to co uważał Nilven nie miało dla niego żadnego znaczenia.

– Jestem niewystarczająco dobra? – Splotłam ręce na piersi, nieco urażona.

– Masz nieczyste intencje.

Uniosłam brwi, nie kryjąc zdumienia. Jednak, gdy dotarło do mnie o czym mówił, znów poczułam przypływ wstydu.

– Obiecałem mu, że sprawię byś stała się silna. Mam nadzieję, że do tego czasu zmienisz swoje postrzeganie.

Odwrócił się na pięcie i powolnym krokiem ruszył w stronę stojaków na broń. Przyglądałam mu się w milczeniu. Nie miałam odwagi odezwać się ani słowem. No bo co miałam powiedzieć? Nie wiedziałam jak ani skąd, ale miał rację. Miałam złe intencję, ponieważ zamierzałam zabić króla, który nieświadomie zamierzał mi to ułatwić. Nie spodziewałam się, że uderzą mnie tak silne wyrzuty sumienia. Być może przyczyniło się do tego złapanie mnie na gorącym uczynku. Z drugiej strony mistrz nie wiedział, co dokładnie zamierzałam zrobić. A przynajmniej taką miałam nadzieję.

Zastanawiało mnie jak zamierzał mnie szkolić, skoro ledwo się poruszał. Byłam już wyjątkowo zniecierpliwiona, obserwując jak próbował wyciągnąć dwa długie kije. Zaczesałam kosmyk włosów, który ukradkiem wysunął się z warkocza i podeszłam do niego. W ostatniej chwili złapałam kij, który niespodziewanie rzucił w moją stronę.

– Refleks masz dobry – zauważył, a ja przed moment stałam jak wryta. Sora zrobił kilka kroków, aby stanąć naprzeciw mnie. – Ciekawe czy jesteś wystarczająco szybka.

Uśmiechnęłam się współczująco i omiotłam go wzrokiem od stóp do głów. Nie miałam zamiaru zrobić mu krzywdy. Wystarczyłoby uderzyć raz, nawet nie wkładając w to zbyt wiele siły, by złamać staruszkowi nogę.

– Ściągnij z siebie to żelastwo – nakazał z wyraźnym niezadowoleniem. – Tutaj nikt nie zamierza cię zabić, byś musiała być cały czas uzbrojona. Zresztą i tak masz spory wybór – wskazał na stół, gdzie znajdowały się najróżniejsze rodzaje broni.

Posłusznie odpięłam wszystko razem z katanami, z którymi nie lubiłam się rozstawać i odłożyłam w bezpiecznym miejscu. Następnie wróciłam do mistrza i ustawiłam się naprzeciwko niego. Jednak, widząc jak dość powolnie oraz nieporadnie przyjmował pozycję do walki, ogarnęły mnie wątpliwości. Patrząc na jego kruche i pomarszczone dłonie oraz wystające spod ubrań kości zaczęłam nawet obawiać się o jego życie. A co jeśli przyprawię tego starca o trwałą kontuzję?

– Mistrzu, nie wiem, czy to dobry pomysł.

– Nie zaczęłaś, a już się poddajesz?

Pokręciłam głową w niedowierzaniu, po czym również przyjęłam pozycję do walki. Nieco lekceważącą, przekonana, że nie będę musiała się zbyt mocno wysilać. Gdy tylko zrobiłam krok w przód, aby zaatakować niewielkiej postury mężczyzna, zdążył w tym czasie odwrócić się na pięcie i wymierzyć jeden celny i wyjątkowo bolesny cios. Twardy kij uderzył w mój brzuch z taką siłą, że aż uszło ze mnie powietrze. Poczułam, jak się opluwam, gdy upadłam twardo matę. Wpatrywałam się w niego w osłupieniu, znów czując zalewający mnie wstyd. Mistrz Ryu zawsze mówił, aby nigdy nie lekceważyć przeciwnika. Po raz kolejny moja zuchwałość koncertowo dała o sobie znać.

Bogini Ognia Niebieskiego | TOM I | [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz