IX.6.

83 21 5
                                    

Kiedy Adrian wyszedł, poszłam się umyć, a potem ubrałam się wygodnie. Już miałam iść na śniadanie, kiedy rozległ się dzwonek mojego telefonu. To był Kosowski. Ten to nie ma wyczucia, jak zwykle.

– Hej, Iwi – przywitał się, kiedy tylko odebrałam. – Jak się czuje nasza mistrzyni?

Chujowo.

– Tak sobie. Ale chyba się wyspałam.

– A jadłaś już śniadanie?

– Jeszcze nie.

– To schodź, czekamy na dole – oznajmił, zadowolony z siebie.

Wszyscy przyszli do mojego hotelu? Dobrze, że nie widzieli Adriana...

– Jasne, za chwilę będę – odparłam bez większego entuzjazmu.

Rzeczywiście, przy recepcji czekali moi rodzice, bracia, Milena, Daniel i jego starzy. A także panie Marzena i Basia. Razem poszliśmy na śniadanie. Dan dosłownie nie odstępował mnie na krok. Usiadł tuż obok, cały czas mnie zagadywał. Zgrywał terytorialsa, szczególnie kiedy zauważył, że siedzący przy stoliku obok Adrian ciągle się na mnie gapi.

– Dan, mógłbyś nie naruszać dziś mojej przestrzeni osobistej? – warknęłam w końcu na przyjaciela. – Naprawdę nie mam humoru.

No bo ile można opędzać się od czyichś rąk?

– Wybacz, Iwi, ale tak się cieszę, że wygrałaś, jakbym to ja sam coś osiągnął. Mówiłem ci, że będę chciał się pławić w twoim blasku. I nie dam się spławić. – Puścił do mnie oko.

Nasi rodzice jak na zawołanie wybuchnęli śmiechem. Tylko Igor i Milena nie uważali tego za zabawne. Pewnie widzieli moją minę.

– Wiecie co? Ja wcale nie czuję się w jakimkolwiek blasku. Owszem, to niesamowite, że wygrałam, nadal nie mogę w to uwierzyć, ale co innego jest moim życiowym celem.

– Córeczko, myślę, że trochę przesadzasz – upomniała mnie mama. – Daniel na pewno nie miał na myśli nic złego. To naturalne, że rodzina i przyjaciele są z ciebie dumni.

A może mama ma rację i niepotrzebnie się spinam?

– W porządku. Cieszę się, że przyjechaliście, żeby mnie wspierać. Dziękuję. Teraz muszę się spakować. A wy jak będziecie wracać?

– Przyjechaliśmy wynajętym busem. Możesz się zabrać z nami.

– Ale ja... miałam mieć jeszcze dziś spotkanie ze sponsorem.

– Odwołane – wtrąciła się pani Marzena. – Sponsor zgłosi się do ciebie niedługo.

– Okej. – Wzruszyłam ramionami. – W takim razie spakuję się i możecie po mnie przyjechać.

– To my wracamy do swojego hotelu i za godzinę przyjedziemy po Iwetkę – zarządził pan Kosowski, po czym wywnioskowałam, że to on zafundował tego busa dla wszystkich.

– Ja zostanę z Iwi, jestem spakowany – oznajmił Daniel nieproszony. – Weźmiecie moje rzeczy?

– Jasne – potwierdził jego ojciec.

Moi rodzice nawet się nie odezwali. Podziękowałam, wstałam od stołu i poszłam w kierunku schodów.

Pod moimi drzwiami stał już Daniel, który widocznie wygodnie pojechał sobie windą. I to ma być sportowiec?

– Czego? – spytałam grzecznie.

– Iwi... czy możemy porozmawiać?

– Muszę się spakować, Dan.

JA CIEBIE, TY NIE MNIE...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz