29.

2.2K 121 29
                                    

Dwudziesty czwarty grudnia.

Oficjalnie zaczynamy święta.

Czas na rozmowę z Blakiem.

Cały wczorajszy dzień spędziłam na pieczeniu pierniczków. Moja mama co roku piecze pierniczki, które potem oddajemy do schronisk dla bezdomnych. Ludzie, którzy je zamieszkują zawsze się cieszą na ich widok i dobrze już nas znają, gdyż ta tradycja ma już co najmniej dziesięć lat.

Nie mogłam zasnąć przez kłębiące się w mojej głowie myśli. Nawet nie wiem o czym chce rozmawiać z Blakiem. Po prostu nasza relacja jest nieokreślona.

Ból głowy towarzyszył mi od rana i nie czułam się na siłach aby wstać.

Usłyszałam ciche pukanie, a po chwili do pokoju weszła moja mama.

- Jeszcze nie wstajesz? Słabo wyglądasz - stwierdziła, przybierając na twarz grymas.

- Głowa mnie boli - powiedziałam, a ta pokiwała głową.

- Przyniosę ci tabletki i masz na razie odpoczywać - rozkazała i wyszła z mojego pokoju. Nie sprzeciwiałam się, bo wiedziałam, że nie ma opcji, że w ogóle podniosę się do pozycji siedzącej.

Po kilku minutach moja mama wróciła z opakowaniem tabletek i herbatą.

- Pij i odpoczywaj dużo, musisz się wykurować do kolacji - uśmiechnęła się pocieszająco. - Pewnie chcesz zobaczyć się z Blakiem.

- Tak - skłamałam, nie miałam siły aby opowiadać jej o ostatnich wydarzeniach.

- Kłamiesz - stwierdziła, podnosząc do góry jedną brew. - Pamiętaj jestem twoją matką, mnie nie oszukasz. Dzisiaj ci odpuszczę, ale jutro wracam tutaj z pytaniami. A tak poza tym, babcia ci zaparzyła ziółka, uwierz postawią cię na nogi.

Po połknięciu tabletki i wypiciu ziół babci, uznałam, że idę spać.

------

Mama nie kłamała. Zioła babci zdziałały cuda. Czułam się naprawdę dobrze i nawet mój wygląd nie był taki zły.

Ostatni raz przejechałam błyszczykiem usta i zamknęłam opakowanie. Za pół godziny powinni przyjść Remingtonowie. Dzięki złemu samopoczuciu miałam taryfę ulgową i jeśli się źle poczuje to mogę wyjść z kolacji kiedy chce, przy okazji nie musiałam pomagać mamie i babci.

Zakręciłam końcówki swoich włosów i muszę przyznać, że wygląda to nieźle. Oczywiście moja mama mi poradziła, abym je zakręciła. Makijaż miałam delikatny, ponieważ nałożyłam tylko korektor, róż, puder, tusz do rzęs i błyszczyk. Założyłam na siebie białą, prążkowaną sukienkę przed kolano.

- Wyglądasz pięknie - moja mama stanęła w drzwiach. - Moja śliczna, córeczka. Chodź na dół, bo Remingtonowie za chwilę będą.

Razem z mamą zeszłyśmy na dół, gdzie czekał na nas tata wraz z babcią. Byłyśmy idealnie, ponieważ po chwili zadzwonił dzwonek. Mama oczywiście poszła pierwsza się witać, a ja czekałam aż wszyscy przyjdą tutaj.

- Charlie! - pierwsza przybiegła do mnie Florence. - Dziękuję za prezent!

- Nie wiedziałam, że będziemy się dzisiaj widzieć bo tak to dałabym ci go osobiście, ale jeszcze raz wszystkiego najlepszego, Flo - przytuliłam ją.

Isabelle przywitała mnie uściskiem, a Chad kiwnięciem głowy. Brakowało tylko jednej osoby.

- Stoi na dworze, możesz do niego iść - Isa kiwnęła głową w stronę schodów.

Uznałam, że warto posłuchać się babci i pogadać z Blakiem, dlatego wyszłam na dwór. To co zobaczyłam trochę przerosło moje oczekiwania.

- Od kiedy palisz? - zapytałam, a ten powoli odwrócił się w moją stronę.

- Nie udawaj, że jesteś taka święta - zaśmiał się sucho, wypuszczając dym z ust.

- Może nie jestem święta, ale przynajmniej nie palę tego świństwa - warknęłam i wyrwałam mu papierosa z dłoni, a następnie upuściłam go i zdeptałam.

- Nie interesuj się tym co robię - mruknął wyciągając całą paczkę papierosów, oczywiście szybko ją przechwyciłam. - Teraz wielce się martwisz, oddaj - wyciągnął rękę w moją stronę.

- Co się z tobą dzieje? - spytałam, obserwując jak zaciska ręce w pięści. - Zachowujesz się coraz gorzej.

- Powtarzam, że to nie twój interes. Nie mam ochoty siedzieć tutaj z wami i udawać, że jesteście moją prawdziwą rodziną - wypluł z jadem. Poczułam się urażona jego słowami.

- Wychowaliśmy się razem i przyjaźniliśmy, mamy cokolwiek wspólnego z rodziną - zauważyłam, a ten parsknął śmiechem.

- To było sześć lat temu. Może kiedyś mieliśmy coś wspólnego z rodziną, ale to przeszłość - z każdym jego słowem, czułam jak mój wskaźnik złości rośnie.

- Pieprzony dupek - cisnęłam paczką papierosów w górkę śniegu. - Jesteś gorszy niż sądziłam.

- Nawet nie wiesz co przeżyłem przez te lata. Na jakiej podstawie to stwierdzasz? - zapytał ironicznie, a ja miałam ochotę przywalić mu w twarz.

- Ty też nie wiesz przez co przechodziłam - zaśmiałam się, chociaż nie było mi do śmiechu. - Myślisz, że zawsze u słodkiej i uroczej Charlotte Wilson było cukierkowe? Niestety nie biegłam przez tęczę, a z nieba nie spadały landrynki. Nie myśl, że tylko tobie było źle.

- Nie jesteś warta moich tłumaczeń - prychnęłam na jego słowa.

- No pewnie, ale Clara jest? - moje słowa ociekały ironią. - No w sumie wszystko się zgadza. Panna lekkich obyczajów idealna dla twojego statusu.

- Clara przynajmniej nie patrzy na świat przez różowe okulary - przewróciłam oczami.

- To przez jakie? Pełne pieniędzy i ludzi twojego pokroju? To są jej okulary?

- Nie będę ci się tłumaczył - odparł i odszedł.

Sama wróciłam do środka, a wszyscy od razu skupili swoją uwagę na mnie.

- A gdzie Blake? - zapytała moja mama, a ja prawie przewróciłam oczami na to pytanie.

- Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Idę do siebie - odpowiedziałam i skierowałam się w stronę schodów.

Siedząc na łóżku zastanawiałam się co spowodowało kłótnię. Niezaprzeczalnie było to aroganckie i chamskie zachowanie Blake'a. Nie sądziłam, że jest aż takim egoistą. Staczał się, a ja nie mogłam nic z tym zrobić, pozostaje mi tylko oglądać jak upada na dno.

Może Clara go uratuje, skoro jej tak bronił. Szkoda, że niedawni traktował ją jak zwykłą szmatę do podłogi, a ona jest naiwna i dalej na niego leci.

To ja z nim budowałam zamki z piasku, układałam klocki lego, dorastałam i to ja stałam z nim na pogrzebie wpierw jego matki, a potem ojca, a nie Clara. Skoro jest tak pewny, że ona tak doskonale go rozumie i nie rozpowie jego sekretów to również jest naiwny jak ona. Dobrali się idealnie.

Moje rozmyślenia przerwało ciche pukanie w drzwi.

- Proszę! - zawołałam, a w drzwiach ujawniła się sylwetka Florence. - Co tam, kochanie?

Dziewczynka podbiegła do mojego łóżka i po wdrapaniu się na nie mocno mnie przytuliła.

- Blake znowu uciekł, znów nie będzie go przez kilka dni - załkała. - Obiecał, że się ze mną pobawi.

Najwidoczniej Blake wolał Clarę od własnej siostry.


JLQalive

jak wrażenia?

kto ma rację - Blake, czy Charlotte?

następny rozdział będzie w środę, do zobaczenia!

A long way to the finish lineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz