STELLA
Sala, w której za moment mają zacząć się moje pierwsze zajęcia sprawia, że czuję się trochę jak w próżni kosmicznej. Jest niezwykle elegancka, urządzona w jasnych kolorach, a jedynymi ciemnymi akcentami są zasłony na oknach i dziwaczne obrazy nie z tego wieku.
Na biurku naszego wykładowcy leży stos starych książek, które mam ochotę przytulić. Stare powieści wydają mi się niezwykle fascynujące, bo przecież często pochodzą z zupełnie innego wieku, zostały napisane w czasach, do których nie możemy powrócić inaczej niż właśnie dzięki nim. Świadomość, ile lat mają te kartki, zapisane na nich słowa, możliwość wyobrażania sobie, w jakich okolicznościach tworzył je ich autor jest...
– Cześć koleżanko. – Przy moim boku znienacka wyrasta wysoka postać. – Pamiętasz mnie?
Przerywam bazgranie po kartkach zeszytu, który wzięłam na wypadek robienia notatek i wznoszę wzrok.
O kurczaczku!
Moje usta rozdziawiają się bez udziału woli. Wysoka postać ma na sobie elegancką koszulkę i marynarkę ozdobioną czerwonymi kropkami.
I jest bardzo znajoma.
– Arthur. – Ze zdumienia za późno przypominam sobie, jak się uśmiechać. – Nie mów, że ty też...
Chłopak pociera kolczyk błyszczący w jego brwi, bujając się na piętach.
– Zaczynam w tym roku studia z literatury. – Potakuje, a potem zgina się w pół w kiepskiej parodii ukłonu i sięga po moją dłoń. – To zaszczyt Milady.
Parskam śmiechem, ale pozwalam na to staroświeckie powitanie, jednocześnie odrzucając włosy na plecy niczym dama pełna wdzięku.
– Cała przyjemność po mojej stronie, Milordzie – odpowiadam mu.
Biorąc pod uwagę, że czekamy na rozpoczęcie zajęć, na których większość powieści, jakie będziemy omawiać pochodzi z innego wieku, nasze zabawne powitanie wydaje się niezwykle trafne. Gdybym żyła w tamtych czasach, pewnie musiałabym co chwilę dygać na czyjś widok i...
– Witam pierwszoklasistów. – Moje rozważania przerywa głos wchodzącego do sali profesora. Mężczyzna około czterdziestki jest ubrany w trójkolorowy garnitur, a jego krótko przycięte włosy kręcą się jak naelektryzowane trafieniem wczorajszego pioruna.
– Słyszałem, że to całkiem zabawny gość. I król dziwacznych metafor – zdradza Arthur cichym tonem, opadając się na krzesło obok mnie.
Dziwnych metafor?
– Jak już pewnie wiecie, nazywam się Robert Larson i będę wykładał wam cudowną i skomplikowaną bardziej niż sieć czarnej wdowy sztukę literatury angielskiej – oznajmia wykładowca, trącając wskaźnikiem zapisane na tablicy pochyłym pismem słowa: CZYM JEST LITERATURA?
W pomieszczeniu natychmiast roznosi się kilka rozbawionych mruknięć.
– Mówi pan o sieci kobiety czy pająka? – pyta jakiś chłopak zasiadający w pierwszym rzędzie.
Pan Larson natychmiast kieruje na niego czubek swojego wskaźnika.
– A w którą wolałbyś wpaść?
Uczeń wyszczerza zęby w uśmiechu:
– Pająka – oznajmia, szturchając porozumiewawczo w bok kolegę z ławki obok.
– No widzisz. – Larson opiera się o swój kij niczym o laskę. – A ci o których będziemy czytać, wpadli w tę drugą. – Wykrzywia wargi w prawie zrozpaczonym grymasie.
Śmiech łaskocze mnie w krtani.
– Lubię go – szepczę do Arthura.
Mój nowy kolega otwiera jakiś podręcznik i układa go na swojej ławce. W zębach już trzyma jaskrawo żółty marker.
– Mówiłem, że jest niezły – mamrocze niewyraźnie. – Jakie zajęcia masz później?
– Astronomię.
Kącik jego ust drga leciutko.
– Ja też.
Profesor właśnie zaczyna zapisywać coś na tablicy, gdy drzwi do sali otwierają się z upiornym skrzypnięciem.
A następnie do środka wkracza nie kto inny jak Gabriel.
Moje serce natychmiast zalewa fala niepokoju wymieszanego z niemile widzianą ekscytacją.
Ale nie widziałam go od czterech długich, deszczowoburzowych dni.
Bezwiednie spuszczam spojrzenie na kartki swojego zeszytu i zagryzam wargę.
– Pan Holloway. – Głos wykładowcy ma w sobie dziwną nutę sympatii. – Wielbiciel wejść w wielkim stylu, jeśli dobrze pamiętam.
Aha, nawet nasz nauczyciel go zna.
Gabriel rozgląda się po pomieszczeniu, jak gdyby czegoś szukał, a kiedy wreszcie mnie zauważa, jego oczy rozświetlają się na ułamek sekundy.
– Przepraszam, profesorze – odpowiada, wciąż patrząc wyłącznie na mnie. – To się na pewno... jeszcze powtórzy.
Po sali ponownie roznosi się szmer cichych śmiechów, a pan Larson wzrusza ramionami.
– Niestety nie spodziewałem się niczego innego. – I wraca do notowania na tablicy.
Gabriel natomiast od razu zaczyna się przemieszczać. Wędruje między stolikami, dopóki nie staje tuż obok mojego. Niestety siedzenie po mojej lewej wciąż jest wolne.
Opada więc na nie z leniwą gracją i już, już ma coś do mnie powiedzieć, ale jego wzrok koncentruje się na chłopaku zajmującym miejsce po mojej prawej.
Jego zadowolony uśmieszek gaśnie zmieniony w gniewny grymas.
– Cześć, Arnold, racja? – przemawia do niego.
Arthur przechyla się, by zerknąć na Gabriela
– Arthur – poprawia przyjaźnie, nie mając pojęcia, że ten wredny dupek celowo przekręcił jego imię.
No tak. Gdyby Gabriel żył w innej epoce, teraz bez wątpienia wyzywałby swojego, jak mu się wydaje rywala, na pojedynek o świcie. I choć niebywale mnie to irytuje, jestem też zaskoczona, że rozpoznał Arthura. Że go pamięta. Przecież widział go jakieś trzy minuty na plaży niemalże wieki temu.
– Jasna sprawa. – Wzrusza ramionami. – Cześć kochanie. Dobrze spałaś?
CZYTASZ
THE LOVE BETWEEN US
Teen FictionOna oddała mu serce, ale on wciąż nie potrafił wyrzucić ze swojego innej dziewczyny. Kiedy Stella zaczyna wierzyć, że jej związek z Gabrielem pokonał już wszystkie przeszkody i przegnał dzielące ich dotąd sekrety, niespodziewanie do życia Gabriel...